piątek, 16 lutego 2018

Rozdział 7

Weszłam za Justinem do jego kuchni i wpakowałam ręce do tylnych kieszeni spodni. Zapalił światło a ja poczułam, że nie powinno mnie tutaj być. Rzucił klucze od domu na stół a ja aż podskoczyłam. Zmarszczył brwi w odpowiedzi na moją reakcję, ale zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu, udając, że w ogóle nie miała ona miejsca. Czułam, że wchodzę na jakiś zakazany teren, że robię coś złego, przekraczam jakąś niewidzialną linię, granicę. Spojrzałam na Justina i przełknęłam ślinę. Jego twarz nie była w najlepszym stanie.
-Masz wodę utlenioną?
Miał naprawdę ładną kuchnie. Wydawało mi się jakby do wystroju jej wnętrza rękę przykładała kobieta. Ale mieszkał przecież sam. Chwilowo z Hailey, której swoją drogą nie było chyba w domu. Justin postawił na stole kartonik z wodą utlenioną, wacikami, plastrami, tabletkami i jeszcze innymi przydatnymi rzeczami.
-Poradzę sobie z tym. Chyba…
To ostatnie dodał, gdy przyłożył palce do rany nad okiem i skwasił się. Przekręciłam oczami i chwyciłam  za wacik, nalewając na niego trochę wody. Podniosłam ręce i już miałam przejść do rzeczy, ale Justin rozproszył mnie swoim uśmiechem. Spojrzałam na niego zmieszana. Nie rozumiałam co go tak nagle rozbawiło. Podszedł bliżej stołu i usiadł na jego krawędzi. Uśmiechnęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że tak będzie mi o wiele wygodniej i o to właśnie mu chodziło. W tej sytuacji jego wzrost tylko utrudniał sprawę. Byłam wdzięczna. Odwróciłam się w jego stronę a Justin złapał mnie niespodziewanie w biodrach i przyciągnął do siebie. Zrobiłam krok w przód, wpadając delikatnie na jego ciało. Przełknęłam nerwowo ślinę.
-Boisz się stanąć bliżej?
-Nie.
Odpowiedziałam szybko jak z automatu. Uśmiechnął się jedynie, ale jeszcze szybciej się skrzywił, gdy przyłożyłam do rany wacik. W mgnieniu oka nasączył się krwią a mnie ucieszył widok nie aż tak dużego zadrapania. Wszystko to wyglądało dużo lepiej niż się tego na początku spodziewałam. Obstawiałam, że zmieścimy się w dwóch plastrach. Przez ten cały czas czułam na sobie wzrok Justina. Starałam się go ignorować, ale robił miny i ruszał głową. W końcu spotkaliśmy się wzrokiem. Uśmiechnął się.
-Powiesz mi co się stało?
Czyli nie zapomniał pod jakim warunkiem pozwolił się opatrzeć.
-Nic się nie stało.
Chcąc uniknąć rozmowy zajęłam się grzebaniem w kartoniku. Wymieniłam wacik ale on ciągle mi się przyglądał..
-Nie uwierzę w to. Oczy Ci się świeciły a nie było w nich widać radości. Skoro już tu jesteś to gadaj. Wysłucham cierpliwie, no bo co mam w tej chwili lepszego do roboty? Mogę się jedynie przyglądać jak ze skupieniem przygryzasz wargę.
Nie zdawałam sobie sprawy, że to właśnie robię! Uwolniłam wargę spomiędzy mocnego uścisku zębów i na niego spojrzałam. Uśmiechał się tajemniczo. Dobra, już wolałam gadać o tym co się stało niż myśleć co on ma teraz w głowie.
-Pokłóciłam się z Lauren.
-I to wszystko? Płakałaś z powodu sprzeczki z przyjaciółką? Nie możesz być aż tak wrażliwa..
Och.
-Chodzi też o Joey’a.
Przełknęłam ślinę. Justin odezwał się dopiero po kilku chwilach.
-Z nim też się pokłóciłaś?
-To chyba nie była kłótnia. Po prostu wyszłam..
-Twój przyjaciel zalazł Ci czymś za skórę? Ten, który lata za Tobą i pilnuje Cię jak prywatny ochroniarz? Nie skrzywdziłby Cię ani nie powiedziałby Ci nic, co mogłoby Cię urazić. Istnieje w ogóle coś, czym mógłby Cię wkurzyć?
Wpatrywałam się w niego bez jakichkolwiek emocji. Przechodziły mnie ciarki, gdy pomyślałam o tych wszystkich słowach, które usłyszałam od Joey’a.. to mnie przerażało… Justin spoważniał nagle a ja chcąc uniknąć jego spojrzenia sięgnęłam po plaster. Teraz twarz Justina wyglądała o niebo lepiej. Porządne zadrapanie nad lewym okiem i odrobinę mniejsze na policzku obok prawego ucha.
-Miałem rację, prawda? O to chodzi?
Zrobił się jakiś wścibski, dlaczego go to nagle aż tak bardzo interesowało? Drżały mi ręce, gdy próbowałam odkleić zbędne paseczki. Podniosłam ręce i starannie przykleiłam plaster nad okiem.
-Nie odwzajemniasz jego uczuć?
Odsunęłam się od Justina i wpakowałam wszystkie niepotrzebne już rzeczy do kartonika. Gdy widział, że nie wiem co zrobić z rękoma, odsunął karton i poklepał dłonią miejsce obok siebie. Wahałam się.
-Przestań być taka uparta. Sam mam Cię posadzić?
Pokiwałam głową i wciągnęłam się rękoma na stół. Justin odwrócił się w moją stronę i czekał aż zacznę mówić. Może nie był najodpowiedniejszą osobą do zwierzeń ale potrzebowałam się komuś wygadać. Lauren siedziała w tym z Joey’em, więc stanowczo odpadała.
-Joey jest moim starszym bratem. Od zawsze go tak traktowałam. To nie powinno mieć miejsca. Nie powinien tego czuć.
-Cóż, czyli musisz sprawić mu przykrość. To smutne.
-Nabijasz się ze mnie? Nie powinnam była Ci tego mówić..
Chciałam zeskoczyć, ale Justin odepchnął się od stołu, tarasując mi drogę.
-Przepraszam. Ty naprawdę wszystko bierzesz tak na poważnie?
Przymrużyłam oczy. Do czego on zmierzał?
-Na wszystkich Ci zależy i tak bardzo boisz się, że kogoś zranisz.. jakby miał Ci się przez to zawalić świat.
Miałam wrażenie, że mówi sam do siebie. Jakby upewniał się, że na pewno taka jestem. Jakby wcześniej nad tym rozważał.. Chciał potwierdzenia.
-Zależy mi na nim, bo jest Twoim przyjacielem. Ty też masz przyjaciela prawda?
-Nie kocham się w nim.
Przełyk chyba znów mi się zwęził. Potrzebowałam powietrza.
-Ale on kogoś kocha. I wiesz jakie to dla niego ciężkie.
Dobrze wiedział, że mówię tutaj o Ruth.
-Nie bardzo. Nie wiem jak to jest kogoś kochać. I dobrze mi z tym..
Z jego twarzy nie dało się czegokolwiek wyczytać. Zamknęłam usta, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie gapie się na niego z otwartą buzią.
-O wilku mowa. Sama możesz zapytać.
Spojrzałam w bok i ujrzałam stojącego w progu Matta. Odepchnęłam od siebie Justina i zeskoczyłam ze stołu.
-Stary, nic Ci nie jest?
-Musze wziąć prysznic. Ronnie chętnie z Tobą porozmawia.
Spojrzał na przyjaciela i po prostu wyszedł z kuchni. Zostawił nas samych. Nie powiedziałabym, że był na mnie zły bo raczej nie miał o co, ale zrobił się nagle jakiś dziwny. Bez uczuć, jak wcześniej.
-No proszę, zastanawiałem się kiedy będziemy mieli okazje ze sobą porozmawiać.
Głos Matta sprowadził mnie na Ziemię.
-Jestem Ronnie.
-Tak, wiem. Siostra Taylera.
-Przykro mi z powodu Ruth.
Czułam niewytłumaczalną potrzebę powiedzenia tego. Nie wiem skąd to się wzięło, ale czułam się odrobinę winna. Tayler był moim bratem, może to przez to. Matt uśmiechnął się i oparł o stół, tam gdzie przed chwilą opierał się Justin.
-Toleruję to tylko i wyłącznie ze względu na Justina. On i Taylor są sobie nawzajem potrzebni. Poza tym nikt jej nie kazał iść z Taylerem do łóżka, jestem facetem i wiem jak to działa.
Matt przejechał dłonią po włosach i uśmiechnął się nerwowo. Czułam, że nie jest ze mną do końca szczery. Kochał Ruth, mimo to.
-To nic wielkiego. Ehm.. masz ochotę na piwko?
Zastanawiałam się co miał na myśli mówiąc, że Justin i Tayler są sobie nawzajem potrzebni. To mi się coraz bardziej nie podobało i już naprawdę nie wiedziałam o co tu chodzi. Pokiwałam przecząco głową i złapałam za torebkę. Nie powinno mnie tu być.
-Powinnam iść.
-Nie poczekasz na Justina?
-Nie.
Wymusiłam uśmiech i ruszyłam do wyjścia.
-Do zobaczenia, Ronnie.
Odwróciłam się w ostatniej chwili i jeszcze raz się uśmiechnęłam. Ten dzień był taki dziwny. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu.

***

Związałam włosy w kucyka i puściłam wodę w kranie. Przede mną kolejny beznadziejny dzień. Nie miałam ochoty spotykać się dzisiaj z Lauren ani tym bardziej z Joey’em. Nie mogłam tak po prostu spojrzeć mu w oczy po tym co mi wczoraj powiedział. Nie wiedziałabym jak mam się zachować, potrzebowałam jakiejś przemowy, musiałam sobie wszystko poukładać w głowie. Jedynym wyjściem było chyba zaszycie się w pokoju na caluśki dzień.  Chociaż słońce tak pięknie świeciło. Opłukałam twarz wodą i spojrzałam w lusterko. Te wszystkie ostatnie wydarzenia mnie przytłaczały. Poczułam ciarki na plecach. Zaczęło burczeć mi w brzuchu więc postanowiłam na razie skupić się na śniadaniu. Uśmiechnęłam się do lusterka i wyszłam z łazienki. Poczułam piękne zapachy i zatrzymałam się na ostatnim schodku, gdy zobaczyłam w kuchni tatę. Ubranego w szarą koszulkę i krótkie sportowe spodenki. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek go takiego widziałam. Było dwadzieścia po dziesiątej a on stał przy kuchence i obracał coś na patelni. Drgnęłam, gdy nagle odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się szeroko i zrzucił na talerzyk kolejnego naleśnika. Zaskoczona jego widokiem nawet nie zauważyłam obficie zastawionego stołu.
-Dzień dobry, Kochanie.
-Cześć, tato. Nie jesteś w pracy?
Odsunął dla mnie krzesełko i odstawił patelnię. Zajęłam wyznaczone miejsce.
-Wziąłem dwa dni wolnego. Wiem, że to nie za wiele, ale.. nie mieliśmy jeszcze okazji spędzić razem więcej czasu, i pomyślałem, że.. jeśli oczywiście zechcesz, możemy porobić coś we dwoje i..
Był zdenerwowany i plątał mu się język. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po naleśnika. Byłam naprawdę zaskoczona ale cieszyłam się. Miał świetne wyczucie czasu. Zajmę głowę czymś innym niż myśleniem o wyznaniu mi miłości przez najbliższego przyjaciela.
-Jasne. Możemy porobić cokolwiek.
-Cieszę się.
Widziałam, że ewidentnie mu ulżyło. Siadł naprzeciwko mnie i wzięliśmy się za jedzenie. Naleśniki były przepyszne.
-Tayler nie schodzi na śniadanie?
-Chyba nie było go na noc w domu.
Ach, tak. Pewnie został u Ruth. Tata łagodnie to przyjmował. Byłam pewna, że w mojej sytuacji nie byłoby to takie proste, spędzić noc z chłopakiem poza domem. Widziałam, że nie bardzo wie jak sobie poradzić że świadomością, że jestem już dorosłą kobietą. Nie wiedział też, jak ze mną rozmawiać. Z synem w takich sprawach jest chyba prościej. Ja też wolałam w tej kwestii wysłuchać mamy.
-Szkoda. Mógłby wybrać się z nami. Masz trzy wędki, prawda?
Tata uwielbiał łowić ryby. Nie było to moim marzeniem, ale wolałam spędzić dzień nad wodą i cieszyć się słońcem niż ukrywać się w domu.
-Właściwie to mam inny pomysł. Wpadłem na coś i miałem nadzieję, że Ci się spodoba.
Odłożyłam widelec i podciągnęłam nogę na krzesełko. Zaciekawił mnie.
-Tak?
-Pomyślałem, że może będziesz miała ochotę pojeździć.
-Pojeździć?
-Konno. Zadzwoniłem rano do pani Marin i powiedziała, że przyszykuje dla nas konie. Jeśli będziesz chciała.
Otworzyłam usta i zachłysnęłam się powietrzem. Gdy byłam mała, a rodzice jeszcze mieszkali razem, ciągle jeździłam z tatą konno. Potrafiłam spędzać z nim całe popołudnia w stajni, zaraz po szkole. Po rozwodzie rodziców robiłam to tylko w wakacje. A później przestałam całkiem , mając żal do taty, że nie poświęca mi tyle uwagi, ile bym chciała.. Nie siadałam na konia od pięciu lat.
-Zgadzasz się?
Tata spytał niepewnie a ja zerwałam się z krzesła. Zaśmiał się, gdy zawiesiłam się na jego szyi. Byłam w siódmym niebie.
-Oczywiście!
Cieszyłam się tak jeszcze przez dwie minuty, aż Tayler nie wparował do domu i bez przywitania i pobiegł szybko na górę, trzaskając przy tym drzwiami od swojego pokoju. Tata spojrzał na mnie niepewnie a ja postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce.
-Porozmawiam z nim.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam na górę. Zapukałam w drzwi brata ale nie uzyskałam odpowiedzi. Postanowiłam zignorować to i po prostu wejść. Tayler leżał na łóżku, z wgniecioną w poduszkę twarzą. Położyłam się obok i minęła spora chwila zanim to ja postanowiłam odezwać się jako pierwsza.
-To coś poważnego?
-Nie Twoja sprawa. Nie odpowiedziałem, że możesz wejść.
Domyślałam się, że chodzi o Ruth, ale nie chciałam się wypytywać. Musiałam spróbować z innej strony.
-Wiem, ale.. może miałbyś ochotę pojeździć konno,  ze mną i z tatą?
Tayler spojrzał na mnie ze skrzywioną miną. Dla niego to chyba też było zaskoczeniem. Nie kochał koni tak bardzo jak ja, ale zdawał sobie sprawę jak bardzo mi ich brakuje.
-Tacie zachciało się koni? Nie możesz zabrać ze sobą Lauren? Jeśli jeszcze nie zauważyłaś, mam ciekawsze rzeczy do roboty.
-Lauren jest dziś zajęta.
Skłamałam i podniosłam się z łóżka. Stanęłam przy jego krawędzi, krzyżując ręce na piersi.
-To weź Joey’a, to chyba nie wielka różnica.
-Zawsze to mówisz. Mógłbyś w końcu przestać traktować mnie w ten sposób. Rozumiem, że jestem młodszą i pewnie wkurzającą siostrą, tak dla zasady, ale chcę czasami po prostu porozmawiać. A Ty zachowujesz się jak dupek.
Odwróciłam się i miałam już wyjść z pokoju, ale Tayler zawołał moje imię. Przystanęłam.
-Czekaj. Nie traktuję Cię tak, po prostu.. mam swoje sprawy. I swoje zajęcia. Lepiej, żebyś była poza tym. Tak będzie dla Ciebie lepiej. Zadzwoń do Lauren.
-Dlaczego ciągle to słyszę? Wszyscy chcą dla mnie najlepiej, ostrzegają mnie i chronią, przed Bóg wie czym.. Jestem dorosła i dam sobie radę. Odpychasz mnie od siebie tylko dlatego, że tak dla mnie lepiej? Jesteś moim bratem. I czasami to z Tobą potrzebuję porozmawiać. Powiedzieć Ci, że sobie z czymś nie radzę i poprosić o radę..
Miałam ochotę się rozpłakać. Zdałam sobie sprawę, że to właśnie Tayler jest osobą, której chciałabym się wygadać, ale traktował mnie jak zawsze. Chciałam wyjść, ale brat wstał z łóżka i podbiegł do mnie, zatrzymując mnie.
-Ronnie, coś się dzieje?
Spojrzałam na niego ale nie odpowiedziałam. Och, działo się i to bardzo dużo. Pociągnęłam nosem, próbując się nie rozryczeć. Tayler objął mnie za szyję i pocałował w włosy. Zaskoczyło mnie to.
-Chętnie wybiorę się z Wami na te konie. Jeśli dalej chcesz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz