Ronnie
Gdy usłyszałam na parapecie
wibrujący telefon, miałam ochotę przewrócić oczami ale nie zamierzałam ich
nawet otwierać. Nie miałam jeszcze dnia, żeby się porządnie wyspać. Wymacałam
ręką poduszkę i naciągnęłam ją sobie na głowę. Chciałam jeszcze spać. Śniło mi
się jakieś piękne, ciepłe miejsce, z zabierającą dech w piersiach błękitną wodą
i ogrzewającym, nieustępliwym słońcem. To tam wolałam teraz być. Nawet jeśli
tylko i wyłącznie w mojej głowie. Nie zwróciłam uwagi na to, że telefon
przestał wibrować, puki nie zaczął swojego upierdliwego procesu na nowo. Och.
Zrzuciłam poduszkę i usiadłam. Przez zasłony wdzierało się słońce, a przez
uchylone okno słychać było poranny śpiew ptaków. Mimo wszystko uśmiechnęłam się
i zwlokłam z łóżka. Nałożyłam na nogi kapcie i podeszłam do okna. Zamknęłam na
moment oczy, gdy oślepiła mnie jasność zza zasłon. Pierwsze co ujrzałam po
otwarciu oczu to stojąca w swoim oknie, z telefonem przy uchu Lauren. Machnęła
ręką, abym odebrała leżący przede mną telefon i usiadła na parapet. Sięgnęłam
po telefon i przyłożyłam go do ucha. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam przejęta
minę przyjaciółki.
-No w końcu! Dzwonie do
Ciebie i dzwonie! Mamy na dziś plany, pamiętasz? Poza tym tak szybko wyszłaś z
baru. Musisz mi opowiedzieć o czym rozmawiałaś z Justinem i co się stało.
Tym razem nie powstrzymałam się
od przekręcenia oczami. Lauren dobrze to widziała i w ekspresowym tempie
zareagowała swoim prawie, że morderczym wyrazem twarzy. Naprawdę nie miałam
ochoty o nim rozmawiać. Nie w tym momencie. Nie był pierwszą osobą, o której
chciałbym myśleć po przebudzeniu.
-Tak, pamiętam. Pogadamy
później?
-Ronnie, opowiedz mi!
-Muszę zjeść śniadanie,
gaduło. Dopiero co wyciągnęłaś mnie w łóżka.
Rozłączyłam się i wysłałam
Lauren buziaka. Zaśmiałam się i wyszłam z pokoju. Przystanęłam na sekundę, gdy
zdałam sobie sprawę, że Tayler z kimś rozmawia. Tata był w domu? Ucieszyło mnie
to, bo ciągle się mijaliśmy przez jego pracę. Zbiegłam szybko ze schodów,
ruszając prosto do kuchni. Zatrzymałam się jednak gwałtownie w progu, gdy
zobaczyłam jak Tayler obściskuje się z dziewczyną przy lodówce. Na szczęście
oboje ubrani. Oszczędzili nam wszystkim zakłopotania.
-Wstałaś.
-Taak..
Uśmiechnęłam się, gdy Tayler
odskoczył od dziewczyny. Ona także się uśmiechnęła i ruszyła w moim kierunku.
Wyciągnęła rękę a ja chętnie się przywitałam.
-Jestem Ruth.
-Ronnie.
-Tayler opowiadał mi o
Tobie. I że przyjeżdżasz.
-Mi o Tobie też.
Obie spojrzałyśmy na Taylera
a on w błyskawicznym tempie odsunął od stołu dwa krzesełka. Był zdenerwowany. A
to nowość. Ruth wyglądała na sympatyczną. Miała długie rude włosy i prostą jak
od linijki grzywkę. I pieprzyk przy oku. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, co
było zaraźliwe. Tayler postawił przed nami talerze i nałożył jajecznice, po
czym sam zajął miejsce naprzeciwko nas. Zdecydowałam wyjątkowo mu się nie dogryźć
i skorzystać na tym, że załapałam się na śniadanie.
-Nie spodziewałam się
Ciebie. Myślałam, że tata jest jeszcze w domu.
-Wyszedł pół godziny temu.
No jasne. Zabrałam się za
jedzenie. Byłam naprawdę głodna. Chciałam zwrócić się do Ruth z zapytaniem, ale
przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z facetem Nie Powinniśmy Się Więcej
Widywać. Tayler odbił Ruth Mattowi.. Znali się w ogóle wcześniej? Byli
kumplami? Może przyjaciółmi? Jak Tayler mógł to zrobić? A z blondynem? Tayler
był w dobrych stosunkach z Justinem? To oznaczałoby, że mogłabym w końcu na
niego wpaść.. unikanie go trochę by się pokomplikowało. Spojrzałam na brata,
ale moją uwagę przykuła Lauren wchodząca do kuchni.
-Lauren?
-Hej. Smacznego.
Pomachała do wszystkich a ja
wstałam od stołu. Dobrze wiedziałam co tutaj robi. Jaka ona była nieustępliwa,
matko..
-Porywam ją do siebie.
Wstałam od stołu i podeszłam
do przyjaciółki. Uśmiechnęłam się jeszcze do Ruth a ona odpowiedziała mi tym
samym.
-Mam nadzieję, że będziemy
miały jeszcze okazję porozmawiać.
-Na pewno. Możemy się umówić.
Upewniłam ją. Ucieszyła się
i Tayler też się do mnie uśmiechnął. Wyglądali razem fajnie. Ruszyłam na schody
a Lauren od razu poszła w moje ślady. Gdy byłyśmy już w moim pokoju zamknęła za
nami drzwi i rzuciła się na moje łózko. Zajęłam miejsce obok niej. Między nami
panowała przez chwile cisza ale czułam na sobie jej wzrok. Czekała aż zacznę
gadać. Więc wzięłam głęboki oddech i zaczęłam.
-Powiedział, że nie
powinniśmy się więcej spotykać, że nie jest facetem dla mnie. Że powinnam była
posłuchać Ciebie. Więc masz, jak chciałaś. Więcej się z nim nie umówię. Sprawa
załatwiona i zamknięta.
Spojrzałam na Lauren, która wpatrywała
się we mnie z otwarta buzią.
-Wie, że jestem do niego
uprzedzona? Powiedziałaś mu? Przecież nie mogliście rozmawiać tylko o tym, no
trochę czasu tam spędziliście. Chce dowiedzieć się wszystkiego. Joey
powiedział, że Justin ewidentnie miał na Ciebie ochotę. Pożerał Cię wzrokiem. Och,
Joey był zły.
Co? Skrzywiłam się. Nie
podobało mi się to.. nie potrzebowałam niańki a na pewno nie Joey’a. Co on
sobie myślał?
-No mów. Nie trzymaj mnie w
takiej niepewności.
Przeniosłam wzrok na sufit,
żeby nie widzieć reakcji Lauren na to co mam zamiar powiedzieć. Ona wszystkich
i wszystko ocenia. Może ma trochę racji, ale.. to powinna być moja własna
opinia.
-Tańczyliśmy. Wolno. I
rozmawialiśmy. Chciał, żebym opowiedziała mu coś o sobie. On był mniej wygadany
w tej kwestii. Powiedział mi o co chodziło Mattowi na boisku i czemu bili się z
Taylerem. Odbił Mattowi Ruth. Wcześniej myślał, że Tayler ma coś co mnie.
Spojrzałam na przyjaciółkę i
zaśmiałam się, gdy przyglądała mi się z takim wielkim skupieniem.
-Najpierw zapytał dlaczego
Cię nie posłuchałam. Musiał słyszeć naszą wcześniejszą rozmowę. Ale później
mówił w taki inny sposób.. uwodzicielski i.. Był tak blisko i jego perfumy
mieszały mi w głowie. Poczułam jego oddech na szyi i..
Zamilkłam i przygryzłam
wargę. Opanowałam się jednak i znów spojrzałam na przyjaciółkę. Przyglądała mi
się tak uważnie, że między brwiami uformowało jej się małe v. Nie uśmiechała
się ani... Nie wiedziałam co oznacza jej mina. Poprawiłam się i pośpiesznie
odezwałam.
-Tańczyliśmy. I mnie przechylił. Dlatego tak.. Zresztą co to
za przesłuchanie? Na koniec powiedział, że więcej się nie będziemy widywać a ja
mam zamiar się tego trzymać.. I skąd
wziął się tam Joey? Ty kazałaś mu przyjść?
Usiadłam i obdarzyłam
przyjaciółkę gniewnym spojrzeniem. Podniosła się i złapała mnie za rękę.
-Na wszelki wypadek, gdyby
coś Ci się stało..
Nie wiem z jakich właściwie
powodów, ale to mnie tylko i wyłącznie rozzłościło.
-A co miałoby mi się niby
stać?! Justin niczego by mi nie zrobił!
-Skąd możesz to wiedzieć?!
-A skąd wy możecie to
wiedzieć? Lauren, nie potrzebuję, abyście mnie pilnowali. A w szczególności
Joey. Jestem duża i potrafię o siebie zadbać! Od mojego przyjazdu cięgle mnie
pilnujecie i mówicie jak mam postępować.. To mają być te Twoje ‘najlepsze
wakacje w życiu’? To chyba spasuje.
Wstałam z łóżka i podeszłam
do okna. Siadłam na parapecie i zakryłam twarz dłońmi. To była totalna
paranoja. Nie poznawałam ich i nie wiedziałam skąd w nich nagle taka troska o
mnie. Przeginali. Poczułam na nodze rękę Lauren i odkryłam oczy.
-Jesteś na nas zła o to, że
się o Ciebie troszczymy?
-Jestem zła, że tak bardzo
się w to mieszanie. Więcej się z nim nie zobaczę, możesz się cieszyć. I zadzwoń
do Joey’a. Powiedz mu o tym.
Wstałam i wyszłam z pokoju,
trzaskając przy tym porządnie drzwiami. Miałam dość tej rozmowy.
***
Siedziałam na blacie w
kuchni Joey’a razem z Lauren i sączyłyśmy drinka. Ona któregoś z kolei, ja nie
miałam ochoty na picie, ledwo co zamoczyłam usta w kubku. Joey po wygranym
meczu zaprosił kilkoro znajomych na domówkę. W sumie prawie całą drużynę.
Czułam jak moje ciało drży od głośnej muzyki, w kuchni było jednak w miarę
spokojnie. Od mojej ostatniej kłótni z Lauren minęło kilka dni. Obie starałyśmy
się do tego nie wracać i nie poruszać tematu Justina. Nie było go dziś na meczu
i dręczyła mnie myśl, że to może z mojego powodu odmówił sobie widoku
przyjaciela w akcji na boisku. Chociaż nie czułabym rozczarowania, gdyby po
prostu istniał jakikolwiek inny powód. Pewnie nie zawracał sobie mną głowy. Mi
też udało się nie myśleć o nim przez ostatnie kilka dni. Dziś po prostu miałam
chyba gorszy dzień. Podniosłam wzrok znad pełnego kubeczka, gdy zobaczyłam
Joeya. Lauren zeskoczyła z blatu i w mało elegancki sposób oznajmiła nam, że
idzie się załatwić. Zostaliśmy sami. Joey był już naprawdę wesoły. Uśmiechnęłam
się i upiłam łyk drinka.
-Nie tańczysz?
Spojrzałam na niego i
pokiwałam przecząco głową. Uśmiechnął się do mnie i oparł się o blat obok.
-Nie dziś. To chyba nie mój
dzień.
-Nie Twój dzień, czy.. po
prostu nie ma dla Ciebie odpowiedniego partnera?
Zmarszczyłam brwi i
zeskoczyłam z blatu, gdy zdałam sobie sprawę do czego pije. A raczej do kogo. Wcale
mi się to nie podobało. Chciałam stamtąd po prostu wyjść, ale Joey złapał mnie
za ramię.
-Poczekaj. Przepraszam, nie
powinienem był tego powiedzieć.
-Masz rację.
Odłożył swój kubeczek obok
mojego i stanął naprzeciwko mnie. Dziwnie blisko. Założył kosmyk moich włosów
za ucho i uśmiechnął się.
-Chcę Ci coś powiedzieć.
-Chyba jesteś za bardzo
pijany, Joey, i nie powiesz nic mądrego. Porozmawiamy jutro.
Nie wiedziałam co miał mi do
powiedzenia, ale czułam w kościach, że to nie jest nic dobrego. Wolałam uniknąć
tej rozmowy, ale przyjaciel znów mnie zatrzymał.
-Nie. Nie jestem. Chcę Ci
wytłumaczyć, dlaczego się tak zachowuje, jeśli o niego chodzi.
Nie wiedziałam co
powiedzieć, więc po prostu milczałam. Czułam jak moje serce się rozpędza. Bije
coraz szybciej. Wyczuwało mój strach. Przełknęłam jedynie ślinę. Z trudem.
Jakby zwęził mi się przełyk.
-Jestem o niego zazdrosny. W
ogóle mnie przez niego nie zauważasz.
-Zauważam. Joey, jesteś moim
przyjacielem i ..
-No właśnie.
Przerwał mi a ja zacisnęłam
drące palce. Dłoń Joey’a znalazła się nagle na moim policzku.
-Joey..
-Ronnie, znamy się tyle lat.
Musiałaś coś zauważyć. Nie uwierzę, jeśli zaprzeczysz. Wiem, że czujesz to
napięcie między nami, odkąd przyjechałaś. Bo nie umiem już dłużej tego ukrywać.
Zacisnęłam powieki i
cofnęłam się o krok. Matko.. ja naprawdę nie chciałam tego usłyszeć.
-Powinnam wrócić do domu.
-Ronnie, poczekaj.. Chcę,
abyś wiedziała, że czuję coś do Ciebie.
-Nie mów tego, proszę
-Myślę, że się w Tobie
zakochałem.
Gwałtownie wstrzymałam
oddech. Joey nie mógł powiedzieć czegoś takiego.. Och.. on nie mógł tego czuć.
-Muszę wyjść.
Powiedziałam bardziej do
siebie i chwyciłam za torebkę zawieszoną na oparciu krzesła.
-Ronnie!
Wybiegłam z domu i
zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Zaczęłam rozglądać się dookoła i zdecydowałam,
że potrzebuję spaceru. Dużo dłuższego niż droga do mojego domu. Obrałam
całkowicie inny kierunek. Szłam szybko. Chciałam jak najszybciej znaleźć się
jak daleko od tego miejsca. Joey nie mógł mnie kochać.. On po prostu nie mógł
czuć do mnie czegoś takiego. Teraz rozumiałam to całe ich zachowanie. Lauren
musiała o tym wiedzieć.. Trzęsły mi się ręce. Nie, to nie mogło dziać się
naprawdę. Był moim najlepszym przyjacielem, a teraz byłam pewna, że nasza
przyjaźń tego nie udźwignie. Że też wcześniej niczego nie zauważyłam.. Poczułam
jak po policzku spływa mi łza. I następna. I następna. Miałam ochotę się
rozryczeć. Jak małe dziecko. Teraz wszystko było jasne. Od samego początku Joey
był w pobliżu Justina. Za każdym razem, gdy z nim rozmawiałam. Na meczu, na
plaży, wtedy w barze.. Ugh.. Lauren o wszystkim wiedziała! O wszystkim. To ona
zawsze go informowała i za wszelka cenę próbowała zniechęcić mi spotkania z
blondynem. Wytarłam dłonią łzy z policzków ale na nic się to nie zdało.
Płakałam i nie mogłam przestać. Prawie podskoczyłam, gdy usłyszałam krzyki.
Męskie. Przekleństwa, śmiech i jęki. Spojrzałam w bok i zobaczyłam bijących się
mężczyzn. Stałam na środku chodnika i przyglądałam się im. To wyglądało jakby
trzech facetów obrało sobie za cel innego. Walczącego z nimi w pojedynkę. Otworzyłam
usta, gdy zobaczyłam jak odbija się od ściany a za chwile ociera się o nią i pada na ziemię. Chciałam jak najszybciej zniknąć
z pola ich widzenia ale zamurowało mnie, gdy usłyszałam o czym mówią.
-Wstawaj Bieber.
Otworzyłam przerażona usta i
ruszyłam w ich kierunku. Wolnym i niepewnym krokiem. Byli wysocy, dobrze
zbudowani i pijani. Ledwo utrzymywali się na nogach. Gdy mężczyzna leżący na
ziemi zaczął się z niej podnosić poznałam w nim Justina.
-Kurwa..
Nie mogłam się zatrzymać.
Coś mnie do niego ciągnęło. W pewnym momencie zaczęłam biec. Zatrzymałam się
dopiero, gdy wzrok wszystkich czterech mężczyzn skupił się na mojej osobie.
-Zgubiłaś się, Słonko?
Mężczyzna z brodą i dość sporą
blizną na poliku uśmiechnął się do mnie obleśnie i kopnął próbującego podnieść
się z ziemi Justina.
-Przestań!
Nie panowałam nad tym co
wydostaje się z moich ust. Zaczęli się śmiać. Nie mieli zamiaru przestać a tym
bardziej mnie posłuchać. Blondyn przyjął kolejne kopnięcie. Jego niski,
gardłowy jęk wywołał ciarki na moich plecach. Splunął na ziemię czerwoną
substancją.
-Justin!
Mężczyzna z brodą skupił na
mnie całkiem swoją uwagę i podszedł do mnie. Wyprostowałam się, próbując
zapanować na oddechem. Zaczęłam się bać.
-Znasz go?
-Ronnie, idź stąd!
Spojrzałam na Justina. Miał
poważną minę i był wściekły. Próbował podnieść się z ziemi.
-Potrzebowałeś kobiety, żeby
się obronić?
Mówił do blondyna, ale nie
spuszczał ze mnie wzroku.
-Jaka śliczna buźka.
-Odpierdol się od niej.
Justin podszedł do brodatego
i niespodziewanie wymierzył mu cios w nos. Ten zalał się krwią i chwiejnym
krokiem podszedł do Justina. Bez namysłu przed nim stanęłam. Zamknęłam oczy,
gdy pięść paskudnego mężczyzny zatrzymała się przed moją twarzą. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Cofnęłam się o
krok i wpadłam na ciało Justina. Czułam jak szybko bije mu serce. Albo to moje.
Nie byłam pewna.
-Zaczynasz mnie wkurwiać.
Następnym razem nie będę się powstrzymywał.
Justin złapał mnie za ramię
i odciągnął do tyłu. Stałam teraz za nim. Podszedł do równego sobie mężczyzny i
zadał kolejny cios. Tym razem w brzuch. Był naprawdę silny. Wcześniej wyglądało
to tak, jakby chciał, żeby go bili. Nie bronił się. Teraz był jakby nakręcony.
Dostrzegłam, że dwóch pozostałych stoi z boku i po prostu się gapi. Miałam dość
tego widoku.
-Zostaw go, proszę!
-Co Ty tu do cholery robisz?
Justin warknął pod moim
adresem. Moje serce zatrzymało się na sekundy a chwilę później zaczęło bić jak
szalone. Panowała cisza. Słychać było jedynie uspakajające się oddechy. Trwało
to i trwało. Minute? Dwie? Całą masę minut.
-To jeszcze nie koniec.
Dobrze o tym wiesz, Bieber.
Odsunął się od niego i dwóch
pozostałych także zaczęło się wycofywać. Podskoczyłam, gdy Justin odwrócił się
nagle i złapał mnie mocno za nadgarstek. Szedł szybkim tempem a mój chód
zamieniał się w trucht. Nie byłam w stanie za nim nadążyć. Odwróciłam się i zobaczyłam,
że mężczyźni zniknęli za budynkiem. Było ciemno. Świeciły jedynie dwie, daleko
rozstawione od siebie lapy uliczne. Zatrzymałam się nagle, gdy Justin
gwałtownie odwrócił się w moją stronę i mnie do siebie przyciagnał. Podniosłam
głowę, gdy na niego spojrzeć. Był wściekły, a jego twarz.. była poobijana i z
kilku zadrapań sączyła się krew.
-Skąd się tu do kurwy nędzy
wzięłaś?
-Justin, jesteś pijany.
Powiedziałam ciszej niż
zamierzałam.
-Nie potrzebowałem, żebyś
mnie wielce ratowała. Sam świetnie bym sobie poradził. Po co się wpierdalasz?
Znów pchasz się między bijących się facetów. Czy Ty straciłaś rozum?
Puścił mój nadgarstek i
ruszył przed siebie, zostawiając mnie w tyle. Gdy zdałam sobie sprawę, że chyba
nie ma więcej do powiedzenia, ruszyłam w jego kierunku. Biegiem. Nie chciałam
zostawać w tyle.
-Przechodziłam przypadkiem!
Nie mogłam patrzeć jak Cię biją!
Nie zwracał uwagi na to co
mówię. Nie zatrzymywał się.
-Dlaczego się tak
zachowujesz?
Żadnej reakcji.
Zastanawiałam się w ogóle czy cokolwiek do niego trafia. Zachowywał się jak
palant, miałam go dość. Zatrzymałam się.
-Wiesz co, jesteś totalnym
dupkiem! Jesteś pewnym siebie, aroganckim i bezczelnym idiotą! Zachowujesz się,
jakby nic Cię nie obchodziło i na niczym Ci nie zależało! Nie powinniśmy się w
ogóle poznać. Możesz mnie tu zostawić!
Zatrzymał się a ja poczułam
ukucie w dziwnym miejscu w brzuchu. Otworzyłam szerzej oczy, gdy nagle się
odwrócił i pewnym krokiem ruszył w moim kierunku. Zatrzymał się na centymetry ode
mnie.
-Może właśnie taki jestem.
Może nic mnie nie obchodzi i na nikim mi nie zależy?! Może jestem dupkiem,
idiotą i największym skurwysynem jakiego miałaś okazję poznać. W porządku,
żadnej nowości. Za to Ty jesteś najwidoczniej głupia. Miałaś trzymać się z
daleka ode mnie ale chyba nie rozumiesz co się do Ciebie mówi.
-Nie życzyłam sobie znaleźć się
tutaj właśnie w tej chwili! Ale tak się stało, i to zobaczyłam. Stoisz przede
mną i jesteś cały we krwi.
-To nie Twoja sprawa. Nie
musisz biec mi na ratunek, bo ja wcale tego nie potrzebuję. Nie chcę tego. Nie
chcę, żebyś tu była!
Otworzyłam usta, ale nic ze
mnie nie wyszło. Ani jedno słowo. Odwróciłam się i zaczęłam iść. Coraz
szybciej. Byłam w stanie spełnić to życzenie. Bo miałam go już naprawdę dość.
Jego i całej reszty też. Całej sytuacji, która mnie otaczała.
-Ronnie.. Ronnie, zaczekaj!
Miałam już zaczął biec, ale
poczułam jak znów łapie mnie za nadgarstek. I gwałtownie ciągnie w swoją
stronę. Był szybki i zwinny. Mimo, że zionęło od niego alkoholem na kilometr.
-Zostaw mnie. Tym razem
zrozumiałam.
Chciałam się wyrwać. Ale nic
to nie dało.
-Nie powinienem bym tego
mówić. Nie myślę tak.
-A jak?!
-Nie myślę tak..
Zamknęłam oczy a Justin
złapał w palce mój podbródek, bym na niego spojrzała. Otworzyłam oczy.
-Nie myślę tak, słyszysz? Po
prostu chciałem, abyś zrozumiała, że popełniasz błąd. Chcę Cię trzymać z daleka
od sobie, ale nie wiem już jaki sposób jest najlepszy. Zawsze wkładasz palce
tam gdzie nie trzeba. Ci faceci mogą teraz wziąć Ciebie na celownik. Dla
głupiej zasady. Tylko dlatego, że nie mogłaś się powstrzymać. Dałbym sobie
radę.
-Było ich trzech! A ty
jeden. Wiem, że nie dałabym im rady, ale..
-Ale?
Ale nic. Sama nawet nie
wiedziałam co chcę powiedzieć.
-To było odruchowo.
-Powinnaś trzyma się z
daleka ode mnie. Nie powinniśmy się widywać.
-Jasne! Wiem! Znam tę
regułkę na pamięć! Zamiast mi ją powtarzać, mógłbyś w końcu wyjaśnić dlaczego!
Wpatrywał się we mnie przed
chwilę a później pokiwał ledwo widzialnie głową. Rysy jego twarzy złagodniały. Moje
emocje na ten widok też.
-Może kiedyś.
-Trzeba to patrzyć.
Chciałam zmienić temat ale
to naprawdę trzeba było opatrzeć. Nie wydawało się, żeby coś miał złamane ani
uszkodzone ale na twarzy wszędzie miał rozmazaną krew. Tak naprawdę nie byłam
pewna czy należała ona w pełni do niego. Ten drugi też porządnie dostał.
-Pozwól mi to tylko
opatrzeć. Więcej nie będziemy na siebie wpadać. Nie chcę tego.. Będę trzymać
się od Ciebie z daleka. Tak jak powiedziałeś.
Chyba go tym zaskoczyłam ale
nie miałam pewności. Przybliżył się i przyłożył dłoń do mojego policzka.
Przejechał po nim delikatnie kciukiem. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Nie
rozumiałam dlaczego to do cholery robił. Z jednej strony nie chciał naszej
znajomości a z drugiej zachowywał się tak, jakby chciał mnie pocałować.
Wpatrywał się w moje usta a ja nie wiedziałam co mam zrobić. Przejechał
kciukiem po mojej dolnej wardze a mi zakręciło się w głowie. W reakcji na jego
dotyk, widok krwi i zapach alkoholu. Zamknęłam oczy a Justin zabrał dłoń.
Spojrzałam na niego.
-Dobrze, ale stawiam jeden
warunek.
-Myślałam, że to właśnie
powiedziałam.
Zignorował moje słowa i
spojrzał mi w oczy.
-Powiesz mi, dlaczego płakałaś.
-Co?
-Masz zapłakane oczy. I skąd
się tutaj wzięłaś. Sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz