niedziela, 18 lutego 2018

Rozdział 9

Weszłam do pokoju i spojrzałam na wibrujący na moim łóżku telefon. Automatycznie rozbolał mnie brzuch bo wiedziałam, że to Lauren. Dzwoniła tak od kilku dni a ja naprawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać, bo wiedziałam z czym to będzie się wiązać. Nie byłam jeszcze gotowa na tę rozmowę. Nawet nie miałam czasu poukładać sobie tego wszystkiego w głowie. Podeszłam do łóżka i z rezygnacją na nim usiadłam. Sześć nieodebranych połączeń od Lauren i jedno od Joey’a. I tak dziwiło mnie to, że zadzwonił po tym, jak zobaczył mnie z Justinem.. Och. Na razie musiałam odsunąć od siebie Joey’a i Lauren. Gdyby wiedzieli w co mam zamiar się wpakować, zabiliby mnie. Justina też musiałam wyrzucić z głowy, chociaż to będzie dużo trudniejsze, bo miał w tej ‘sprawie’ znaczącą rolę. Rzecz jasna nie chciałam tego ze względu na niego. A na brata. Nie chciałam, żeby pakował się w to gówno sam. Musiał wiedzieć, że znajdzie we mnie oparcie. Wstałam z łóżka, gdy usłyszałam jego głos na korytarzu. Musiał z kimś rozmawiać przez telefon.
-Dziś… Tak, w tym hotelu?… Johnny, jest tylko mały problem…
Wyszłam na korytarz, i gdy tylko Tayler mnie zobaczył, spiorunował mnie wzrokiem i wszedł do swojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami. Nie wiedziałam kim był Johnny, ale przeczuwałam, że chodzi o tę sprawę z Justinem. Złapałam za klamkę i bez pukania weszła do pokoju brata. Rozłączył się i rzucił telefon na łóżko.
-Czego chcesz?
Podszedł do biurka i otworzył laptopa. Zbliżyłam się niepewnym krokiem i spojrzałam w ekran, ale nie byłam w stanie niczego wywnioskować z mnóstwa cyfr i literek. On coś z tego w ogóle rozumiał?
-Zastanowiłeś się nad tym?
-Tak. I moja odpowiedź nadal brzmi nie.
Nawet na mnie nie spojrzał. Uzupełniał kolejne linijki tego dziwacznego kodu.
-Dlaczego jesteś taki uparty?
Tayler zamknął laptopa i usiadł zrezygnowany na biurku. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
-Brakuje Ci rozrywki?
-Nie. Nie o to mi chodzi..
-To dlaczego chcesz się w to pakować?
-Już Ci mówiłam. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziesz miał czyste konto i nikomu nie będziesz już nic winien. Żadnych przysług. Chcę Ci w tym pomóc.
Milczał przez chwilę, ale nie spuszczał wzroku z mojej twarzy.
-To niebezpieczne.
-Wiem. Ale nie będę w tym przecież sama. I mogę się przydać Na pewno znajdzie się coś, w czym mogłabym pomóc. Zgódź się..
-Reszta się nie zgodzi.
-Poradzę sobie z nimi.
Tayler zeskoczył z biurka i podszedł do okna. Drapał się po głowie i zstępował z nogi na nogę. Miałam ogromną nadzieję, że się zgodzi. Podszedł nagle do łóżka i zabrał telefon.
-Jest coś, co zwiększyłoby nasze szanse, gdybyś nam pomogła.
-Tak?
Byłam zaskoczona. Tayler wystukał na komórce jakiś numer i przyłożył słuchawkę do ucha.
-Ale najpierw musisz ze mną gdzieś pojechać. Wytłumaczę Ci wszystko w samochodzie.
Zabrał kluczyki z komody i wyszedł z pokoju. Ruszyłam szybko za nim.

***

Wpatrywałam się w okno i przetwarzałam w głowie to, czego właśnie dowiedziałam się od Taylera. Po co w ogóle to wszystko? Dlaczego Justinowi aż tak bardzo zależało na tym, aby zniszczyć tego człowieka? Miałam nadzieję, że powód jest naprawdę poważny i warty świeczki. Nie sądziłam, że takie rzeczy rzeczywiście dzieją się naprawdę. Trochę mnie to przerażało, ale nie miałam zamiaru się wycofywać. Podjechaliśmy pod jakiś stary, opuszczony dom, wokół którego wzrok sięgał tylko pola. Przełknęłam z trudem ślinę, gdy zobaczyłam stojące tam dwa inne samochody. Czarny i czerwony. Trzech mężczyzn opierało się o maskę tego pierwszego i zawzięcie dyskutowało, do momentu, aż nie wysiedliśmy z auta. Zdenerwowana wsadziłam ręce do tylnych kieszeni dżinsów, gdy zobaczyłam, jak Justin odpycha się od maski i staje przodem do nas. Spuściłam wzrok, chyba nie był do końca zadowolony moim widokiem.
-Co ona tutaj do cholery robi?!
Zwrócił się do Taylera a ja poczułam irytację.
-Stoję tutaj.
Justin spojrzał na mnie a ja próbowałam nie uciec od niego wzrokiem.
-Więc.. co Ty tutaj robisz?!
Spojrzałam na Matta. Nie był zadowolony z obecności Taylera bardziej niż z mojej. Cała ta paczka była pełna nienawiści. Naprawdę nie miałam pojęcia jak oni chcieli załatwić to dobrze.
-Pomagam.
-Niby w jaki sposób?
-Wybierasz się na bal, na którym masz zamiar odwrócić uwagę faceta, by reszta mogła zrobić swoje. Jestem kobietą, i z pewnością zrobię to lepiej niż Ty.
Otworzył usta i spojrzał na mnie ze zdziwieniem a ja uznałam to za punkt dla mnie.
-Powiedziałeś jej o wszystkim?!
Tayler podszedł do niego zdecydowanym krokiem i stanął pewnie siebie wyprostowany. Nie spodziewałam się tego z jego strony.
-Słyszałeś co powiedziała i jest w tym trochę racji. Skoro ma się udać, to przestań gadać i posłuchaj jaki jest plan. Zresztą nie masz pojęcia jaka jest uparta. Nie tak łatwo jest się jej pozbyć.
Tayler wyminął Justina i dołączył do reszty. Blondyn przyglądał mi się nie do końca zadowolony a ja wyciągnęłam ręce z kieszeni i poszłam z ślady brata. Czasami potrafiłam być pewna siebie i nie zwracać uwagi na bezczelny ton Justina, ale częściej po prostu mnie onieśmielał. Czułam jakby jego wzrok potrafił przeskanować mnie na wylot. Znał wszystkie moje myśli i reakcje. Nie minęło dużo czasu, gdy i on do nas dołączył.
-Dowiedziałem się, że Blackford ma być w mieście. W hotelu. Organizowany jest tam jakiś bal, na który musimy się wkręcić. Dowiedzieć się o jego rezerwacji i zdobyć klucz.
-Jakiś konkretny plan?
Justin zwrócił się do mojego wzrostu faceta i domyślałam się, że to ten Johnny, z którym Tayler rozmawiał przez telefon. Moje serce powoli się rozpędzało. To miejsce i ta cała rozmowa mnie przerażały. Spojrzałam na Taylera, gdy się odezwał.
-Trzeba odciągnąć gościa od recepcji. Johnny dostaje się do jego komputera i łączy się z moim. W ten sposób będziemy mieć wszystkie rezerwacje i maile. Zabieramy rezerwowy klucz od apartamentu Blackforda i resztą zajmuje się Justin.
Justin spojrzał na Matta a ten pokiwał do niego głową. Nie wiedziałam co oznacza ‘reszta’ ale nie miałam odwagi się odezwać. Nie byłam potrzebna w tej kwestii, wiec wolałam pozostać w niewiedzy. Spojrzałam na Matta, gdy wypowiedział moje imię.
-Ronnie i Justin zajmą się gościem od recepcji, Johnny i Tayler komputerami a ja kluczem i obstawą. Zostajemy do samego końca. Musimy być przygotowani na wszystko. Najwięcej do zrobienia ma Justin, ale.. jesteśmy w tym wszyscy.
Spojrzałam na Justina i poczułam ciarki na całym ciele. Jego oczy wydawały się być pełne gniewu i nienawiści. Byli tacy tajemniczy. Co miał zrobić Justin? Do głowy przychodziły mi najgorsze scenariusze ale nie chciałam o tym teraz myśleć.
-A, i jeszcze jedno panowie, Ronnie. Wbijamy się na bal. Obowiązują nas stroje.
Johnny zaśmiał się a reszta z uśmiechem na twarzy zaczęła rozchodzić się do swoich aut. Gdy Tayler odszedł w stronę samochodu Justin podszedł do mnie i złapał palcami za mój podbródek, bym na niego spojrzała. Zaschło mi w ustach.
-Nie rozumiem po co się w to pakujesz. Mimo tej całej maskarady nie ma w tym niczego, co zrobiłbym dla przyjemności.
-Robię to ze względu na Taylera. Jest moim bratem. Ty nie masz z tym nic wspólnego.
Puścił mnie i odsunął się, poważniejąc. Coś go trapiło.
-Nie mam zamiaru do tego wszystkiego jeszcze Ciebie pilnować. Och, Ronnie.. po prostu trzymaj się planu.
Justin spojrzał na moje usta ale jeszcze szybciej zacisnął powieki i po prostu odszedł. Nie odwrócił się już w moją stronę. Przypomniał mi się nasz pocałunek i niekontrolowanie przygryzłam wargę. Och, ten człowiek tylko mieszał mi w głowie. Spojrzałam w górę, gdy poczułam na skórze ciepłe krople deszczu. Zaczynało padać. Objęłam ramiona i ruszyłam do samochodu, ignorując przyglądającego mi się z naburmuszoną miną Tayler'a.

***

Stanęłam przed wysokim, z największą klasą prezentującym się wejściem przeokropnie wysokiego budynku i wzięłam głęboki oddech. Aż do tego momentu nie czułam okrutnego skręcania w żołądku ale zdałam sobie sprawę, że nie mogę się już wycofać. Nie miałam tego w zamiarze, ale mimo to i tak ściskało mnie na samą myśl w gardle. Spojrzałam na brata, gdy stanął u mojego boku.
-Wierzę, że jesteś tutaj z jakiegoś konkretnego i pożytecznego powodu. Po prostu rób co masz robić i nie wychylaj się ponad to. Chcę Cię odwieźć do domu całą i zdrową.
-Czy tylko mi się wydaje, że tak bardzo wszystko wyolbrzymiacie? Ja tylko odwrócę uwagę tego mężczyzny. Powinieneś wyluzować.
Tayler uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową. Ja także się uśmiechnęłam. To nic strasznego i sama powinnam w to uwierzyć. Miałam zamiar zachowywać się w stu procentach naturalnie.
-Swoją drogą, do twarzy Ci w czerwieni.
-To bordowy.
Spojrzałam na swoją sukienkę i zaśmiałam się. Naprawę tak bardzo nie znał się na kolorach? Założyłam kosmyk włosów za ucho i wyprostowałam się. Czułam się.. inaczej. Na co dzień nie podkreślałam oczu tak bardzo i nie nosiłam tak długich, błyszczących się kolczyków. Ani aż tak odważnego dekoltu. Dobrze, że tata nie widział jak wychodzę z domu.
-A tobie w czerni.
Tayler w garniturze to coś nowego. Zaśmiał się i złapał mnie za ramię, abym ruszyła pierwsza.
-Powinniśmy wchodzić. Powodzenia.
Poczułam się stanowczo pewniejsza, gdy o uszy odbił się stukot moich wysokich szpilek. W środku była masa naprawdę elegancko ubranych kobiet i mężczyzn. Beztrosko popijali szampana i uśmiechali się do siebie nawzajem. W tle leciała wolna, poważna muzyka. Stanęłam w miejscu od razu, gdy zeszłam z ostatniego schodka i zobaczyłam Justina, Matta i Johnny’ego, wszystkich ubranych w białe koszule i czarne garnitury. Justin w krawacie odbierał mi zdolność myślenia. Uchyliłam lekko wargi, gdy odwrócił się w moją stronę i zrobił wielkie oczy, zatrzymując kieliszek z szampanem w połowie drogi do ust. Czułam jak róż w ekspresowym tempie wlewa się na moje policzki. Drgnęłam, gdy poczułam dłoń Taylera na ramieniu.
-Jeszcze jedno. Nie podoba mi się to, w jaki sposób Justin na Ciebie patrzy. Ty też mogłabyś udawać bardziej obojętną. Powinnaś raczej unikać jego towarzystwa.
Uśmiechnął się do mnie wymuszenie i ruszył w kierunku reszty. Nie obeszłoby się bez kazania. Zresztą co on ma do gadania. Potrafiłam sama o siebie zadbać. Uciekłam wzrokiem od zahipnotyzowanego Justina i przygryzłam dyskretnie wargę. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdy mi się tak przyglądał. Matt wręczył mi kieliszek, gdy podeszłam do reszty. Czułam się co najmniej dziwnie w towarzystwie czterech mężczyzn. Upiłam kilka łyków czując na sobie cały czas wzrok blondyna.
-Powinniśmy wmieszać się w tłum, by nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. Za pół godziny pójdę po sprzęt.
-Do tego czasu można się upić i trochę potańczyć.
Wszyscy zaczęli się śmiać, ale śmiech ten nie dotarł do moich uszu, gdy Justin zabrał mi z rąk kieliszek i torebkę i splątał nasze palce. Zaczął ciągnąć mnie gdzieś za sobą, a ja ledwo co nadążałam za nim w szpilkach. Zatrzymał się na środku parkietu i mocno objął mnie w talii. Zaczął się poruszać w rytm muzyki. Powoli.
-Co Ty robisz?
-Tańczę.
Przełknęłam ślinę. Przed chwilą gapił się na mnie z czymś zmysłowym w oczach, a teraz wydawał się być zły. Wyczuwałam to w jego głosie i spiętym ciele, które było naprawdę blisko mojego.
-Po co to robisz?
-Już mówiłam. Ze względu na Taylera.
Przejechał palcami po moich plecach a ja poczułam ciarki nie tylko tam, ale i na całym ciele.
-Możesz się jeszcze wycofać.
-Nie mam zamiaru.
-Tak myślałem..
-To dlaczego to mówisz?
Odsunął się nagle i okręcił mnie wokół własnej osi. Nie musiałam jak zawsze podnosić wzroku by spojrzeć mu w oczy. Nie odpowiadał. Przyciągnął mnie z powrotem do swojego ciała.
-Jesteś zły? O co?
-Nie zły. To nie właściwe słowo.
-To z mojej winy.?
-Tak, owszem.
Parsknął odpowiadając, jakby to było oczywiste. Uciekłam wzrokiem i schowałam twarz między jego ramię a szyję. Nie rozumiałam dlaczego trzymał mnie tak blisko siebie, skoro był na mnie zły. I z jakiego cholera powodu. Ten człowiek był nieprzewidywalny. Czekałam cierpliwie aż skończy się piosenka, chociaż jego dłonie były tak bardzo rozpraszające. Nie potrafił utrzymać ich w jednym miejscu, jeździł nimi po moich plecach.
-Nie powinno Cię tu być. Pewnie nie zdajesz sobie sprawy, ale.. jesteś bardzo rozpraszająca. Jak mam skupić się na tym co mam zamiar zaraz zrobić, skoro.. ta sukienka jest naprawdę bardzo rozpraszająca, Ronnie.
Mówił dużo spokojniej, ale mimo to wyczuwałam w jego głosie coś nienaturalnego. Uśmiechnęłam się i jeszcze bardziej odwróciłam głowę. Nie chciałam, aby widział moją reakcję.
-Denerwujesz się?
Chyba zaskoczyłam go tym pytaniem, ale wydawał się jakby odprężyć.
-Robię bardzo złe rzeczy, ale nie. Jestem w pełni świadomy dlaczego właśnie tak chcę postąpić.
Odsunęłam się od niego na tyle, by móc na niego spojrzeć. Nie uciekał wzrokiem. Wątpiłam, że coś z niego wyciągnę ale nie miałam nic do stracenia.
-Co się stanie, gdy dostaniesz klucz? Jaką odgrywasz w tym wszystkim rolę?
-Sam nie wiem co tak naprawdę się wydarzy.
Uśmiechnął się, jakby naprawdę kompletnie go to nie obchodziło i złapał za moje nadgarstki, by przenieść je na swój kark. Przypomniał mi się nasz poprzedni taniec. Gdy rozmowa między nami robiła się mniej napięta, rozluźniał się. Dla mnie ta rozmowa nie była zwykłą pogadanką. Justin był naprawdę trudny do rozgryzienia.
-Dlaczego sam myślisz o sobie w najgorszy sposób?
-Bo tak jest, Ronnie. Jestem wyłączony na uczucia.
Ułożył usta w cienką linie i spojrzał ponad moje ramię. Jakby chciał uciec wzrokiem. Jakby nie do końca mówił prawdę.
-Więc jaka jest najgorsza rzecz, którą jesteś w stanie zrobić?
-To naprawdę złe rzeczy.
-Mógłbyś kogoś skrzywdzić?
-Tak.
Spojrzał na mnie i odpowiedział bez namysłu. Zastanawiałam się czy przez warstwę naszych ubrań czuje jak przyspiesza mi serce. Denerwowałam się. Odezwał się pierwszy.
-Pięknie pachniesz. Również rozpraszająco.
Justin złapał mnie ciaśniej w pasie i podniósł, by się ze mną okręcić. Nie spuszczał że mnie wzroku a ja znów zaczynałam się rumienić. Mimo tego co mi przed chwilą powiedział. Czy moja podświadomość próbowała go usprawiedliwiać? Otworzyłam usta, gdy dłoń Justina zjechała niżej niż wcześniej tego wieczoru, a później ułożyłam je w cienką linię. Czy ta piosenka nie powinna skończyć się już z jakieś trzy razy?
-Jeśli będziesz przygryzać wargę, powtórzy się coś, czego żadne z nas nie chce. Tym razem nie będziesz mogła przede mną uciec. I tak jestem już wystarczająco poirytowany Twoim zachowaniem.
-Słucham?
-Uparłaś się, żeby tu być. Twój upór jest czasami denerwujący.
-To zostaw mnie w spokoju. Nie zwracaj na mnie uwagi.
Powiedziałam cicho ale jednak wystarczająco głośno, by mógł to usłyszeć
-Daję Ci ostatnią szansę.
-Na co?
Spojrzał na mnie surowo a ja zaczęłam bawić się swoimi palcami, hacząc o jego równo przystrzyżone włosy. Uśmiechnął się. Wzięłam głęboki oddech.
-Jak bardzo jesteś w stanie kogoś skrzywdzić?
Wiedziałam, że piosenka dobiega końca, a między nami panowała cisza. Miał zamiar odpowiedzieć, bo na to czekał, ale chyba próbował odpowiednio dobrać słowa. Na moment zrobiło mi się słabo.
-Wiem, że wolałabyś tego nie usłyszeć, ale powiem to, bo tak właśnie jest. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że to wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Dlatego właśnie jestem jaki jestem i z pełną świadomością jestem w stanie sprawić komuś cierpienie. Komuś, kto na to zasługuje.
Zrobił pauzę, by wybadać moją reakcje ale ja tylko się w niego wpatrywałam.
-Jeśli będzie trzeba, skrzywdzę najbardziej jak się tylko da. Tak bardzo, że nie będzie już innych możliwości.
Otworzyłam usta i poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Justin poluźnił uścisk i odsunął się ode mnie na centymetry.
-Ronnie, możesz się jeszcze z tego wycofać. Chcesz?
Zapytał a ja powstrzymałam wypływającą na policzek łzę. Pokiwałam przecząco głową.

-Chcę się jeszcze napić szampana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz