Weszłam za Justinem do jego
kuchni i wpakowałam ręce do tylnych kieszeni spodni. Zapalił światło a ja
poczułam, że nie powinno mnie tutaj być. Rzucił klucze od domu na stół a ja aż
podskoczyłam. Zmarszczył brwi w odpowiedzi na moją reakcję, ale zaczęłam
rozglądać się po pomieszczeniu, udając, że w ogóle nie miała ona miejsca.
Czułam, że wchodzę na jakiś zakazany teren, że robię coś złego, przekraczam
jakąś niewidzialną linię, granicę. Spojrzałam na Justina i przełknęłam ślinę.
Jego twarz nie była w najlepszym stanie.
-Masz wodę utlenioną?
Miał naprawdę ładną kuchnie.
Wydawało mi się jakby do wystroju jej wnętrza rękę przykładała kobieta. Ale
mieszkał przecież sam. Chwilowo z Hailey, której swoją drogą nie było chyba w
domu. Justin postawił na stole kartonik z wodą utlenioną, wacikami, plastrami,
tabletkami i jeszcze innymi przydatnymi rzeczami.
-Poradzę sobie z tym. Chyba…
To ostatnie dodał, gdy
przyłożył palce do rany nad okiem i skwasił się. Przekręciłam oczami i
chwyciłam za wacik, nalewając na niego
trochę wody. Podniosłam ręce i już miałam przejść do rzeczy, ale Justin
rozproszył mnie swoim uśmiechem. Spojrzałam na niego zmieszana. Nie rozumiałam
co go tak nagle rozbawiło. Podszedł bliżej stołu i usiadł na jego krawędzi.
Uśmiechnęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że tak będzie mi o wiele wygodniej i
o to właśnie mu chodziło. W tej sytuacji jego wzrost tylko utrudniał sprawę.
Byłam wdzięczna. Odwróciłam się w jego stronę a Justin złapał mnie
niespodziewanie w biodrach i przyciągnął do siebie. Zrobiłam krok w przód,
wpadając delikatnie na jego ciało. Przełknęłam nerwowo ślinę.
-Boisz się stanąć bliżej?
-Nie.
Odpowiedziałam szybko jak z
automatu. Uśmiechnął się jedynie, ale jeszcze szybciej się skrzywił, gdy
przyłożyłam do rany wacik. W mgnieniu oka nasączył się krwią a mnie ucieszył
widok nie aż tak dużego zadrapania. Wszystko to wyglądało dużo lepiej niż się tego
na początku spodziewałam. Obstawiałam, że zmieścimy się w dwóch plastrach.
Przez ten cały czas czułam na sobie wzrok Justina. Starałam się go ignorować,
ale robił miny i ruszał głową. W końcu spotkaliśmy się wzrokiem. Uśmiechnął
się.
-Powiesz mi co się stało?
Czyli nie zapomniał pod
jakim warunkiem pozwolił się opatrzeć.
-Nic się nie stało.
Chcąc uniknąć rozmowy
zajęłam się grzebaniem w kartoniku. Wymieniłam wacik ale on ciągle mi się
przyglądał..
-Nie uwierzę w to. Oczy Ci
się świeciły a nie było w nich widać radości. Skoro już tu jesteś to gadaj.
Wysłucham cierpliwie, no bo co mam w tej chwili lepszego do roboty? Mogę się
jedynie przyglądać jak ze skupieniem przygryzasz wargę.
Nie zdawałam sobie sprawy,
że to właśnie robię! Uwolniłam wargę spomiędzy mocnego uścisku zębów i na niego
spojrzałam. Uśmiechał się tajemniczo. Dobra, już wolałam gadać o tym co się
stało niż myśleć co on ma teraz w głowie.
-Pokłóciłam się z Lauren.
-I to wszystko? Płakałaś z
powodu sprzeczki z przyjaciółką? Nie możesz być aż tak wrażliwa..
Och.
-Chodzi też o Joey’a.
Przełknęłam ślinę. Justin
odezwał się dopiero po kilku chwilach.
-Z nim też się pokłóciłaś?
-To chyba nie była kłótnia.
Po prostu wyszłam..
-Twój przyjaciel zalazł Ci
czymś za skórę? Ten, który lata za Tobą i pilnuje Cię jak prywatny ochroniarz?
Nie skrzywdziłby Cię ani nie powiedziałby Ci nic, co mogłoby Cię urazić.
Istnieje w ogóle coś, czym mógłby Cię wkurzyć?
Wpatrywałam się w niego bez jakichkolwiek
emocji. Przechodziły mnie ciarki, gdy pomyślałam o tych wszystkich słowach,
które usłyszałam od Joey’a.. to mnie przerażało… Justin spoważniał nagle a ja
chcąc uniknąć jego spojrzenia sięgnęłam po plaster. Teraz twarz Justina
wyglądała o niebo lepiej. Porządne zadrapanie nad lewym okiem i odrobinę
mniejsze na policzku obok prawego ucha.
-Miałem rację, prawda? O to
chodzi?
Zrobił się jakiś wścibski,
dlaczego go to nagle aż tak bardzo interesowało? Drżały mi ręce, gdy próbowałam
odkleić zbędne paseczki. Podniosłam ręce i starannie przykleiłam plaster nad
okiem.
-Nie odwzajemniasz jego
uczuć?
Odsunęłam się od Justina i
wpakowałam wszystkie niepotrzebne już rzeczy do kartonika. Gdy widział, że nie
wiem co zrobić z rękoma, odsunął karton i poklepał dłonią miejsce obok siebie.
Wahałam się.
-Przestań być taka uparta.
Sam mam Cię posadzić?
Pokiwałam głową i wciągnęłam
się rękoma na stół. Justin odwrócił się w moją stronę i czekał aż zacznę mówić.
Może nie był najodpowiedniejszą osobą do zwierzeń ale potrzebowałam się komuś
wygadać. Lauren siedziała w tym z Joey’em, więc stanowczo odpadała.
-Joey jest moim starszym
bratem. Od zawsze go tak traktowałam. To nie powinno mieć miejsca. Nie powinien
tego czuć.
-Cóż, czyli musisz sprawić
mu przykrość. To smutne.
-Nabijasz się ze mnie? Nie
powinnam była Ci tego mówić..
Chciałam zeskoczyć, ale
Justin odepchnął się od stołu, tarasując mi drogę.
-Przepraszam. Ty naprawdę
wszystko bierzesz tak na poważnie?
Przymrużyłam oczy. Do czego
on zmierzał?
-Na wszystkich Ci zależy i
tak bardzo boisz się, że kogoś zranisz.. jakby miał Ci się przez to zawalić
świat.
Miałam wrażenie, że mówi sam
do siebie. Jakby upewniał się, że na pewno taka jestem. Jakby wcześniej nad tym
rozważał.. Chciał potwierdzenia.
-Zależy mi na nim, bo jest
Twoim przyjacielem. Ty też masz przyjaciela prawda?
-Nie kocham się w nim.
Przełyk chyba znów mi się
zwęził. Potrzebowałam powietrza.
-Ale on kogoś kocha. I wiesz
jakie to dla niego ciężkie.
Dobrze wiedział, że mówię
tutaj o Ruth.
-Nie bardzo. Nie wiem jak to
jest kogoś kochać. I dobrze mi z tym..
Z jego twarzy nie dało się
czegokolwiek wyczytać. Zamknęłam usta, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie
gapie się na niego z otwartą buzią.
-O wilku mowa. Sama możesz
zapytać.
Spojrzałam w bok i ujrzałam
stojącego w progu Matta. Odepchnęłam od siebie Justina i zeskoczyłam ze stołu.
-Stary, nic Ci nie jest?
-Musze wziąć prysznic.
Ronnie chętnie z Tobą porozmawia.
Spojrzał na przyjaciela i po
prostu wyszedł z kuchni. Zostawił nas samych. Nie powiedziałabym, że był na
mnie zły bo raczej nie miał o co, ale zrobił się nagle jakiś dziwny. Bez uczuć,
jak wcześniej.
-No proszę, zastanawiałem
się kiedy będziemy mieli okazje ze sobą porozmawiać.
Głos Matta sprowadził mnie
na Ziemię.
-Jestem Ronnie.
-Tak, wiem. Siostra Taylera.
-Przykro mi z powodu Ruth.
Czułam niewytłumaczalną
potrzebę powiedzenia tego. Nie wiem skąd to się wzięło, ale czułam się odrobinę
winna. Tayler był moim bratem, może to przez to. Matt uśmiechnął się i oparł o
stół, tam gdzie przed chwilą opierał się Justin.
-Toleruję to tylko i
wyłącznie ze względu na Justina. On i Taylor są sobie nawzajem potrzebni. Poza
tym nikt jej nie kazał iść z Taylerem do łóżka, jestem facetem i wiem jak to
działa.
Matt przejechał dłonią po
włosach i uśmiechnął się nerwowo. Czułam, że nie jest ze mną do końca szczery.
Kochał Ruth, mimo to.
-To nic wielkiego. Ehm..
masz ochotę na piwko?
Zastanawiałam się co miał na
myśli mówiąc, że Justin i Tayler są sobie nawzajem potrzebni. To mi się coraz
bardziej nie podobało i już naprawdę nie wiedziałam o co tu chodzi. Pokiwałam
przecząco głową i złapałam za torebkę. Nie powinno mnie tu być.
-Powinnam iść.
-Nie poczekasz na Justina?
-Nie.
Wymusiłam uśmiech i ruszyłam
do wyjścia.
-Do zobaczenia, Ronnie.
Odwróciłam się w ostatniej
chwili i jeszcze raz się uśmiechnęłam. Ten dzień był taki dziwny. Chciałam jak
najszybciej znaleźć się w domu.
***
Związałam włosy w kucyka i
puściłam wodę w kranie. Przede mną kolejny beznadziejny dzień. Nie miałam
ochoty spotykać się dzisiaj z Lauren ani tym bardziej z Joey’em. Nie mogłam tak
po prostu spojrzeć mu w oczy po tym co mi wczoraj powiedział. Nie wiedziałabym
jak mam się zachować, potrzebowałam jakiejś przemowy, musiałam sobie wszystko
poukładać w głowie. Jedynym wyjściem było chyba zaszycie się w pokoju na
caluśki dzień. Chociaż słońce tak
pięknie świeciło. Opłukałam twarz wodą i spojrzałam w lusterko. Te wszystkie
ostatnie wydarzenia mnie przytłaczały. Poczułam ciarki na plecach. Zaczęło
burczeć mi w brzuchu więc postanowiłam na razie skupić się na śniadaniu.
Uśmiechnęłam się do lusterka i wyszłam z łazienki. Poczułam piękne zapachy i
zatrzymałam się na ostatnim schodku, gdy zobaczyłam w kuchni tatę. Ubranego w
szarą koszulkę i krótkie sportowe spodenki. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek go
takiego widziałam. Było dwadzieścia po dziesiątej a on stał przy kuchence i
obracał coś na patelni. Drgnęłam, gdy nagle odwrócił się w moją stronę.
Uśmiechnął się szeroko i zrzucił na talerzyk kolejnego naleśnika. Zaskoczona
jego widokiem nawet nie zauważyłam obficie zastawionego stołu.
-Dzień dobry, Kochanie.
-Cześć, tato. Nie jesteś w
pracy?
Odsunął dla mnie krzesełko i
odstawił patelnię. Zajęłam wyznaczone miejsce.
-Wziąłem dwa dni wolnego.
Wiem, że to nie za wiele, ale.. nie mieliśmy jeszcze okazji spędzić razem
więcej czasu, i pomyślałem, że.. jeśli oczywiście zechcesz, możemy porobić coś
we dwoje i..
Był zdenerwowany i plątał mu
się język. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po naleśnika. Byłam naprawdę zaskoczona
ale cieszyłam się. Miał świetne wyczucie czasu. Zajmę głowę czymś innym niż
myśleniem o wyznaniu mi miłości przez najbliższego przyjaciela.
-Jasne. Możemy porobić
cokolwiek.
-Cieszę się.
Widziałam, że ewidentnie mu
ulżyło. Siadł naprzeciwko mnie i wzięliśmy się za jedzenie. Naleśniki były
przepyszne.
-Tayler nie schodzi na
śniadanie?
-Chyba nie było go na noc w
domu.
Ach, tak. Pewnie został u
Ruth. Tata łagodnie to przyjmował. Byłam pewna, że w mojej sytuacji nie byłoby
to takie proste, spędzić noc z chłopakiem poza domem. Widziałam, że nie bardzo
wie jak sobie poradzić że świadomością, że jestem już dorosłą kobietą. Nie
wiedział też, jak ze mną rozmawiać. Z synem w takich sprawach jest chyba
prościej. Ja też wolałam w tej kwestii wysłuchać mamy.
-Szkoda. Mógłby wybrać się z
nami. Masz trzy wędki, prawda?
Tata uwielbiał łowić ryby.
Nie było to moim marzeniem, ale wolałam spędzić dzień nad wodą i cieszyć się
słońcem niż ukrywać się w domu.
-Właściwie to mam inny
pomysł. Wpadłem na coś i miałem nadzieję, że Ci się spodoba.
Odłożyłam widelec i
podciągnęłam nogę na krzesełko. Zaciekawił mnie.
-Tak?
-Pomyślałem, że może
będziesz miała ochotę pojeździć.
-Pojeździć?
-Konno. Zadzwoniłem rano do
pani Marin i powiedziała, że przyszykuje dla nas konie. Jeśli będziesz chciała.
Otworzyłam usta i
zachłysnęłam się powietrzem. Gdy byłam mała, a rodzice jeszcze mieszkali razem,
ciągle jeździłam z tatą konno. Potrafiłam spędzać z nim całe popołudnia w
stajni, zaraz po szkole. Po rozwodzie rodziców robiłam to tylko w wakacje. A
później przestałam całkiem , mając żal do taty, że nie poświęca mi tyle uwagi,
ile bym chciała.. Nie siadałam na konia od pięciu lat.
-Zgadzasz się?
Tata spytał niepewnie a ja
zerwałam się z krzesła. Zaśmiał się, gdy zawiesiłam się na jego szyi. Byłam w
siódmym niebie.
-Oczywiście!
Cieszyłam się tak jeszcze
przez dwie minuty, aż Tayler nie wparował do domu i bez przywitania i pobiegł
szybko na górę, trzaskając przy tym drzwiami od swojego pokoju. Tata spojrzał
na mnie niepewnie a ja postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
-Porozmawiam z nim.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam
na górę. Zapukałam w drzwi brata ale nie uzyskałam odpowiedzi. Postanowiłam
zignorować to i po prostu wejść. Tayler leżał na łóżku, z wgniecioną w poduszkę
twarzą. Położyłam się obok i minęła spora chwila zanim to ja postanowiłam
odezwać się jako pierwsza.
-To coś poważnego?
-Nie Twoja sprawa. Nie
odpowiedziałem, że możesz wejść.
Domyślałam się, że chodzi o
Ruth, ale nie chciałam się wypytywać. Musiałam spróbować z innej strony.
-Wiem, ale.. może miałbyś ochotę
pojeździć konno, ze mną i z tatą?
Tayler spojrzał na mnie ze
skrzywioną miną. Dla niego to chyba też było zaskoczeniem. Nie kochał koni tak
bardzo jak ja, ale zdawał sobie sprawę jak bardzo mi ich brakuje.
-Tacie zachciało się koni?
Nie możesz zabrać ze sobą Lauren? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, mam ciekawsze
rzeczy do roboty.
-Lauren jest dziś zajęta.
Skłamałam i podniosłam się z
łóżka. Stanęłam przy jego krawędzi, krzyżując ręce na piersi.
-To weź Joey’a, to chyba nie
wielka różnica.
-Zawsze to mówisz. Mógłbyś w
końcu przestać traktować mnie w ten sposób. Rozumiem, że jestem młodszą i
pewnie wkurzającą siostrą, tak dla zasady, ale chcę czasami po prostu
porozmawiać. A Ty zachowujesz się jak dupek.
Odwróciłam się i miałam już
wyjść z pokoju, ale Tayler zawołał moje imię. Przystanęłam.
-Czekaj. Nie traktuję Cię
tak, po prostu.. mam swoje sprawy. I swoje zajęcia. Lepiej, żebyś była poza
tym. Tak będzie dla Ciebie lepiej. Zadzwoń do Lauren.
-Dlaczego ciągle to słyszę?
Wszyscy chcą dla mnie najlepiej, ostrzegają mnie i chronią, przed Bóg wie
czym.. Jestem dorosła i dam sobie radę. Odpychasz mnie od siebie tylko dlatego,
że tak dla mnie lepiej? Jesteś moim bratem. I czasami to z Tobą potrzebuję
porozmawiać. Powiedzieć Ci, że sobie z czymś nie radzę i poprosić o radę..
Miałam ochotę się rozpłakać.
Zdałam sobie sprawę, że to właśnie Tayler jest osobą, której chciałabym się
wygadać, ale traktował mnie jak zawsze. Chciałam wyjść, ale brat wstał z łóżka
i podbiegł do mnie, zatrzymując mnie.
-Ronnie, coś się dzieje?
Spojrzałam na niego ale nie
odpowiedziałam. Och, działo się i to bardzo dużo. Pociągnęłam nosem, próbując
się nie rozryczeć. Tayler objął mnie za szyję i pocałował w włosy. Zaskoczyło
mnie to.
-Chętnie wybiorę się z Wami
na te konie. Jeśli dalej chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz