niedziela, 7 stycznia 2018

Rozdział 1

Siedziałam zniecierpliwiona na blacie kuchennym i stukałam piętami o szafkę, by zagłuszyć przygnębiającą cisze. W domu z mamą nigdy nie było cicho, nasz salon był miejscem codziennych spotkań z przyjaciółkami lub uwodzenia kolejnego kochanka. Tu było spokojnie. Nawet trochę mnie to przerażało, nie byłam do tego przyzwyczajona. Ale tata zawsze taki był. Harmonijny, opanowany i odpowiedzialny. Pewnie dlatego zawsze mi go brakowało. Przygryzając boleśnie wargę podniosłam wzrok znad potarganych na kolanach spodni. Rozglądałam się uważnie po kuchni, analizując w głowie położenie najpotrzebniejszych rzeczy i z obojętnością stwierdziłam, że nie zmieniło się za wiele. Ten sam kolor ścian co sześć lat temu i te same podstawki pod kubki, które tata kupił w sklepiku z pamiątkami, gdy spędziłam tu swoje pierwsze wakacje. Jedyne co mnie zaskoczyło to zdjęcie na lodówce, na którym wieszałam się Taylerowi na ramionach rok temu. To mnie rozbawiło. Musiał być to jego pomysł, tata by na to nie wpadł. Przypominając sobie na co właściwie czekam, spojrzałam na zegarek i przekręciłam oczami. Nie przypominałam sobie, żeby Tayler kiedykolwiek siedział tyle czasu w łazience. Co on mógł robić? Drgnęłam, gdy przed oczami stanął mi niechciany widok. Zacisnęłam powieki i potrząsnęłam głową, by wyrzucić to z siebie. Gdy otworzyłam oczy, zmuszona byłam wstrzymać powietrze. Nie spodziewałam się go stojącego w drzwiach.
-Zawsze chodzisz po domu taki rozebrany?
Przymrużył oczy i postał tak jeszcze przez kilka sekund. Miał na sobie jedynie ręcznik owinięty w biodrach a ja modliłam się w duchu, żeby miał pod spodem majtki. Przejechał leniwie dłonią po brzuchu i w końcu wszedł do kuchni.
-A Ty zawsze pakujesz się tyłkiem na blat? Przesuń się.
Przechyliłam się w bok, a Tayler chwycił jabłko z miseczki za mną. Podszedł do lodówki i zaczął skanować wzrokiem jej zawartość. Westchnęłam na myśl, że od teraz będę z nim mieszkać dłużej niż tylko przez wakacje. Nawet się cieszyłam ale obawiałam się tej całej zmiany. Przez ostatnie dziesięć lat mieszkałam tylko z mamą, jest kobietą, ale.. musiałam w końcu skorzystać z propozycji taty. Tak będzie najlepiej, zważając na kilka ostatnich miesięcy. Naprawdę nie mogłam dogadać się z mamą a to najlepszy sposób aby od siebie odpocząć. Naprawdę cieszyłam się na mieszkanie z tatą i bratem. I na dzielenie się z nimi jedną łazienką.. Wracając do świata żywych i  korzystając z okazji, że Tayler dalej gapi się w lodówkę, przyjrzałam się szybko jego budowie. Zaskoczyło mnie to jak dobrze wyglądał.
-Umawiasz się z kimś?
-Co?
Spojrzał na mnie zdziwiony i lekko zniesmaczony, że obrzucam go takimi pytaniami. Sama nie wiem skąd ta ciekawość, ale chciałam wiedzieć. Uśmiechnęłam się i ponowiłam próbę.
-Pytam czy masz kogoś. Zdałam sobie sprawę, że jesteś całkiem przystojny.
Tayler zaśmiał się i wyciągnął z lodówki miseczkę z jajkami. Postawił ją obok mnie i przechodząc do szafki z przyprawami niespodziewanie potargał mnie za włosy.
-Ty też.
Zaśmiałam się a brat pokręcił głową. Wsadził do buzi jabłko by zwolnić ręce i wyciągnął z szafki chyba wszystkie przyprawy jakie tylko były. Ustawił je obok miseczki z jajkami i wrócił do jedzenia jabłka.
-Więc?
Podciągnęłam nogi i usiadłam wygodnie po turecku. Tayler krzątał się po kuchni, przygotowując potrzebne rzeczy do jajecznicy. Tak wywnioskowałam. Chciałam, żeby mi coś poopowiadał. Jeszcze nie zdążyliśmy dłużej pogadać. Przy śniadaniu zamieniliśmy może z trzy zdania. To i tak lepsze niż pogawędka z tatą. Chyba nie do końca wiedział jak ma ze mną rozmawiać. Nie byłam już dziesięcioletnią dziewczynką, a chyba wciąż mnie za taką uważał.
-Ma na imię Ruth.
Ładnie.
-Długo już jesteście razem?
-Pół roku. Podejrzewam, że się polubicie. Jest w Twoim wieku.
Ucieszyło mnie to. Wiedziałam, że odnalezienie się tutaj nie będzie aż takie trudne. Lauren znałam odkąd tata się tu przeprowadził, mieszkała w domu obok i miała widok na mój pokój. A Joey wkleił mi we włosy swoją gumę do żucia podczas meczu rugby. Cieszyłam się, że nasza trójka trzymała się w kupie do tej pory. To chyba jeden z mocniejszych argumentów, które zadecydowały o mojej decyzji zamieszkania tu. Naprawdę mi to ułatwiali. Oprócz nich miałam jeszcze oczywiście Taylera, ale jego zadaniem było uprzykrzanie mi życia. Odkąd pamiętam traktował mnie tylko i wyłącznie jak wkurzającą młodszą siostrę. Teraz jego podejście nawet się zmieniło. Chyba musiał cierpieć na głowę, albo naprawdę się zakochał w tej Ruth. Druga opcja podobała mi się bardziej. Przynajmniej jakoś na tym skorzystam.
-Tata ją lubi?
-Myślę, że tak. Ale znasz go, za wiele nie mówi o takich rzeczach.
To racja. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam do wibrującej kieszeni. Wiadomość od Lauren. Nie mogła urwać się wcześniej z pracy, a tak bardzo zależało mi na spotkaniu z nią. Spędziłam w pojedynkę większość dnia, musiałam się z nią zobaczyć.
-Lauren musi zostać dłużej w pracy. Podwiózłbyś mnie do niej, proszę?
-Umów się na jutro.
Odpowiedział nawet się dłużej nie zastanawiając. Zeskoczyłam z blatu, poprawiając włosy za ucho. Tayler odpalił kuchenkę, stawiając na niej patelnie.
-Nie chcę siedzieć dzisiaj w domu. Cieszyłam się na to spotkanie.
-To zadzwoń do Joey’a. Niech on wpadnie do Ciebie.
Przekręciłam oczami, krzyżując ręce na piersi. Jednak tak jak zawsze trudno było się z nim dogadać. Związek nie zmienił go na tyle ile bym chciała. I potrzebowała. Postanowiłam jednak nie dawać za wygraną.
-Joey’a nie ma dziś w domu. Widzimy się jutro na meczu.
-Idziesz na mecz?
-Tak. Jak zawsze. Będziemy z Lauren mu kibicować. To jak podwieziesz mnie?
Przechyliłam głowę w bok i zrobiłam błagającą minę. Brat spojrzał najpierw na miseczkę a dopiero później na mnie i pokręcił głową. Uśmiechnęłam się, bo widziałam po jego minie, że mi ulega.
-Niech Ci będzie.. I tak miałem podjechać do sklepu.
-W takim razie proponuje Ci się najpierw ubrać. W takim stroju nie wpuszczą Cię do środka.
Spojrzał na mnie i pokręcił niedowierzająco głową. Przyznaję, lubiłam mu dogadywać i nie mogłam z tym nic zrobić. Czasami było to silniejsze ode mnie. Wyłączył gaz pod patelnią i leniwie wyszedł z kuchni.

***

-Tata Cię odbierze?
-Nie chcę zawracać mu głowy. Wrócę z Lauren.
Byłam ogromną szczęściarą mając okno dokładnie naprzeciwko okna Lauren. Gdy byłyśmy mniejsze podawałyśmy sobie koszyk z cukierkami na sznurku i siedziałyśmy na balkonie tak długo, aż któryś z rodziców nie zawołał nas do spania. Miło jest mieć taką sąsiadkę.
-Nie pij za dużo.
-Dziękuję za troskę.
-Po prostu mam pokój przy samej łazience. Nie mam ochoty wysłuchiwać jak..
-Ok, dobra. Łapię.
Przerwałam lekko przekrzykując Ta
ylera i otworzyłam pośpiesznie drzwi. Zaśmiał się pod nosem a ja wysiadłam z auta.
-Klucze są w doniczce po prawej stronie przy wejściu.
-Jasne. Pamiętam.
Leżały tam od zawsze. Uśmiechnęłam się i trzasnęłam drzwiami. Wpatrywałam się w auto dopóki całkiem nie zniknęło mi w oczu. Odwróciłam się w stronę drzwi wejściowych do baru i przygryzłam podekscytowana wargę. Nie mogłam się doczekać, żeby zobaczyć przyjaciółkę. Gdy tylko weszłam do środka zostałam oślepiona jeżdżącymi po ścianach i suficie kolorowymi laserami. Znałam to miejsce, ale nigdy za często tutaj nie przychodziliśmy. Najwięcej czasu spędzaliśmy u Joey’a w domu. Jego rodziców nigdy nie było w weekendy. Teraz Laurem podawała tutaj piwo. Podeszłam do baru rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciółki ale obsłużyć mnie postanowił średniego wzrostu brunet.
-Hej, coś dla Ciebie?
Zaczęłam rozglądać się po półkach za nim i naprawdę ucieszył mnie widok dzbanka jakiegoś soku. Nie chciało mi się pić ale postanowiłam czymś się zająć dopóki nie zjawi się Lauren. Chłopak uśmiechnął się i oparł wygodnie łokciami o blat. Nie przeszkadzało mu chyba to, że dawałam sobie dość sporo czasu. Nie było tu jakoś nie wiadomo jak wielkiego ruchu.
-Poproszę sok jabłkowy.
-Oczywiście.
Spojrzałam w stronę drzwi prowadzących na zaplecze baru za ladą i uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam w nich śliczną blond dziewczynę z włosami do ramion. Podniosła na mnie wzrok i otworzyła szeroko buzię.
-Ronnie!
Zapiszczała i ruszyła biegiem w moją stronę, okrążając jak najszybciej blat. Uśmiechnęłam się a dziewczyna zawiesiła mi się na szyi. Złapała mnie za policzki, skanując wzrokiem każdy centymetr mojej twarzy. Oczy świeciły się jej jak lampiony.
-O matko, ale urosły Ci włosy. Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że Cię widzę. Nie mogłam wyjść wcześniej. Liddia nagle się rozchorowała i muszę ją zastąpić. Napijesz się czegoś? Co Ci podać?
Trajkotała jakby ktoś ją nakręcił na kluczyk. Była podekscytowana a mi uśmiech nie schodził z twarzy. Spojrzałam na chłopaka za ladą.
-Nie przedstawisz mnie?
Lauren przekręciła oczami i zaśmiała się.
-Oczywiście. Ronnie to Ben, pracujemy razem i od czasu do czasu chodzimy na pizzę. Ben to jest Ronnie, moja przyjaciółka.
-Nie widziałem Cię nigdy wcześniej. Jesteś tu nowa?
Chciałam odpowiedzieć, ale Lauren nie dała mi szansy otworzyć ust, sama tłumacząc w skrócie na czym polegają moje wizyty w Whishore Falls.
-Mogę z nią chwilę porozmawiać na zapleczu? Mamy sobie tyle do powiedzenia a ja nie zniosę czekania. Dasz sobie radę sam przez chwilę?
-Jasne. Na zapleczu jest towar do rozłożenia.
Lauren przekręciła oczami i złapała mnie za rękę, ciągnąć za sobą. Usiadłam wygodnie na dość wysokim parapecie a blondyna rozpakowywała kartony. Tak strasznie dobrze czułam się w jej towarzystwie i tak mocno za nią tęskniłam. Chciałam naprawdę sporo jej opowiedzieć, ale nie musiałam martwić się o to, że nie wiem od czego zacząć. Nie przepuściła niczego.
-Wiesz już na jak długo chcesz tu zostać? Zastanawialiśmy się z Joye’em co postanowiłaś. Nie masz pojęcia jak go to gryzło, nie wiem co się z nim dzieje, chyba się za Tobą porządnie stęsknił.
Uśmiechnęłam się. Och Joey, nie mogłam się doczekać aż go zobaczę. W głowie miałam naprawdę niezłą mieszankę i sama zastanawiałam się czy na pewno dobrze postanowiłam, ale na chwilę obecną miałam odpowiedź. Miałam dość ciągłych kłótni z mamą i obawiałam się, że okres wakacji nie wystarczy, aby zdała sobie sprawę z tego dlaczego nie możemy się dogadać..
-Spakowałam wszystkie swoje rzeczy.
-Zostaniesz tu na dobre?
Lauren odstawiła karton i spojrzała na mnie. Pokiwałam głową, że tak.
-Chyba. Na razie chcę spędzić tutaj wakacje. Jeśli nie przestanie zmieniać facetów jak rękawiczki i przyprowadzać ich do domu, zostanę z tatą.
-A co z Twoim facetem? Alex nie dostał drugiej szansy?
Wypuściłam z siebie całe powietrze i spojrzałam w sufit.
-Między nami już dawno wszystko skończone, na dobre.
Lauren poprawiła fartuszek i podeszła do mnie. Położyła dłonie na moje kolana i zaczęła je nimi delikatnie pocierać. Żeby mnie pocieszyć.
-To będą najlepsze wakacje w naszym życiu. Czuje, że przydarzy się coś naprawdę pokręconego. A to nasz pierwszy dzień. Kończę za trzy godziny i uważam, że powinnyśmy się upić. Zamówimy z powrotem taksówkę.
Zaśmiałyśmy się i szczerze ten pomysł naprawdę mi się podobał. Dawno już tego nie robiłam.
-Ale teraz muszę wracać do Bena. Za niecałą godzinę nie będzie można przecisnąć się na parkiecie, sam sobie nie poradzi. No i będzie marudny.
-Mogę pomóc?
Wymsknęło mi się zanim przemyślałam co chcę powiedzieć. Ale nie chciałam bezczynnie siedzieć przez trzy godziny. Dałabym radę. Nalewanie piwa nie musi być takie trudne.
-Naprawdę? Chcesz stanąć za barem?
-A czemu by nie?
-No to Ben się ucieszy. Widzę jak mu ślinka cieknie na Twój widok. Tylko musisz najpierw zrobić jedną rzecz.
Lauren podeszła do zielonej szafy a ja śmiejąc się z jej słów zeskoczyłam z parapetu. Stanęłam obok niej a ona wręczyła mi czarny materiał.
-Włóż to.
-Co to?
-Moja bluzka. W takim stroju nie pójdzie ci najlepiej a początki nie są łatwe. Rozpuść włosy i załóż to. Zobaczysz jak faceci będą się zabijać o miejsca przy barze.
Spojrzałam na nią zastanawiając się czy o to właśnie mi chodzi.
-No dalej. Chcesz zapamiętać te wakacje czy nie?
-Jasne.
Rozejrzałam się, czy przypadkiem Ben nas nie widzi i w ekspresowym tempie pozbyłam się sweterka. Włożyłam koszulkę Lauren i przejrzałam się w lusterku. Wow. Niezły dekolt i pół brzucha n wierzchu.
-Zrobiłaś sobie kolczyk?
-To chyba za skąpe.
Spojrzała na mój pępek ale ja zignorowałam jej pytanie i zmarszczyłam brwi. Nie byłam pewna co do tego pomysłu. Lauren złapała mnie za ramiona i odwróciła w swoją stronę. Spojrzała mi uważnie w oczy.
-Ronnie, nie jesteś już z Alexem. Nie musisz się tak zachowywać. Czas się zabawić, a to nie jest nic złego. Powinnaś poznać kogoś nowego, zaszaleć. To mają być nasze wakacje.
Pokiwałam głową i jeszcze raz spojrzałam w lusterko. Lauren miała racje. Pociągnęłam za gumkę do włosów, pozwalając im opaść kaskadami na plecy.
-To rozumiem.
Lauren uśmiechnęła się a ja spojrzałam na Bena, który właśnie pojawił się w drzwiach. Przygryzłam odruchowo wargę, by przestać się uśmiechać, gdy zobaczyłam jak przygląda mi się z otwartymi ustami.
-Ronnie jest chętna do pomocy, chyba nie masz nic przeciwko temu?
Ben pokiwał przecząco głową nawet na Lauren nie spoglądając. Przyjaciółka podeszła do mnie i wręczyła mi zielony fartuszek. Przewiązałam go sobie w pasie a Lauren pociągnęła mnie za rękę, wychodząc z zaplecza. Uśmiechnęłam się do Bena, który był zmuszony zejść nam z drogi. Lauren miała rację. Powinnam zapomnieć o Alexie raz na zawsze i pozwolić sobie, aby te wakacje były najlepsze jakie w życiu miałam.

Ruch był naprawdę spory. Nie wierzyłam, że tylu ludzi nazbierało się tutaj w tak krótkim czasie. Ale nie było się czemu dziwić. Była sobota i właśnie zaczęły się wakacje. Pomagając Lauren i Benowi naprawdę dobrze się bawiłam. O dziwo nadążałam. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy poczułam jak Ben po raz kolejny ociera się o moje ramię. Przekomarzał się, że to przez przypadek a na końcu puszczał do mnie oczko. Ale o dziwo naprawdę mi to nie przeszkadzało. Zdążyłam go już polubić, był zabawny.
-Ronnie, zaniesiesz to do stolika w tamtym rogu? Facet przy ścianie zapytał czy możesz ich obsłużyć.
Przymrużyła oczy i się uśmiechnęła. Odpowiedziałam jej tym samym i zabrałam od niej tacę z piwami. Nieco nerwowo odgarnęłam włosy za ucho i wyszłam zza baru. Było naprawdę głośno i gorąco. Czułam coś, że przeciśnięcie się przez ten tańczący tłum nie będzie takie proste. Przystanęłam jednak, gdy zauważyłam małe zamieszanie. Widziałam jak chłopak stojący tyłem do mnie łapie dziewczynę przy stoliku za nadgarstek, zmuszając ją tym, żeby wstała z krzesła. Zrobiła to, ale nie była do końca zadowolona i wyrwała się z uścisku.
-Nie powinno Cię tutaj być.
-To nie Twoja sprawa.
Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i posłała chłopakowi zimne spojrzenie. Wyglądała na trochę młodszą ode mnie. Zerknęłam przez jego ramie na bar i zobaczyłam, że Ben i Lauren także się im przyglądają. Obserwowało ich jeszcze kilka osób w sąsiednich stolikach. Miałam wrażenie, że przyglądają się tej sytuacji że współczuciem.
-Jesteś niepełnoletnia, wracasz ze mną.
-Nigdzie nie wracam.
-Justin!
Odwróciłam się, gdy ktoś za mną krzyknął. Spoglądał mi przez ramię i domyśliłam się, że to do chłopaka, którego rozmowie się przed chwilą przysłuchiwałam. Odwróciłam się z powrotem w jego kierunku a moje serce momentalnie zatrzymało się na kilka długich sekund. Wpatrywał się we mnie brązowymi oczami a ja jedynie.. otworzyłam usta. W tamtej chwili nie wiedziałam czy to dlatego, bo byłam oczarowana jego piękną twarzą, czy dlatego, że zdałam sobie sprawę z tego, co właśnie się stało. Zamrugał kilka razy powiekami jakby chciał się ocknąć i spuścił wzrok na dół. Spojrzałam na jego przemoczoną koszulkę a później na tacę, którą trzymałam w rękach.
-Ronnie..
Usłyszałam głos Lauren ale nie spojrzałam w jej kierunku. Wylałam na niego całe piwo.. znów otworzyłam jedynie usta i poczułam się jak idiotka. Nie potrafiłam z siebie wydusić ani słowa. Chłopak złapał za mokry materiał, powoli odklejając go od swojego umięśnionego torsu.
-A to za co?
Spytał oburzony a ja spojrzałam znów na jego twarz. Lekko za długie blond włosy opadały mu na czoło a między brwiami uformowało się małe ‘v’. Uchylił zaróżowione wargi, by po chwili ułożyć je w cienką linię. Zdałam sobie sprawę, że nie jest zadowolony i spuściłam wzrok. Kątem oka widziałam, że przyglądają mi się ludzie. Przełknęłam z trudem ślinę.
-Przepraszam. Nie chciałam, ja..
Przyglądał mi się tak jeszcze przez chwilę i nagle z jego twarzy uleciała cała złość. Ale zastąpił ją bezczelny i pełen pewności siebie uśmieszek. Chyba bawiło go moje zakłopotanie.
-Wylałaś na mnie piwo.
Powiedział przeciągając każde słowo. Wyprostował się by dać mi do zrozumienia, że to ja jestem ofiarą tego zajścia, a nie on. Nagle przestał mnie onieśmielać i poczułam gniew. Był arogancki i za bardzo pewny siebie. 
-To ty na mnie wpadłeś.
Niespodziewanie przybliżył się do mnie o krok a ja musiałam unieść głowę by nie spuścić wzroku. Jego perfumy mieszały mi w głowie. Stał za blisko.
-Gdybym mógł cofnąć czas, chętnie bym to zrobił, ale.. wyręczyłaś mnie.
Nachylił się do mojego ucha i powiedział z pretensjami w głosie. Tak cicho, że tylko ja byłam w stanie to usłyszeć. Przez muzykę. Odsunął się o centymetry i zmierzył niegrzecznie wzrokiem moją sylwetkę.
-Za to gdybym to ja mogła cofnąć czas, najchętniej zrobiłabym to jeszcze raz. Bez zawahania i wyrzutów sumienia.. palant.
Spojrzałam na jego przemoczone ubranie by upewnić się, że rozumie co chcę mu przez to powiedzieć. Te słowa wyszły ze mnie niespodziewanie ale wkurzała mnie jego arogancja. Przeprosiłam, a on mógł w ostateczności mnie zignorować.
-Taka piękna, a używa takich brzydkich słów. Na Twoim miejscu ugryzłbym się w język.
Uciekając od niego wzrokiem spojrzałam na dziewczynę, z którą wcześniej dyskutował. Jeszcze przez chwilę czułam na sobie jego wzrok po czym odwrócił się z powrotem do dziewczyny. Bokiem, tak że obydwie widziałyśmy jego niezadowoloną minę. Zaciskał szczękę. Był naprawdę wściekły.
-Zbieraj się, wracasz do domu.
-Nie będę się ciebie słuchać. Nie jesteś moim ojcem.
Jego twarz automatycznie złagodniała. Wpatrywał się w dziewczynę bez mrugnięcia okiem. Po jej wyrazie twarzy dało się łatwo wyczytać, że żałowała słów. Chwyciła za torebkę przewieszoną na oparciu krzesła i wyminęła nas, kierując się w stronę wyjścia. Blondyn spojrzał na mnie i ponownie się do mnie nachylił. Nie chciałam okazać się słabsza, więc znów nie spuściłam z niego wzroku. Wzdrygnęłam się za to, gdy usłyszałam przy uchu jego niski głos.
-Możesz już posprzątać. 
Kretyn. Odwrócił się i po prostu wyszedł z baru. Chłopak, który krzyknął wcześniej jego imię uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
-Matthew?
Machnął do mnie ręką wyszedł zaraz za blondynem, odwracając się jeszcze dwa razy w moją stronę. Wypuściłam wstrzymywane do tej pory powietrze i spojrzałam na Luren. Wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami i ustami. Poczułam wibrację w tylnej kieszeni dżinsów i wyciągnęłam telefon. To połączenie od Taty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz