niedziela, 14 stycznia 2018

Rozdział 2

Otworzyłam lewe oko, krzywiąc się trochę w reakcji na docierające do mojej twarzy rażące słońce. Próbowałam skupić się na dochodzącym nie wiadomo skąd dźwięku mojego dzwoniącego telefonu. To on mnie obudził. Odkopnęłam pościel, wygrzebując się z niej w poszukiwaniu komórki, która o dziwo znalazła się pod łóżkiem. Nie mam pojęcia jak się tam znalazła i nie miałam czasu na zbyt długie rozmyślanie na ten temat. Podniosłam się z łóżka i wsunęłam na nogi kapcie. To Lauren. Odebrałam pośpiesznie zanim przestanie dzwonić.
-Hej, wstałaś już?
Spojrzałam na zegarek i poczułam ulgę, bo właściwie to miałam bardzo dobry czas. Była dopiero dziesiąta. Oczywiście dzięki temu, że właśnie mnie obudziła.
-Przed chwilą.
-No to dobrze. Właśnie dzwonił do mnie Joey i powiedział, że spotkamy się na miejscu. Za godzinę mają jeszcze trening.
Wyszłam z pokoju i zdziwiłam się, gdy zobaczyłam na korytarzu ubranego jak do pracy tatę. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, uśmiechnął się i podszedł do mnie szybkim krokiem.
-Miłego dnia, Skarbie.
Osunęłam telefon od policzka, gdy tata pocałował mnie w czoło. Jest niedziela i miał mieć dzisiaj wolne.
-Idziesz dziś do pracy? Mieliśmy spędzić popołudniu razem trochę czasu.
Zatrzymał się na schodach i odwrócił w moją stronę. Pewnie zawracałam mu tym głowę, ewidentnie się spieszył.
-Wiem, Ronnie. Ale.. zaczęły się wakacje i już się dużo dzieje. To małe miasteczko i potrzebują mnie. Wynagrodzę Ci to.
Kiwnęłam głową patrząc jak zbiega po schodach. Rola szeryfa musiała nie być taka łatwa.. Prawie wcale nie było go w domu. Przyłożyłam szybko słuchawkę do ucha, zanim zacznę się zastanawiać, czy mieszkanie tutaj, to na pewno dobry pomysł. Mama mimo wszystko dotrzymałaby słowa.
-Za godzinę będę gotowa.
Weszłam do łazienki i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów. Nałożyłam na nią pastę i szczotkując zęby spojrzałam w lusterko. Musiałam wziąć chłodny prysznic.
-Jasne. Zorganizujemy coś na popołudnie. Obiecałam Ci, że to będą świetne wakacje, i dotrzymam słowa.
Uśmiechnęłam się do lusterka i wyszłam do swojego pokoju po coś do ubrania. Wiedziałam, że Lauren chce usprawiedliwiać mojego tatę, próbując zorganizować czas za niego.
-Dziękuję. Idę wziąć prysznic.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko. Wsadziłam szczoteczkę do buzi, uwalniając dłonie i otworzyłam szafę. Było dziś naprawdę ciepło i postanowiłam, że spędzę ten dzień bez użalania się nad sobą i  swoim życiem. Chwyciłam za czerwoną sukienkę z falbankami i zadowolona wyszłam z pokoju. Wyciągnęłam szczoteczkę z buzi, gdy ujrzałam na korytarzu Taylera. Oczywiście rozebranego, w samych bokserkach. Zachowywał się, jakby nie było mnie w domu.
-Dzień dobry.
-Cześć.
Przetarł zaspane oczy i ruszył do łazienki. Podbiegłam do niego szybko i złapałam za rękę. Spojrzał, robiąc głupkowate miny.
-Łazienka jest zajęta.
-Nie widzę, żeby ktoś w niej był.
-Tayler, szczotkuję zęby. A zaraz biorę prysznic.
Pokazałam ręką w stronę kabiny a Tayler się uśmiechnął. Złośliwie. Jakby miał zamiar zaraz powiedzieć jaka to jestem naiwna. Stanął w progu i zatarasował mi wejście ręką.
-Tayler.. byłam pierwsza.
-Ale ja mam więcej siły.
Odepchnął mnie na korytarz, zmuszając bym zrobiła kilka kroków w tył. Nie wierzyłam własnym oczom i uszom!
-Tayler!
-Spóźnię się na mecz.
-Są jeszcze dwie godziny! Ustaw się po ludzku w kolejkę!
Przekręcił oczami, chcąc zamknąć mi drzwi przed nosem. Pod wpływem impulsu zablokowałam je nogą. Byłam naprawdę zła. Co on sobie myślał?
-Mam jeszcze trening.
-Grasz?
-Aha.
Odepchnął mnie i zamknął drzwi. Tayler grał w rugby? Od kiedy? Wow od poprzednich wakacji zmieniła się tu cała masa rzeczy. Czy ja na pewno mieszkałam w tym samym domu i rozmawiam z tymi samymi ludźmi? Opuściłam z rezygnacją ręce i ruszyłam do pokoju. Nie miałam wyjścia jak poczekać na wolną łazienkę.

***

Wyszłam na zewnątrz i ujrzałam stojąca już przy bramce przyjaciółkę. Humor od razu mi się poprawił, a na twarzy zawitał uśmiech. Gdy tylko postawiłam nogę na chodniku, dziewczyna wręczyła mi kubeczek z lodami waniliowymi i patyczek.
-Pomyślałam, że możemy przejść się z buta. Mamy jeszcze trochę czasu. Możemy pogadać.
Spojrzałam na nią podejrzliwie, poprawiając na ramieniu torebkę. Uśmiechnęła się i ruszyła, więc poszłam w jej ślady. Swoją drogą lody były przepyszne.
-Żałuj, że wczoraj nie zostałaś. Po zmianie upiłam się z Benem białym winem i prawie wylądowałam tańcząc na barze.
Spojrzałam na nią i zaczęłam się śmiać. Jak pomyślę sobie, że tata mógłby widzieć mnie w takim stanie.. funkcjonariusz prawa nie byłby z tego do końca zadowolony.
-Nie wiedziałam, że tata po mnie przyjedzie. Tayler chyba musiał mu coś wspomnieć, a wiesz.. nie chciałam z nim dyskutować. I tak postawiłby na swoim.
-Nadal ma Cię za swoją małą córeczkę, którą chcę przed wszystkim chronić. Nie wie co tak naprawdę się dzieje.
Rzuciłam w jej kierunku niepewne spojrzenie, bo nie wiedziałam co ma dokładnie na myśli. Podrzuciła brwiami, jakby to było oczywiste.
-No wiesz, gdyby zobaczył na własne oczy tych wszystkich napalonych na Ciebie facetów wczoraj w barze.. dostałby zawału.
-Nie powinnaś tego nawet wymawiać na głos. Przed każdym wyjściem słuchałabym pięcio stronnicowej przemowy pod tytułem ‘faceci w Twoim wieku myślą tylko o jednym’.
Obie się zaśmiałyśmy. Lody zaczynały się topić, pogoda była naprawdę przepiękna. Dobrze, że zdecydowałam się na sukienkę. W spodniach prawdopodobnie najzwyczajniej bym się ugotowała.
-Gdyby zobaczył Cię z Justinem.. myślę, że to byłoby jeszcze gorsze.
-Justinem?
Zwolniłam trochę tempo, nie bardzo rozumiejąc o kogo jej chodzi. Ale po chwili olśniło mnie, że ten chłopak.. ten, na którego wylałam piwo miał tak na imię.
-Właśnie tak.
Zaczęła, jakby zdała sobie sprawę, że już wiem o kim mówi.
-Kto to?
-Kto to? Cóż.. w jak największym skrócie mogę stwierdzić, że to najprzystojniejszy facet, jakiego do tej pory widziałam. Może owinąć sobie wokół palca każdą laskę, ale.. pod warunkiem, że ta najpierw nic na niego nie wyleje. Spodobał ci się?
Otworzyłam usta, ale z powrotem je zamknęłam, by przeanalizować dobrze swoją odpowiedź. Był przystojny. I to jak.. ale był taki arogancki..
-Jest za bardzo pewny siebie. I nie do końca miły..
Lauren zaśmiała się.
-Miły? Ronnie, on jest największym palantem jakiego miałam okazję do tej pory poznać. Sypia z laskami a później nie oddzwania. Szuka zabawki, a gdy mu się znudzi po prostu rzuca ją w kąt. Nie warto tracić dla niego głowy. No ale ciachem to on jest..
Uśmiechnęła się pod nosem a mnie trochę zamurowało. Miałam nadzieję, że ona nie..
-Lauren, czy Ty..
Spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać. Poczułam ulgę.
-Czy spałam z nim? Jasne, że nie. Po prostu ludzie gadają. Nie masz pojęcia ile dziewczyn miałoby ochotę się na nim za to zemścić.
-Nie spotkałam go tutaj nigdy wcześniej.
-Bo przeprowadził się tu jakieś pół roku temu. Ta dziewczyna z baru, po którą wczoraj przyszedł to podobno jego siostra. Jest nieletnia więc mieliśmy szczęście. Ale on sam nie ma podobno kolorowej przeszłości. Nie wnikam.. Miał już do czynienia z Twoim tatą. No wiesz.. szybkie czarne auto.. kobiety.. Lepiej, aby Twój tata nie musiał Cię z nim nigdy widzieć.
Wzięłam głęboki oddech i zabrałam się za jedzenie roztopionych lodów. Dużo informacji. Wolałabym raczej znów na niego nie wpaść. Nie potrzebne mi kłopoty.
-Joey nas zobaczył.
Tak się zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, że dotarłyśmy na miejsce. Ciemnowłosy chłopak pomachał do nas, biegnąc truchtem w naszym kierunku. Chcąc nie chcąc na widok jego roześmianej buzi musiałam się uśmiechnąć.
-Matko, Ronnie!
Objął mnie mocno w pasie i podniósł, by okręcić się dookoła kilka razy. Gdy postawił mnie z powrotem na ziemi, złapał za ramiona, skanując dokładnie moją twarz. Uśmiechał się od ucha do ucha, to było zaraźliwe.
-No, proszę! Nie masz pojęcia jak bardzo nie mogłem się doczekać, żeby Cię zobaczyć! Tęskniłem.
-Ja też.
Uśmiechnęłam się szczerze, a Joey przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. W niebieskim stroju zawodnika rugby wyglądał naprawdę dobrze.
-Jest Tayler? Wspominał coś o meczu.
-Tak. Jest na boisku.
Spojrzałam w stronę biegających i podających sobie piłkę facetów. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że mój brat należał do drużyny. Nigdy go to nie interesowało. A tu proszę. Chciałam odwrócić już wzrok, ale moją uwagę przykuł jeden chłopak. I zdałam sobie sprawę, że to ten sam, który był wczoraj w barze z Justinem. Ale nie pamiętałam jego imienia.
-Muszę już lecieć. Mam nadzieje, że widzimy się po meczu.
-Jasne.
Uśmiechnęłam się, a Joey odbiegł do drużyny. Lauren pociągnęła mnie za rękę.
-Chodź, zajmiemy sobie miejsca.
Poczułam ukłucie strachu w brzuchu. Miałam szczerą nadzieję nie spotkać tutaj blondyna. Usiadłam obok Lauren, rozglądając się po boisku.

***

Rugby nigdy szczególnie mnie za bardzo nie interesowały, ale ten mecz był wyjątkowo.. inny. Przyglądałam się temu wszystkiemu i wprost nie mogłam uwierzyć. Byłam pewna, że jeśli ta dwójka dopuści do choćby jeszcze jednego otarcia o siebie ramieniem, nie skończy się kolorowo. Chłopak, który przyszedł do baru razem z Justinem obrał sobie za cel Taylera, a Tayler upatrzył sobie jego. Nie mogłam zrozumieć co się właściwie między nimi dzieje. Podniosłam się z siedzenia i pokręciłam głową. Zachowywali się jak dzieci.
-Idę po coś do picia. Masz ochotę?
-Jasne.
Lauren była raczej podekscytowana sytuacją na boisku. Brakowało jej jeszcze tylko popcornu.
-Poproszę dwie lemoniady.
Usłyszałam głośmy i długi gwizdek. Trochę mi ulżyło, że to już koniec pierwszej połowy. Musiałam porozmawiać z Taylerem.
-Proszę.
-Dziękuję.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że brat idzie w moim kierunku. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chłopak za nim pociągnął go mocno za ramię, zmuszając, by odwrócił się do niego.
-Łapy przy sobie.
-To lepiej Ty trzymaj łapy przy sobie. Wyjdzie Ci to na zdrowie.
-Masz pecha, to już nie twoja sprawa.
Tayler wyszarpnął się z uścisku, ale chłopak nie miał zamiaru odpuścić. Byli na tyle blisko mnie, że cofnęłam się krok do tyłu.
-Odpuść sobie. Weź z niej przykład.
Chłopak rzucił się na Tylera z pięściami a ten nie miał zamiaru pozostać mu dłużnym. Cholera, co oni wyprawiali. Miał zamiar bić się w miejscu publicznym? Odłożyłam lemoniady na ławkę obok i bez zastanowienia ruszyłam w ich kierunku.
-Tayler, co Ty wyprawiasz?
-Co Ty tu robisz? Odsuń się.
Stanęłam miedzy nimi, ale czyjeś dłonie złapały mnie nagle w pasie i podniosły do góry. Zostałam odstawiona na bok i zdałam sobie sprawę, że to nie za sprawą żadnego z bijących się. Otworzyłam usta, gdy zobaczyłam Justina. Stanął między nimi, na moje wcześniejsze miejsce i odciągnął od siebie.
-Matthew!
-Przysięgam, że go zabiję.
-Frajer..
Tayler spojrzał na niego z pogardą i odsunął się do tyłu. Podeszłam, by złapać go za rękę, ale wyrwał się i ruszył w całkiem inną stronę. Niepewnie odwróciłam się w stronę Justina. Uspakajał nadal przyjaciela, który próbował mu się wyrwać.
-Puść mnie.
-Uspokój się.
-Jestem spokojny..
Matthew splunął na ziemię i odszedł w zupełnie innym kierunku niż Tayler. Co to miało być? Nie spodziewałam się, że Tayler pakuje się w takie bójki, i to w biały dzień przy tylu ludziach. Ocknęłam się, gdy Justin podszedł do mnie i wręczył mi moje lemoniady. Spojrzałam na niego i poczułam nerwowy ból brzucha. Był dokładnie tak samo przystojny jak wczoraj. I dokładnie tak samo nieznośny…
-Nie powinnaś pakować się pomiędzy dwóch bijących się facetów.
-Nie potrzebowałam pomocy. Więc więcej tego nie rób.
Zabrałam od niego kubeczki i odwróciłam się, by wrócić do Lauren. Przystanęłam jednak, gdy usłyszałam, że ma coś jeszcze do powiedzenia,
-Nie mam zamiaru więcej Cię ratować. Wystarczyłoby zwykłe dziękuję.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Chciałam po prostu odejść, ale on tak bardzo mnie denerwował..  Odwróciłam się w jego stronę. Stał w taki rozpraszający sposób.. koszulka idealnie opinała jego brzuch..
-Nie chciałam Twojej pomocy, więc nie będę za nią dziękować.
-Zapomniałem, że jesteś tak wygadana. Uwierz mi, mam ciekawsze rzeczy do roboty.
-To dlaczego nadal tu stoisz?
Podszedł bliżej mnie, tak że znów mogłam czuć jego perfumy. Przełknęłam ślinę.
-Bo chłopak, który wcześniej Cię tak przytulał, stoi tam i się na nas gapi.
Widział, jak witałam się z Joey’em? Spojrzałam w stronę boiska i zobaczyłam, że Joey rzeczywiście się nam przyglądał. Nie miał zadowolonej miny.
-Obserwujesz mnie?
Spojrzałam z powrotem na niego i zobaczyłam jak się uśmiecha.
-Twoja piękna sukienka przykuwa uwagę.
Spojrzał na mój biust a ja spuściłam wzrok i poczułam, że na moje policzki wlewa się rumieniec. Nie rozumiałam skąd.
-To Twój chłopak?
-Przyjaciel.
Odpowiedziałam zbyt szybko. Nie miałam zamiaru mu się tłumaczyć.
-Muszę już iść.
-W takim razie do zobaczenia.
Powiedział pewnym siebie tonem i puścił do mnie oczko. Wyprostowałam się i uśmiechnęłam.
-Mam nadzieję, że nie.
-To małe miasteczko.
-Wystarczająco duże, aby każde z nas znalazło sobie swoją połowę.
Uniósł brwi a ja odebrałam to jako punkt dla mnie. Nie odezwał się już, wiec uznałam rozmowę za zakończoną. Odeszłam, przekręcając przy tym oczami. Cholera, że tez musiałam na niego trafić.
-Do zobaczenia, Ronnie.
Zatrzymałam się gwałtownie, gdy wypowiedział moje imię. Odwróciłam się i na niego spojrzałam. Uśmiechał się a mi waliło serce. Och.. chciałam już stamtąd po prostu pójść.
-To była świetna połowa.
Wyminęłam Joey’a uśmiechając się. Musiałam jak najszybciej dotrzeć do Lauren.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz