niedziela, 11 lutego 2018

Rozdział 6

Ronnie
Gdy usłyszałam na parapecie wibrujący telefon, miałam ochotę przewrócić oczami ale nie zamierzałam ich nawet otwierać. Nie miałam jeszcze dnia, żeby się porządnie wyspać. Wymacałam ręką poduszkę i naciągnęłam ją sobie na głowę. Chciałam jeszcze spać. Śniło mi się jakieś piękne, ciepłe miejsce, z zabierającą dech w piersiach błękitną wodą i ogrzewającym, nieustępliwym słońcem. To tam wolałam teraz być. Nawet jeśli tylko i wyłącznie w mojej głowie. Nie zwróciłam uwagi na to, że telefon przestał wibrować, puki nie zaczął swojego upierdliwego procesu na nowo. Och. Zrzuciłam poduszkę i usiadłam. Przez zasłony wdzierało się słońce, a przez uchylone okno słychać było poranny śpiew ptaków. Mimo wszystko uśmiechnęłam się i zwlokłam z łóżka. Nałożyłam na nogi kapcie i podeszłam do okna. Zamknęłam na moment oczy, gdy oślepiła mnie jasność zza zasłon. Pierwsze co ujrzałam po otwarciu oczu to stojąca w swoim oknie, z telefonem przy uchu Lauren. Machnęła ręką, abym odebrała leżący przede mną telefon i usiadła na parapet. Sięgnęłam po telefon i przyłożyłam go do ucha. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam przejęta minę przyjaciółki.
-No w końcu! Dzwonie do Ciebie i dzwonie! Mamy na dziś plany, pamiętasz? Poza tym tak szybko wyszłaś z baru. Musisz mi opowiedzieć o czym rozmawiałaś z Justinem i co się stało.
Tym razem nie powstrzymałam się od przekręcenia oczami. Lauren dobrze to widziała i w ekspresowym tempie zareagowała swoim prawie, że morderczym wyrazem twarzy. Naprawdę nie miałam ochoty o nim rozmawiać. Nie w tym momencie. Nie był pierwszą osobą, o której chciałbym myśleć po przebudzeniu.
-Tak, pamiętam. Pogadamy później?
-Ronnie, opowiedz mi!
-Muszę zjeść śniadanie, gaduło. Dopiero co wyciągnęłaś mnie w łóżka.
Rozłączyłam się i wysłałam Lauren buziaka. Zaśmiałam się i wyszłam z pokoju. Przystanęłam na sekundę, gdy zdałam sobie sprawę, że Tayler z kimś rozmawia. Tata był w domu? Ucieszyło mnie to, bo ciągle się mijaliśmy przez jego pracę. Zbiegłam szybko ze schodów, ruszając prosto do kuchni. Zatrzymałam się jednak gwałtownie w progu, gdy zobaczyłam jak Tayler obściskuje się z dziewczyną przy lodówce. Na szczęście oboje ubrani. Oszczędzili nam wszystkim zakłopotania.
-Wstałaś.
-Taak..
Uśmiechnęłam się, gdy Tayler odskoczył od dziewczyny. Ona także się uśmiechnęła i ruszyła w moim kierunku. Wyciągnęła rękę a ja chętnie się przywitałam.
-Jestem Ruth.
-Ronnie.
-Tayler opowiadał mi o Tobie. I że przyjeżdżasz.
-Mi o Tobie też.
Obie spojrzałyśmy na Taylera a on w błyskawicznym tempie odsunął od stołu dwa krzesełka. Był zdenerwowany. A to nowość. Ruth wyglądała na sympatyczną. Miała długie rude włosy i prostą jak od linijki grzywkę. I pieprzyk przy oku. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, co było zaraźliwe. Tayler postawił przed nami talerze i nałożył jajecznice, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko nas. Zdecydowałam wyjątkowo mu się nie dogryźć i skorzystać na tym, że załapałam się na śniadanie.
-Nie spodziewałam się Ciebie. Myślałam, że tata jest jeszcze w domu.
-Wyszedł pół godziny temu.
No jasne. Zabrałam się za jedzenie. Byłam naprawdę głodna. Chciałam zwrócić się do Ruth z zapytaniem, ale przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z facetem Nie Powinniśmy Się Więcej Widywać. Tayler odbił Ruth Mattowi.. Znali się w ogóle wcześniej? Byli kumplami? Może przyjaciółmi? Jak Tayler mógł to zrobić? A z blondynem? Tayler był w dobrych stosunkach z Justinem? To oznaczałoby, że mogłabym w końcu na niego wpaść.. unikanie go trochę by się pokomplikowało. Spojrzałam na brata, ale moją uwagę przykuła Lauren wchodząca do kuchni.
-Lauren?
-Hej. Smacznego.
Pomachała do wszystkich a ja wstałam od stołu. Dobrze wiedziałam co tutaj robi. Jaka ona była nieustępliwa, matko..
-Porywam ją do siebie.
Wstałam od stołu i podeszłam do przyjaciółki. Uśmiechnęłam się jeszcze do Ruth a ona odpowiedziała mi tym samym.
-Mam nadzieję, że będziemy miały jeszcze okazję porozmawiać.
-Na pewno. Możemy się umówić.
Upewniłam ją. Ucieszyła się i Tayler też się do mnie uśmiechnął. Wyglądali razem fajnie. Ruszyłam na schody a Lauren od razu poszła w moje ślady. Gdy byłyśmy już w moim pokoju zamknęła za nami drzwi i rzuciła się na moje łózko. Zajęłam miejsce obok niej. Między nami panowała przez chwile cisza ale czułam na sobie jej wzrok. Czekała aż zacznę gadać. Więc wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.
-Powiedział, że nie powinniśmy się więcej spotykać, że nie jest facetem dla mnie. Że powinnam była posłuchać Ciebie. Więc masz, jak chciałaś. Więcej się z nim nie umówię. Sprawa załatwiona i zamknięta.
Spojrzałam na Lauren, która wpatrywała się we mnie z otwarta buzią.
-Wie, że jestem do niego uprzedzona? Powiedziałaś mu? Przecież nie mogliście rozmawiać tylko o tym, no trochę czasu tam spędziliście. Chce dowiedzieć się wszystkiego. Joey powiedział, że Justin ewidentnie miał na Ciebie ochotę. Pożerał Cię wzrokiem. Och, Joey był zły.
Co? Skrzywiłam się. Nie podobało mi się to.. nie potrzebowałam niańki a na pewno nie Joey’a. Co on sobie myślał?
-No mów. Nie trzymaj mnie w takiej niepewności.
Przeniosłam wzrok na sufit, żeby nie widzieć reakcji Lauren na to co mam zamiar powiedzieć. Ona wszystkich i wszystko ocenia. Może ma trochę racji, ale.. to powinna być moja własna opinia.
-Tańczyliśmy. Wolno. I rozmawialiśmy. Chciał, żebym opowiedziała mu coś o sobie. On był mniej wygadany w tej kwestii. Powiedział mi o co chodziło Mattowi na boisku i czemu bili się z Taylerem. Odbił Mattowi Ruth. Wcześniej myślał, że Tayler ma coś co mnie.
Spojrzałam na przyjaciółkę i zaśmiałam się, gdy przyglądała mi się z takim wielkim skupieniem.
-Najpierw zapytał dlaczego Cię nie posłuchałam. Musiał słyszeć naszą wcześniejszą rozmowę. Ale później mówił w taki inny sposób.. uwodzicielski i.. Był tak blisko i jego perfumy mieszały mi w głowie. Poczułam jego oddech na szyi i..
Zamilkłam i przygryzłam wargę. Opanowałam się jednak i znów spojrzałam na przyjaciółkę. Przyglądała mi się tak uważnie, że między brwiami uformowało jej się małe v. Nie uśmiechała się ani... Nie wiedziałam co oznacza jej mina. Poprawiłam się i pośpiesznie odezwałam.
-Tańczyliśmy. I  mnie przechylił. Dlatego tak.. Zresztą co to za przesłuchanie? Na koniec powiedział, że więcej się nie będziemy widywać a ja mam zamiar się tego trzymać..  I skąd wziął się tam Joey? Ty kazałaś mu przyjść?
Usiadłam i obdarzyłam przyjaciółkę gniewnym spojrzeniem. Podniosła się i złapała mnie za rękę.
-Na wszelki wypadek, gdyby coś Ci się stało..
Nie wiem z jakich właściwie powodów, ale to mnie tylko i wyłącznie rozzłościło.
-A co miałoby mi się niby stać?! Justin niczego by mi nie zrobił!
-Skąd możesz to wiedzieć?!
-A skąd wy możecie to wiedzieć? Lauren, nie potrzebuję, abyście mnie pilnowali. A w szczególności Joey. Jestem duża i potrafię o siebie zadbać! Od mojego przyjazdu cięgle mnie pilnujecie i mówicie jak mam postępować.. To mają być te Twoje ‘najlepsze wakacje w życiu’? To chyba spasuje.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Siadłam na parapecie i zakryłam twarz dłońmi. To była totalna paranoja. Nie poznawałam ich i nie wiedziałam skąd w nich nagle taka troska o mnie. Przeginali. Poczułam na nodze rękę Lauren i odkryłam oczy.
-Jesteś na nas zła o to, że się o Ciebie troszczymy?
-Jestem zła, że tak bardzo się w to mieszanie. Więcej się z nim nie zobaczę, możesz się cieszyć. I zadzwoń do Joey’a. Powiedz mu o tym.
Wstałam i wyszłam z pokoju, trzaskając przy tym porządnie drzwiami. Miałam dość tej rozmowy.

***

Siedziałam na blacie w kuchni Joey’a razem z Lauren i sączyłyśmy drinka. Ona któregoś z kolei, ja nie miałam ochoty na picie, ledwo co zamoczyłam usta w kubku. Joey po wygranym meczu zaprosił kilkoro znajomych na domówkę. W sumie prawie całą drużynę. Czułam jak moje ciało drży od głośnej muzyki, w kuchni było jednak w miarę spokojnie. Od mojej ostatniej kłótni z Lauren minęło kilka dni. Obie starałyśmy się do tego nie wracać i nie poruszać tematu Justina. Nie było go dziś na meczu i dręczyła mnie myśl, że to może z mojego powodu odmówił sobie widoku przyjaciela w akcji na boisku. Chociaż nie czułabym rozczarowania, gdyby po prostu istniał jakikolwiek inny powód. Pewnie nie zawracał sobie mną głowy. Mi też udało się nie myśleć o nim przez ostatnie kilka dni. Dziś po prostu miałam chyba gorszy dzień. Podniosłam wzrok znad pełnego kubeczka, gdy zobaczyłam Joeya. Lauren zeskoczyła z blatu i w mało elegancki sposób oznajmiła nam, że idzie się załatwić. Zostaliśmy sami. Joey był już naprawdę wesoły. Uśmiechnęłam się i upiłam łyk drinka.
-Nie tańczysz?
Spojrzałam na niego i pokiwałam przecząco głową. Uśmiechnął się do mnie i oparł się o blat obok.
-Nie dziś. To chyba nie mój dzień.
-Nie Twój dzień, czy.. po prostu nie ma dla Ciebie odpowiedniego partnera?
Zmarszczyłam brwi i zeskoczyłam z blatu, gdy zdałam sobie sprawę do czego pije. A raczej do kogo. Wcale mi się to nie podobało. Chciałam stamtąd po prostu wyjść, ale Joey złapał mnie za ramię.
-Poczekaj. Przepraszam, nie powinienem był tego powiedzieć.
-Masz rację.
Odłożył swój kubeczek obok mojego i stanął naprzeciwko mnie. Dziwnie blisko. Założył kosmyk moich włosów za ucho i uśmiechnął się.
-Chcę Ci coś powiedzieć.
-Chyba jesteś za bardzo pijany, Joey, i nie powiesz nic mądrego. Porozmawiamy jutro.
Nie wiedziałam co miał mi do powiedzenia, ale czułam w kościach, że to nie jest nic dobrego. Wolałam uniknąć tej rozmowy, ale przyjaciel znów mnie zatrzymał.
-Nie. Nie jestem. Chcę Ci wytłumaczyć, dlaczego się tak zachowuje, jeśli o niego chodzi.
Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu milczałam. Czułam jak moje serce się rozpędza. Bije coraz szybciej. Wyczuwało mój strach. Przełknęłam jedynie ślinę. Z trudem. Jakby zwęził mi się przełyk.
-Jestem o niego zazdrosny. W ogóle mnie przez niego nie zauważasz.
-Zauważam. Joey, jesteś moim przyjacielem i ..
-No właśnie.
Przerwał mi a ja zacisnęłam drące palce. Dłoń Joey’a znalazła się nagle na moim policzku.
-Joey..
-Ronnie, znamy się tyle lat. Musiałaś coś zauważyć. Nie uwierzę, jeśli zaprzeczysz. Wiem, że czujesz to napięcie między nami, odkąd przyjechałaś. Bo nie umiem już dłużej tego ukrywać.
Zacisnęłam powieki i cofnęłam się o krok. Matko.. ja naprawdę nie chciałam tego usłyszeć.
-Powinnam wrócić do domu.
-Ronnie, poczekaj.. Chcę, abyś wiedziała, że czuję coś do Ciebie.
-Nie mów tego, proszę
-Myślę, że się w Tobie zakochałem.
Gwałtownie wstrzymałam oddech. Joey nie mógł powiedzieć czegoś takiego.. Och.. on nie mógł tego czuć.
-Muszę wyjść.
Powiedziałam bardziej do siebie i chwyciłam za torebkę zawieszoną na oparciu krzesła.
-Ronnie!
Wybiegłam z domu i zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Zaczęłam rozglądać się dookoła i zdecydowałam, że potrzebuję spaceru. Dużo dłuższego niż droga do mojego domu. Obrałam całkowicie inny kierunek. Szłam szybko. Chciałam jak najszybciej znaleźć się jak daleko od tego miejsca. Joey nie mógł mnie kochać.. On po prostu nie mógł czuć do mnie czegoś takiego. Teraz rozumiałam to całe ich zachowanie. Lauren musiała o tym wiedzieć.. Trzęsły mi się ręce. Nie, to nie mogło dziać się naprawdę. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz byłam pewna, że nasza przyjaźń tego nie udźwignie. Że też wcześniej niczego nie zauważyłam.. Poczułam jak po policzku spływa mi łza. I następna. I następna. Miałam ochotę się rozryczeć. Jak małe dziecko. Teraz wszystko było jasne. Od samego początku Joey był w pobliżu Justina. Za każdym razem, gdy z nim rozmawiałam. Na meczu, na plaży, wtedy w barze.. Ugh.. Lauren o wszystkim wiedziała! O wszystkim. To ona zawsze go informowała i za wszelka cenę próbowała zniechęcić mi spotkania z blondynem. Wytarłam dłonią łzy z policzków ale na nic się to nie zdało. Płakałam i nie mogłam przestać. Prawie podskoczyłam, gdy usłyszałam krzyki. Męskie. Przekleństwa, śmiech i jęki. Spojrzałam w bok i zobaczyłam bijących się mężczyzn. Stałam na środku chodnika i przyglądałam się im. To wyglądało jakby trzech facetów obrało sobie za cel innego. Walczącego z nimi w pojedynkę. Otworzyłam usta, gdy zobaczyłam jak odbija się od ściany a za chwile ociera się o nią  i pada na ziemię. Chciałam jak najszybciej zniknąć z pola ich widzenia ale zamurowało mnie, gdy usłyszałam o czym mówią.
-Wstawaj Bieber.
Otworzyłam przerażona usta i ruszyłam w ich kierunku. Wolnym i niepewnym krokiem. Byli wysocy, dobrze zbudowani i pijani. Ledwo utrzymywali się na nogach. Gdy mężczyzna leżący na ziemi zaczął się z niej podnosić poznałam w nim Justina.
-Kurwa..
Nie mogłam się zatrzymać. Coś mnie do niego ciągnęło. W pewnym momencie zaczęłam biec. Zatrzymałam się dopiero, gdy wzrok wszystkich czterech mężczyzn skupił się na mojej osobie.
-Zgubiłaś się, Słonko?
Mężczyzna z brodą i dość sporą blizną na poliku uśmiechnął się do mnie obleśnie i kopnął próbującego podnieść się z ziemi Justina.
-Przestań!
Nie panowałam nad tym co wydostaje się z moich ust. Zaczęli się śmiać. Nie mieli zamiaru przestać a tym bardziej mnie posłuchać. Blondyn przyjął kolejne kopnięcie. Jego niski, gardłowy jęk wywołał ciarki na moich plecach. Splunął na ziemię czerwoną substancją.
-Justin!
Mężczyzna z brodą skupił na mnie całkiem swoją uwagę i podszedł do mnie. Wyprostowałam się, próbując zapanować na oddechem. Zaczęłam się bać.
-Znasz go?
-Ronnie, idź stąd!
Spojrzałam na Justina. Miał poważną minę i był wściekły. Próbował podnieść się z ziemi.
-Potrzebowałeś kobiety, żeby się obronić?
Mówił do blondyna, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
-Jaka śliczna buźka.
-Odpierdol się od niej.
Justin podszedł do brodatego i niespodziewanie wymierzył mu cios w nos. Ten zalał się krwią i chwiejnym krokiem podszedł do Justina. Bez namysłu przed nim stanęłam. Zamknęłam oczy, gdy pięść paskudnego mężczyzny zatrzymała się przed moją twarzą. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Cofnęłam się o krok i wpadłam na ciało Justina. Czułam jak szybko bije mu serce. Albo to moje. Nie byłam pewna.
-Zaczynasz mnie wkurwiać. Następnym razem nie będę się powstrzymywał.
Justin złapał mnie za ramię i odciągnął do tyłu. Stałam teraz za nim. Podszedł do równego sobie mężczyzny i zadał kolejny cios. Tym razem w brzuch. Był naprawdę silny. Wcześniej wyglądało to tak, jakby chciał, żeby go bili. Nie bronił się. Teraz był jakby nakręcony. Dostrzegłam, że dwóch pozostałych stoi z boku i po prostu się gapi. Miałam dość tego widoku.
-Zostaw go, proszę!
-Co Ty tu do cholery robisz?
Justin warknął pod moim adresem. Moje serce zatrzymało się na sekundy a chwilę później zaczęło bić jak szalone. Panowała cisza. Słychać było jedynie uspakajające się oddechy. Trwało to i trwało. Minute? Dwie? Całą masę minut.
-To jeszcze nie koniec. Dobrze o tym wiesz, Bieber.
Odsunął się od niego i dwóch pozostałych także zaczęło się wycofywać. Podskoczyłam, gdy Justin odwrócił się nagle i złapał mnie mocno za nadgarstek. Szedł szybkim tempem a mój chód zamieniał się w trucht. Nie byłam w stanie za nim nadążyć. Odwróciłam się i zobaczyłam, że mężczyźni zniknęli za budynkiem. Było ciemno. Świeciły jedynie dwie, daleko rozstawione od siebie lapy uliczne. Zatrzymałam się nagle, gdy Justin gwałtownie odwrócił się w moją stronę i mnie do siebie przyciagnał. Podniosłam głowę, gdy na niego spojrzeć. Był wściekły, a jego twarz.. była poobijana i z kilku zadrapań sączyła się krew.
-Skąd się tu do kurwy nędzy wzięłaś?
-Justin, jesteś pijany.
Powiedziałam ciszej niż zamierzałam.
-Nie potrzebowałem, żebyś mnie wielce ratowała. Sam świetnie bym sobie poradził. Po co się wpierdalasz? Znów pchasz się między bijących się facetów. Czy Ty straciłaś rozum?
Puścił mój nadgarstek i ruszył przed siebie, zostawiając mnie w tyle. Gdy zdałam sobie sprawę, że chyba nie ma więcej do powiedzenia, ruszyłam w jego kierunku. Biegiem. Nie chciałam zostawać w tyle.
-Przechodziłam przypadkiem! Nie mogłam patrzeć jak Cię biją!
Nie zwracał uwagi na to co mówię. Nie zatrzymywał się.
-Dlaczego się tak zachowujesz?
Żadnej reakcji. Zastanawiałam się w ogóle czy cokolwiek do niego trafia. Zachowywał się jak palant, miałam go dość. Zatrzymałam się.
-Wiesz co, jesteś totalnym dupkiem! Jesteś pewnym siebie, aroganckim i bezczelnym idiotą! Zachowujesz się, jakby nic Cię nie obchodziło i na niczym Ci nie zależało! Nie powinniśmy się w ogóle poznać. Możesz mnie tu zostawić!
Zatrzymał się a ja poczułam ukucie w dziwnym miejscu w brzuchu. Otworzyłam szerzej oczy, gdy nagle się odwrócił i pewnym krokiem ruszył w moim kierunku. Zatrzymał się na centymetry ode mnie.
-Może właśnie taki jestem. Może nic mnie nie obchodzi i na nikim mi nie zależy?! Może jestem dupkiem, idiotą i największym skurwysynem jakiego miałaś okazję poznać. W porządku, żadnej nowości. Za to Ty jesteś najwidoczniej głupia. Miałaś trzymać się z daleka ode mnie ale chyba nie rozumiesz co się do Ciebie mówi.
-Nie życzyłam sobie znaleźć się tutaj właśnie w tej chwili! Ale tak się stało, i to zobaczyłam. Stoisz przede mną i jesteś cały we krwi.
-To nie Twoja sprawa. Nie musisz biec mi na ratunek, bo ja wcale tego nie potrzebuję. Nie chcę tego. Nie chcę, żebyś tu była!
Otworzyłam usta, ale nic ze mnie nie wyszło. Ani jedno słowo. Odwróciłam się i zaczęłam iść. Coraz szybciej. Byłam w stanie spełnić to życzenie. Bo miałam go już naprawdę dość. Jego i całej reszty też. Całej sytuacji, która mnie otaczała.
-Ronnie.. Ronnie, zaczekaj!
Miałam już zaczął biec, ale poczułam jak znów łapie mnie za nadgarstek. I gwałtownie ciągnie w swoją stronę. Był szybki i zwinny. Mimo, że zionęło od niego alkoholem na kilometr.
-Zostaw mnie. Tym razem zrozumiałam.
Chciałam się wyrwać. Ale nic to nie dało.
-Nie powinienem bym tego mówić. Nie myślę tak.
-A jak?!
-Nie myślę tak..
Zamknęłam oczy a Justin złapał w palce mój podbródek, bym na niego spojrzała. Otworzyłam oczy.
-Nie myślę tak, słyszysz? Po prostu chciałem, abyś zrozumiała, że popełniasz błąd. Chcę Cię trzymać z daleka od sobie, ale nie wiem już jaki sposób jest najlepszy. Zawsze wkładasz palce tam gdzie nie trzeba. Ci faceci mogą teraz wziąć Ciebie na celownik. Dla głupiej zasady. Tylko dlatego, że nie mogłaś się powstrzymać. Dałbym sobie radę.
-Było ich trzech! A ty jeden. Wiem, że nie dałabym im rady, ale..
-Ale?
Ale nic. Sama nawet nie wiedziałam co chcę powiedzieć.
-To było odruchowo.
-Powinnaś trzyma się z daleka ode mnie. Nie powinniśmy się widywać.
-Jasne! Wiem! Znam tę regułkę na pamięć! Zamiast mi ją powtarzać, mógłbyś w końcu wyjaśnić dlaczego!
Wpatrywał się we mnie przed chwilę a później pokiwał ledwo widzialnie głową. Rysy jego twarzy złagodniały. Moje emocje na ten widok też.
-Może kiedyś.
-Trzeba to patrzyć.
Chciałam zmienić temat ale to naprawdę trzeba było opatrzeć. Nie wydawało się, żeby coś miał złamane ani uszkodzone ale na twarzy wszędzie miał rozmazaną krew. Tak naprawdę nie byłam pewna czy należała ona w pełni do niego. Ten drugi też porządnie dostał.
-Pozwól mi to tylko opatrzeć. Więcej nie będziemy na siebie wpadać. Nie chcę tego.. Będę trzymać się od Ciebie z daleka. Tak jak powiedziałeś.
Chyba go tym zaskoczyłam ale nie miałam pewności. Przybliżył się i przyłożył dłoń do mojego policzka. Przejechał po nim delikatnie kciukiem. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie rozumiałam dlaczego to do cholery robił. Z jednej strony nie chciał naszej znajomości a z drugiej zachowywał się tak, jakby chciał mnie pocałować. Wpatrywał się w moje usta a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze a mi zakręciło się w głowie. W reakcji na jego dotyk, widok krwi i zapach alkoholu. Zamknęłam oczy a Justin zabrał dłoń. Spojrzałam na niego.
-Dobrze, ale stawiam jeden warunek.
-Myślałam, że to właśnie powiedziałam.
Zignorował moje słowa i spojrzał mi w oczy.
-Powiesz mi, dlaczego płakałaś.
-Co?
-Masz zapłakane oczy. I skąd się tutaj wzięłaś. Sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz