Weszłam do pokoju i
spojrzałam na wibrujący na moim łóżku telefon. Automatycznie rozbolał mnie
brzuch bo wiedziałam, że to Lauren. Dzwoniła tak od kilku dni a ja naprawdę nie
miałam ochoty z nią rozmawiać, bo wiedziałam z czym to będzie się wiązać. Nie
byłam jeszcze gotowa na tę rozmowę. Nawet nie miałam czasu poukładać sobie tego
wszystkiego w głowie. Podeszłam do łóżka i z rezygnacją na nim usiadłam. Sześć nieodebranych
połączeń od Lauren i jedno od Joey’a. I tak dziwiło mnie to, że zadzwonił po
tym, jak zobaczył mnie z Justinem.. Och. Na razie musiałam odsunąć od siebie
Joey’a i Lauren. Gdyby wiedzieli w co mam zamiar się wpakować, zabiliby mnie.
Justina też musiałam wyrzucić z głowy, chociaż to będzie dużo trudniejsze, bo
miał w tej ‘sprawie’ znaczącą rolę. Rzecz jasna nie chciałam tego ze względu na
niego. A na brata. Nie chciałam, żeby pakował się w to gówno sam. Musiał
wiedzieć, że znajdzie we mnie oparcie. Wstałam z łóżka, gdy usłyszałam jego
głos na korytarzu. Musiał z kimś rozmawiać przez telefon.
-Dziś… Tak, w tym hotelu?…
Johnny, jest tylko mały problem…
Wyszłam na korytarz, i gdy
tylko Tayler mnie zobaczył, spiorunował mnie wzrokiem i wszedł do swojego
pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie wiedziałam kim był Johnny, ale
przeczuwałam, że chodzi o tę sprawę z Justinem. Złapałam za klamkę i bez
pukania weszła do pokoju brata. Rozłączył się i rzucił telefon na łóżko.
-Czego chcesz?
Podszedł do biurka i
otworzył laptopa. Zbliżyłam się niepewnym krokiem i spojrzałam w ekran, ale nie
byłam w stanie niczego wywnioskować z mnóstwa cyfr i literek. On coś z tego w
ogóle rozumiał?
-Zastanowiłeś się nad tym?
-Tak. I moja odpowiedź nadal
brzmi nie.
Nawet na mnie nie spojrzał.
Uzupełniał kolejne linijki tego dziwacznego kodu.
-Dlaczego jesteś taki
uparty?
Tayler zamknął laptopa i
usiadł zrezygnowany na biurku. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie z
przymrużonymi oczami.
-Brakuje Ci rozrywki?
-Nie. Nie o to mi chodzi..
-To dlaczego chcesz się w to
pakować?
-Już Ci mówiłam. Jeśli
wszystko pójdzie dobrze, będziesz miał czyste konto i nikomu nie będziesz już
nic winien. Żadnych przysług. Chcę Ci w tym pomóc.
Milczał przez chwilę, ale
nie spuszczał wzroku z mojej twarzy.
-To niebezpieczne.
-Wiem. Ale nie będę w tym
przecież sama. I mogę się przydać Na pewno znajdzie się coś, w czym mogłabym
pomóc. Zgódź się..
-Reszta się nie zgodzi.
-Poradzę sobie z nimi.
Tayler zeskoczył z biurka i
podszedł do okna. Drapał się po głowie i zstępował z nogi na nogę. Miałam
ogromną nadzieję, że się zgodzi. Podszedł nagle do łóżka i zabrał telefon.
-Jest coś, co zwiększyłoby
nasze szanse, gdybyś nam pomogła.
-Tak?
Byłam zaskoczona. Tayler
wystukał na komórce jakiś numer i przyłożył słuchawkę do ucha.
-Ale najpierw musisz ze mną
gdzieś pojechać. Wytłumaczę Ci wszystko w samochodzie.
Zabrał kluczyki z komody i
wyszedł z pokoju. Ruszyłam szybko za nim.
***
Wpatrywałam się w okno i
przetwarzałam w głowie to, czego właśnie dowiedziałam się od Taylera. Po co w
ogóle to wszystko? Dlaczego Justinowi aż tak bardzo zależało na tym, aby
zniszczyć tego człowieka? Miałam nadzieję, że powód jest naprawdę poważny i
warty świeczki. Nie sądziłam, że takie rzeczy rzeczywiście dzieją się naprawdę.
Trochę mnie to przerażało, ale nie miałam zamiaru się wycofywać. Podjechaliśmy
pod jakiś stary, opuszczony dom, wokół którego wzrok sięgał tylko pola.
Przełknęłam z trudem ślinę, gdy zobaczyłam stojące tam dwa inne samochody.
Czarny i czerwony. Trzech mężczyzn opierało się o maskę tego pierwszego i
zawzięcie dyskutowało, do momentu, aż nie wysiedliśmy z auta. Zdenerwowana
wsadziłam ręce do tylnych kieszeni dżinsów, gdy zobaczyłam, jak Justin odpycha
się od maski i staje przodem do nas. Spuściłam wzrok, chyba nie był do końca
zadowolony moim widokiem.
-Co ona tutaj do cholery
robi?!
Zwrócił się do Taylera a ja
poczułam irytację.
-Stoję tutaj.
Justin spojrzał na mnie a ja
próbowałam nie uciec od niego wzrokiem.
-Więc.. co Ty tutaj robisz?!
Spojrzałam na Matta. Nie był
zadowolony z obecności Taylera bardziej niż z mojej. Cała ta paczka była pełna
nienawiści. Naprawdę nie miałam pojęcia jak oni chcieli załatwić to dobrze.
-Pomagam.
-Niby w jaki sposób?
-Wybierasz się na bal, na
którym masz zamiar odwrócić uwagę faceta, by reszta mogła zrobić swoje. Jestem
kobietą, i z pewnością zrobię to lepiej niż Ty.
Otworzył usta i spojrzał na
mnie ze zdziwieniem a ja uznałam to za punkt dla mnie.
-Powiedziałeś jej o
wszystkim?!
Tayler podszedł do niego
zdecydowanym krokiem i stanął pewnie siebie wyprostowany. Nie spodziewałam się
tego z jego strony.
-Słyszałeś co powiedziała i
jest w tym trochę racji. Skoro ma się udać, to przestań gadać i posłuchaj jaki
jest plan. Zresztą nie masz pojęcia jaka jest uparta. Nie tak łatwo jest się
jej pozbyć.
Tayler wyminął Justina i
dołączył do reszty. Blondyn przyglądał mi się nie do końca zadowolony a ja
wyciągnęłam ręce z kieszeni i poszłam z ślady brata. Czasami potrafiłam być
pewna siebie i nie zwracać uwagi na bezczelny ton Justina, ale częściej po
prostu mnie onieśmielał. Czułam jakby jego wzrok potrafił przeskanować mnie na
wylot. Znał wszystkie moje myśli i reakcje. Nie minęło dużo czasu, gdy i on do
nas dołączył.
-Dowiedziałem się, że
Blackford ma być w mieście. W hotelu. Organizowany jest tam jakiś bal, na który
musimy się wkręcić. Dowiedzieć się o jego rezerwacji i zdobyć klucz.
-Jakiś konkretny plan?
Justin zwrócił się do mojego
wzrostu faceta i domyślałam się, że to ten Johnny, z którym Tayler rozmawiał
przez telefon. Moje serce powoli się rozpędzało. To miejsce i ta cała rozmowa
mnie przerażały. Spojrzałam na Taylera, gdy się odezwał.
-Trzeba odciągnąć gościa od
recepcji. Johnny dostaje się do jego komputera i łączy się z moim. W ten sposób
będziemy mieć wszystkie rezerwacje i maile. Zabieramy rezerwowy klucz od
apartamentu Blackforda i resztą zajmuje się Justin.
Justin spojrzał na Matta a
ten pokiwał do niego głową. Nie wiedziałam co oznacza ‘reszta’ ale nie miałam
odwagi się odezwać. Nie byłam potrzebna w tej kwestii, wiec wolałam pozostać w
niewiedzy. Spojrzałam na Matta, gdy wypowiedział moje imię.
-Ronnie i Justin zajmą się
gościem od recepcji, Johnny i Tayler komputerami a ja kluczem i obstawą.
Zostajemy do samego końca. Musimy być przygotowani na wszystko. Najwięcej do
zrobienia ma Justin, ale.. jesteśmy w tym wszyscy.
Spojrzałam na Justina i
poczułam ciarki na całym ciele. Jego oczy wydawały się być pełne gniewu i
nienawiści. Byli tacy tajemniczy. Co miał zrobić Justin? Do głowy przychodziły
mi najgorsze scenariusze ale nie chciałam o tym teraz myśleć.
-A, i jeszcze jedno panowie,
Ronnie. Wbijamy się na bal. Obowiązują nas stroje.
Johnny zaśmiał się a reszta
z uśmiechem na twarzy zaczęła rozchodzić się do swoich aut. Gdy Tayler odszedł
w stronę samochodu Justin podszedł do mnie i złapał palcami za mój podbródek,
bym na niego spojrzała. Zaschło mi w ustach.
-Nie rozumiem po co się w to
pakujesz. Mimo tej całej maskarady nie ma w tym niczego, co zrobiłbym dla
przyjemności.
-Robię to ze względu na
Taylera. Jest moim bratem. Ty nie masz z tym nic wspólnego.
Puścił mnie i odsunął się,
poważniejąc. Coś go trapiło.
-Nie mam zamiaru do tego wszystkiego
jeszcze Ciebie pilnować. Och, Ronnie.. po prostu trzymaj się planu.
Justin spojrzał na moje usta
ale jeszcze szybciej zacisnął powieki i po prostu odszedł. Nie odwrócił się już
w moją stronę. Przypomniał mi się nasz pocałunek i niekontrolowanie przygryzłam
wargę. Och, ten człowiek tylko mieszał mi w głowie. Spojrzałam w górę, gdy
poczułam na skórze ciepłe krople deszczu. Zaczynało padać. Objęłam ramiona i
ruszyłam do samochodu, ignorując przyglądającego mi się z naburmuszoną miną
Tayler'a.
***
Stanęłam przed wysokim, z
największą klasą prezentującym się wejściem przeokropnie wysokiego budynku i
wzięłam głęboki oddech. Aż do tego momentu nie czułam okrutnego skręcania w
żołądku ale zdałam sobie sprawę, że nie mogę się już wycofać. Nie miałam tego w
zamiarze, ale mimo to i tak ściskało mnie na samą myśl w gardle. Spojrzałam na
brata, gdy stanął u mojego boku.
-Wierzę, że jesteś tutaj z jakiegoś
konkretnego i pożytecznego powodu. Po prostu rób co masz robić i nie wychylaj się
ponad to. Chcę Cię odwieźć do domu całą i zdrową.
-Czy tylko mi się wydaje, że
tak bardzo wszystko wyolbrzymiacie? Ja tylko odwrócę uwagę tego mężczyzny. Powinieneś
wyluzować.
Tayler uśmiechnął się pod
nosem i pokiwał głową. Ja także się uśmiechnęłam. To nic strasznego i sama
powinnam w to uwierzyć. Miałam zamiar zachowywać się w stu procentach
naturalnie.
-Swoją drogą, do twarzy Ci w
czerwieni.
-To bordowy.
Spojrzałam na swoją sukienkę
i zaśmiałam się. Naprawę tak bardzo nie znał się na kolorach? Założyłam kosmyk
włosów za ucho i wyprostowałam się. Czułam się.. inaczej. Na co dzień nie podkreślałam
oczu tak bardzo i nie nosiłam tak długich, błyszczących się kolczyków. Ani aż tak
odważnego dekoltu. Dobrze, że tata nie widział jak wychodzę z domu.
-A tobie w czerni.
Tayler w garniturze to coś
nowego. Zaśmiał się i złapał mnie za ramię, abym ruszyła pierwsza.
-Powinniśmy wchodzić.
Powodzenia.
Poczułam się stanowczo
pewniejsza, gdy o uszy odbił się stukot moich wysokich szpilek. W środku była
masa naprawdę elegancko ubranych kobiet i mężczyzn. Beztrosko popijali szampana
i uśmiechali się do siebie nawzajem. W tle leciała wolna, poważna muzyka.
Stanęłam w miejscu od razu, gdy zeszłam z ostatniego schodka i zobaczyłam
Justina, Matta i Johnny’ego, wszystkich ubranych w białe koszule i czarne
garnitury. Justin w krawacie odbierał mi zdolność myślenia. Uchyliłam lekko
wargi, gdy odwrócił się w moją stronę i zrobił wielkie oczy, zatrzymując kieliszek
z szampanem w połowie drogi do ust. Czułam jak róż w ekspresowym tempie wlewa się
na moje policzki. Drgnęłam, gdy poczułam dłoń Taylera na ramieniu.
-Jeszcze jedno. Nie podoba
mi się to, w jaki sposób Justin na Ciebie patrzy. Ty też mogłabyś udawać
bardziej obojętną. Powinnaś raczej unikać jego towarzystwa.
Uśmiechnął się do mnie
wymuszenie i ruszył w kierunku reszty. Nie obeszłoby się bez kazania. Zresztą
co on ma do gadania. Potrafiłam sama o siebie zadbać. Uciekłam wzrokiem od
zahipnotyzowanego Justina i przygryzłam dyskretnie wargę. Nie wiedziałam co mam
ze sobą zrobić, gdy mi się tak przyglądał. Matt wręczył mi kieliszek, gdy
podeszłam do reszty. Czułam się co najmniej dziwnie w towarzystwie czterech
mężczyzn. Upiłam kilka łyków czując na sobie cały czas wzrok blondyna.
-Powinniśmy wmieszać się w
tłum, by nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Za pół godziny pójdę po
sprzęt.
-Do tego czasu można się upić
i trochę potańczyć.
Wszyscy zaczęli się śmiać,
ale śmiech ten nie dotarł do moich uszu, gdy Justin zabrał mi z rąk kieliszek i
torebkę i splątał nasze palce. Zaczął ciągnąć mnie gdzieś za sobą, a ja ledwo
co nadążałam za nim w szpilkach. Zatrzymał się na środku parkietu i mocno objął
mnie w talii. Zaczął się poruszać w rytm muzyki. Powoli.
-Co Ty robisz?
-Tańczę.
Przełknęłam ślinę. Przed
chwilą gapił się na mnie z czymś zmysłowym w oczach, a teraz wydawał się być zły.
Wyczuwałam to w jego głosie i spiętym ciele, które było naprawdę blisko mojego.
-Po co to robisz?
-Już mówiłam. Ze względu na
Taylera.
Przejechał palcami po moich
plecach a ja poczułam ciarki nie tylko tam, ale i na całym ciele.
-Możesz się jeszcze wycofać.
-Nie mam zamiaru.
-Tak myślałem..
-To dlaczego to mówisz?
Odsunął się nagle i okręcił mnie
wokół własnej osi. Nie musiałam jak zawsze podnosić wzroku by spojrzeć mu w
oczy. Nie odpowiadał. Przyciągnął mnie z powrotem do swojego ciała.
-Jesteś zły? O co?
-Nie zły. To nie właściwe
słowo.
-To z mojej winy.?
-Tak, owszem.
Parsknął odpowiadając, jakby
to było oczywiste. Uciekłam wzrokiem i schowałam twarz między jego ramię a
szyję. Nie rozumiałam dlaczego trzymał mnie tak blisko siebie, skoro był na
mnie zły. I z jakiego cholera powodu. Ten człowiek był nieprzewidywalny.
Czekałam cierpliwie aż skończy się piosenka, chociaż jego dłonie były tak
bardzo rozpraszające. Nie potrafił utrzymać ich w jednym miejscu, jeździł nimi
po moich plecach.
-Nie powinno Cię tu być.
Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, ale.. jesteś bardzo rozpraszająca. Jak mam
skupić się na tym co mam zamiar zaraz zrobić, skoro.. ta sukienka jest naprawdę
bardzo rozpraszająca, Ronnie.
Mówił dużo spokojniej, ale
mimo to wyczuwałam w jego głosie coś nienaturalnego. Uśmiechnęłam się i jeszcze
bardziej odwróciłam głowę. Nie chciałam, aby widział moją reakcję.
-Denerwujesz się?
Chyba zaskoczyłam go tym
pytaniem, ale wydawał się jakby odprężyć.
-Robię bardzo złe rzeczy,
ale nie. Jestem w pełni świadomy dlaczego właśnie tak chcę postąpić.
Odsunęłam się od niego na
tyle, by móc na niego spojrzeć. Nie uciekał wzrokiem. Wątpiłam, że coś z niego wyciągnę
ale nie miałam nic do stracenia.
-Co się stanie, gdy
dostaniesz klucz? Jaką odgrywasz w tym wszystkim rolę?
-Sam nie wiem co tak naprawdę
się wydarzy.
Uśmiechnął się, jakby naprawdę
kompletnie go to nie obchodziło i złapał za moje nadgarstki, by przenieść je na
swój kark. Przypomniał mi się nasz poprzedni taniec. Gdy rozmowa między nami
robiła się mniej napięta, rozluźniał się. Dla mnie ta rozmowa nie była zwykłą
pogadanką. Justin był naprawdę trudny do rozgryzienia.
-Dlaczego sam myślisz o
sobie w najgorszy sposób?
-Bo tak jest, Ronnie. Jestem
wyłączony na uczucia.
Ułożył usta w cienką linie i
spojrzał ponad moje ramię. Jakby chciał uciec wzrokiem. Jakby nie do końca
mówił prawdę.
-Więc jaka jest najgorsza
rzecz, którą jesteś w stanie zrobić?
-To naprawdę złe rzeczy.
-Mógłbyś kogoś skrzywdzić?
-Tak.
Spojrzał na mnie i
odpowiedział bez namysłu. Zastanawiałam się czy przez warstwę naszych ubrań
czuje jak przyspiesza mi serce. Denerwowałam się. Odezwał się pierwszy.
-Pięknie pachniesz. Również rozpraszająco.
Justin złapał mnie ciaśniej
w pasie i podniósł, by się ze mną okręcić. Nie spuszczał że mnie wzroku a ja
znów zaczynałam się rumienić. Mimo tego co mi przed chwilą powiedział. Czy moja
podświadomość próbowała go usprawiedliwiać? Otworzyłam usta, gdy dłoń Justina
zjechała niżej niż wcześniej tego wieczoru, a później ułożyłam je w cienką
linię. Czy ta piosenka nie powinna skończyć się już z jakieś trzy razy?
-Jeśli będziesz przygryzać wargę,
powtórzy się coś, czego żadne z nas nie chce. Tym razem nie będziesz mogła
przede mną uciec. I tak jestem już wystarczająco poirytowany Twoim zachowaniem.
-Słucham?
-Uparłaś się, żeby tu być.
Twój upór jest czasami denerwujący.
-To zostaw mnie w spokoju.
Nie zwracaj na mnie uwagi.
Powiedziałam cicho ale
jednak wystarczająco głośno, by mógł to usłyszeć
-Daję Ci ostatnią szansę.
-Na co?
Spojrzał na mnie surowo a ja
zaczęłam bawić się swoimi palcami, hacząc o jego równo przystrzyżone włosy.
Uśmiechnął się. Wzięłam głęboki oddech.
-Jak bardzo jesteś w stanie
kogoś skrzywdzić?
Wiedziałam, że piosenka
dobiega końca, a między nami panowała cisza. Miał zamiar odpowiedzieć, bo na to
czekał, ale chyba próbował odpowiednio dobrać słowa. Na moment zrobiło mi się
słabo.
-Wiem, że wolałabyś tego nie
usłyszeć, ale powiem to, bo tak właśnie jest. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że to
wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Dlatego właśnie jestem jaki jestem i z
pełną świadomością jestem w stanie sprawić komuś cierpienie. Komuś, kto na to
zasługuje.
Zrobił pauzę, by wybadać
moją reakcje ale ja tylko się w niego wpatrywałam.
-Jeśli będzie trzeba,
skrzywdzę najbardziej jak się tylko da. Tak bardzo, że nie będzie już innych
możliwości.
Otworzyłam usta i poczułam
jak łzy napływają mi do oczu. Justin poluźnił uścisk i odsunął się ode mnie na
centymetry.
-Ronnie, możesz się jeszcze
z tego wycofać. Chcesz?
Zapytał a ja powstrzymałam
wypływającą na policzek łzę. Pokiwałam przecząco głową.
-Chcę się jeszcze napić
szampana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz