niedziela, 4 marca 2018

Rozdział 11


Siedziałam na łóżku w sypialni i bawiłam się nerwowo palcami. Gapiłam się na kanapę w salonie i zastanawiałam nad tym, w co ja właściwie się wpakowałam. Lauren, Joey, Tayler, wszyscy byli na mnie wściekli i po części mieli trochę racji. Nie chciałam teraz nad tym rozmyślać, ale nie miałam co ze sobą zrobić. Justin brał prysznic a ja co chwilę zerkałam na zegarek. Czas jakby zatrzymał się w miejscu. Przeniosłam wzrok na komodę i przyłapałam się na tym, że od razu przygryzłam wargę. Och, co on ze mną robił? Z jednej strony chciałam wyrzucić go całkowicie z głowy a z drugiej nie mogłam powstrzymać biegnących w spragnione zakątki mojego umysłu myśli. Zapominałam o całym świecie, gdy tylko przybliżał się wystarczająco blisko, bym mogła zaciągnąć do płuc jego nieziemski zapach. Podskoczyłam, gdy z przemyśleń wyrwał mnie przeraźliwie głośny grzmot. Za oknem lał deszcz i na dobre zaczynała się burza. Obawiałam się, że nie pozwoli mi to zasnąć. Nie bałam się ale ten dźwięk mnie przerażał a po ciele przebiegały dreszcze. Chwyciłam za wilgotne włosy i przeczesałam końcówki palcami. Podniosłam wzrok, i gdy zobaczyłam stojącego przy kanapie Justina, owiniętego w biodrach jedynie ręcznikiem, wstałam z łóżka i objęłam dłońmi ramiona. Nie wiedziałam, gdzie podziać wzrok, ten ręcznik.. był naprawdę niebezpiecznie nisko. Zaciągnęłam do płuc powietrze, gdy ruszył powoli w moją stronę. Zatrzymał się dopiero w progu i oparł dłonią o framugę. Drgnęłam, gdy za oknem rozległy się kolejne grzmoty.
-Boisz się?
Pokiwałam przecząco głową i spojrzałam na niego. Uśmiechał się, chyba nie byłam wystarczająco przekonująca. Miał na ciele wiele tatuaży, wcześniej nie miałam okazji tak dobrze się im przyjrzeć. Przedstawiały naprawdę przeróżne rzeczy, ale większość wydawała się mieć znaczenie religijne. Zamknęłam gwałtownie powieki, gdy zdałam sobie sprawę, że bezczelnie gapię się w miejsca poniżej pępka. Zmierzające w tym samym kierunku ciemne włoski i układające się w literę V perfekcyjnie wyćwiczone mięśnie.. Boże, Ronnie..
-Nie masz zamiaru czegoś na siebie włożyć?
-Zazwyczaj śpię nago.
-Co?
Uśmiechnął się. Naprawdę bawiło go moje zakłopotanie?!  Spojrzałam w stronę okna.
-Bez obaw. Zrobię dziś wyjątek.
Odwrócił się nagle i podszedł do kanapy. Zabrał z niej swoją koszulę i na mnie spojrzał. Ponownie podszedł wolnym krokiem, ale tym razem wszedł do sypialni. Stanął przede mną i wręczył mi koszulę.
-Chyba nie zamierzasz spać w tym szlafroku?
Zaskoczył mnie tym. Nie wiedziałam jak postąpić.
-Weź.
-Dziękuję.
Powiedziałam niepewnie i wzięłam koszulę. Chwyciłam leżącą obok mnie poduszkę i koc, i wręczyłam Justinowi. Mała wymiana. Uśmiechnął się i podszedł do mnie. Wstrzymałam oddech, a on pocałował mnie w czoło. Odrzucił do tyłu moje wilgotne włosy i spoważniał.
-Dobranoc, Ronnie.
-Dobranoc.
Ścisnęłam koszulę a Justin odszedł. Złapał za klamkę a ja odruchowo zrobiłam krok w przód. Kolejny grzmot.
-Justin.
-Tak?
-Możesz zostawić drzwi otwarte?
Zaczęłam bawić się palcami, gdy nie przestawał mi się przyglądać. Och, dlaczego się tak krępowałam? To było męczące.
-Jasne.
Pchnął drzwi i podszedł do kanapy. Położył na niej poduszkę a ja stanęłam za drzwiami i przebrałam się w koszulę Justina. Tak pięknie pachniała. Sięgała mi prawie do połowy ud.  Zacisnęłam powieki i ruszyłam w stronę łóżka. Czułam na sobie wzrok Justina. Wskoczyłam szybko w pościel i naciągnęłam na siebie kołdrę. Zwinęłam się w kłębek i zamknęłam oczy. Obym zasnęła jak najszybciej.

***

Justin
Wpatrywałem się w okno i zastanawiałem, czy jest jeszcze jakiekolwiek rozsądne wyjście z tej sytuacji. Nie miałem zamiaru z niczego się wycofywać ale nie chciałem, aby Ronnie była tego świadkiem. Była za delikatna i wrażliwa, żeby widzieć takie rzeczy. Znienawidziłaby mnie. Nie wybaczyłaby mi tego a ja nie mogłem znieść tej myśli. To dla mnie obce brać pod uwagę czyjeś uczucia. Zwłaszcza, gdy chodziło o kobiety. Dobrze było mi z obojętnością. Prościej. Ale Ronnie w jakimś stopniu to zmieniła. To było strasznie irytujące. Ale nie mogłem na to nic poradzić, gdy była obok. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy usłyszałem, że znowu wierci się na łóżku. Zaprzeczała, że boi się burzy a ja wiedziałem, że to nie prawda. Próbowała być twarda i na swój sposób było to urocze. Oparłem się łokciem o poduszkę i odwróciłem głowę w stronę sypialni. Ronnie siedziała miedzy poduszkami, z przyciągniętymi do piersi kolanami, i bawiła się guzikiem przy rękawie mojej koszuli. Była taka bezbronna i nie zasługiwała nawet na to by wiedzieć, że na świecie ludzie robią złe rzeczy. Nie było sposobu, na który mógłbym trzymać się od niej z daleka. Miała w sobie magnez. A w tej chwili tak pociągająco wyglądała w mojej koszuli. Praktycznie się w niej topiła, ale odsłaniała nogi a ja nie mogłem odwrócić wzroku. Objęła kolana, gdy grzmoty znów przybrały na sile. Wstałem z kanapy a Ronnie spojrzała w moim kierunku. Poprawiła się na łóżku, gdy zobaczyła, że idę w stronę sypialni. Stanąłem w progu w samych bokserkach a ona uchyliła usta. Nieświadomie. Nie mogłem powstrzymać się od tego, by się nie uśmiechnąć.
-Dlaczego nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć.
Wzruszyła ramionami i wciągnęła ręce całkowicie w rękawy koszuli.
-Może chcesz porozmawiać? Zabić jakoś czas?
-I tak nie odpowiadasz na moje pytania. Poza tym.. jest środek nocy.
Zmarszczyłem brwi, gdy odpowiedziała nieco oskarżycielskim tonem. Ułożyłem usta w cienką linię i wszedłem do pokoju. Wiedziałem do czego zmierza, naprawdę była uparta. Podszedłem do łóżka i pociągnąłem za pościel a Ronnie pomocnie się odsunęła. Odrzuciłem kołdrę a dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Wskakuj, bo zmarzniesz.
Przyglądała mi się jeszcze przez chwilę, aż w końcu uśmiechnęła się i wykonała moje polecenie. Przykryłem ją, a Ronnie odrzuciła włosy do tyłu i wtuliła policzek w poduszkę.
-Na fotelu jest koc. Jeśli nadal chcesz porozmawiać.
Zaskoczyła mnie tym. Sięgnąłem niepewnie po koc i rozłożyłem go w powietrzu. Odsunęła się do tyłu, dając do zrozumienia, że mogę wejść na łóżko.
-Zostanę z Tobą, aż nie zaśniesz. Później pójdę, okej?
-Okej.
Odpowiedziała zdecydowana a ja zająłem miejsce obok niej. Oparłem dłoń o policzek i przez chwilę przyglądałem się jak co kilka sekund wymachuje wachlarzem długich rzęs w tę i z powrotem. Czuła się chyba pewniej, gdy w taką burzę dzieliła z kimś pokój. Zaśmiałem się.
-Co?
-Nic.
-Mam na twarzy żabę?
-Nie.
Ponownie się zaśmiałem a Ronnie przekręciła oczami i lekko się uśmiechając, zmieniła pozycję tak, że gapiła się teraz w sufit.
-A co z nagraniem z przed wywalenia korków. To jak dostają się do komputerów. I biorą klucz?
-Twój brat się tym zajął. Zna się na tym najlepiej.
Podrzuciła oczami, a później ramionami. Jakby tak naprawdę nie to interesowało ją w tej chwili.
-Trudno jest odczytać, o czym tak naprawdę myślisz. Nie dajesz tego po sobie poznać. Wydaje mi się, że próbujesz zrazić do siebie innych ludzi. Zwłaszcza tych, którzy próbują się do Ciebie zbliżyć.
Nie do końca taką rozmowę miałem na myśli, ale wiedziałem, że jeżeli przez to nie przejdę, Ronnie i tak będzie wiercić mi o to dziurę w brzuchu. Było to trochę irytujące ale, mimo wszystko chciałem jej to wytłumaczyć. Chociaż po części. Położyłem się na plecach i założyłem rękę za głowę. Gapienie się w sufit rzeczywiście było jakimś rozwiązaniem przy tak poważnych tematach.
-Bo takie zachowanie jest prostsze.
-Ale prostsze od czego?
-Wolę odpychać od siebie ludzi niż pozwalać im uczestniczyć w moim życiu a później widzieć jak cierpią z mojego powodu.
-Nie zawsze taki byłeś, prawda?
-Prawda.
-Dopuszczasz do siebie tylko Matta?
-On mnie rozumie. Po części jest taki sam jak ja. W jakimś stopniu.
-Więc próbujesz bronić się przed innymi nogami i rękami.. Nie chcesz nikogo do siebie dopuścić ze względu na ich uczucia. Dlaczego mam wrażenie, że to o Ciebie bardziej chodzi a nie o nich?
Ronnie podniosła głowę i spojrzała na mnie smutnymi oczami. Zaschło mi w gardle.
-Moje stosunki z innymi mają swoje reguły.
-Mówisz o kobietach? Powiedziałeś, że nigdy nie kochałeś. Przecież się nimi spotykasz. Nie mogło chodzić o rodzinę prawda?
-To przesłuchanie?
-Coś w tym stylu.
Ronnie uśmiechnęła się a ja przymrużyłem oczy. Miała dobry humor i nie chciałem tego psuć. Rzadko uśmiechała się pod moim adresem.
-Z kobietami łączy mnie jedynie czysty seks. Żadnych zobowiązań. Tak przynajmniej było do tej pory i.. mam zamiar dalej się tego trzymać. Nie zakochuję się..
Spojrzałem na twarz Ronnie i poczułem rozczarowanie. Nie tyle jej reakcją co swoją. Działała na mnie w dziwny sposób. Wydawało mi się, jakby w jakimś stopniu łamała tę regułę. Nigdy wcześniej tego nie czułem. Uciekła wzrokiem.
-A Twoja rodzina? Dlaczego się od nich odcinasz?
-Myślę, że wystarczy pytań jak na jeden raz.
Ronnie odwróciła się z powrotem w moją stronę a ja poczułem kłucie w brzuchu. Gdy patrzałem na jej twarz, miałem ochotę znów ją pocałować. Miała taką delikatna skórę.
-Mogę zapytać o jeszcze jedną rzecz? Ostatnią.
Oparła dłoń o policzek i spojrzała na mnie błyszczącymi oczami. Przygryzała wargę.. Nie mogłem się jej oprzeć, gdy to robiła. Pokiwałem głową.
-Powiedziałeś mi, że potrafiłbyś skrzywdzić kogoś, kto na to zasłużył. Czym zasłużył sobie Blackford?
Nabrałem gwałtownie powietrza i odwróciłem wzrok. Nie spodziewałem się, że zapyta właśnie o to. Musiałem jakoś odwrócić od tego jej uwagę.
-Powinnaś spróbować zasnąć.
-Spróbuję. Od razu po tym jak opowiesz. To ostatnia rzecz, którą chcę wiedzieć. Obiecuję.
Biłem się sam z własnymi myślami. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu czułem, że mogę powiedzieć o tym na głos właśnie przy niej. Było to jednak trochę ryzykowne, ale.. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi oczami ja nie mogłem się oprzeć.
-Dobrze. Ale zaraz po tym idziesz spać.
Ronnie pokiwała twierdząco głową i znów przygryzła wargę. Zacisnęłam powieki, by się nie rozpraszać i wróciłem pamięcią do tamtego dnia.

Nabrałem gwałtownie powietrza i niezwłocznie wystąpiłem przed szereg. Usłyszałem spanikowany głos Matta za mną, wypowiadającego moje imię przez zaciśnięte zęby, ale musiałem obronić mamę swoim ciałem. Zasłonić ją. To był ruch natychmiastowy. Bezwarunkowy. Była dla mnie jedną z najważniejszych osób jakie miałem. W tej chwili tylko ją mogłem chronić. Serce zaczęło mi walić jak młotem, gdy broń przystawiona do skroni taty, stojącego dwa metry od nas, zaczęła dwoić mi się w oczach. Poczułem zaciskającą się na mojej koszulce delikatną dłoń a chwilę później szybki i nierówny oddech. Bała się o tatę. I o mnie też. Ja też się o niego bałem. Pierwszy raz w życiu tak mocno. Nie mogłem odezwać się słowem. Milczenie było w tej chwili jedynym swojego rodzaju złotem. Nie mogłem pozwolić sobie na takie ryzyko. Stałem i przyglądałem się, a sekundy wydawały się trwać całe wieki. Uchyliłem drżące z nerwów wargi, gdy usłyszałem ten obleśnie niski głos. Wstrząsnęły mną ciary.
-Gadaj gdzie on jest. Gdzie go zabraliście!
-Nie mogę.
Mężczyzna z bronią w ręku szarpnął tatą, ale on tylko zamknął oczy. Doskonale go znałem. Od zawsze. Wiedziałem, że postąpi zgodnie ze swoimi zasadami, ze swoim sumieniem. Nie wydusi z siebie ani jednego słowa. Miałem ochotę krzyknąć, że to nie czas na takie gówna. Ale powstrzymałem się, gdy otworzył oczy. Były zimne i zdecydowane. Przełknąłem z trudem ślinę.
-Gadaj bo Cię przestrzelę! Trudno Ci będzie żyć z kulką w głowie. Spójrz na nią.
Mama mocniej ścisnęła moją koszulkę. Tak, że oplatała ciasno moje ciało. Tata spojrzał na nią zaszklonymi oczami. Nigdy nie widziałem jak płacze. Przez to serce zaczynało podchodzić mi do gardła. No powiedz mu do cholery.
-Nie mogę tego zrobić. Nie pozwala mi na to..
Wstrzymałem oddech, gdy uszy pozatykały mi się od niespodziewanego huku. Przestałem oddychać, gdy zdałem sobie sprawę z tego co się stało. Słyszałem głośny, paniczny krzyk, mieszający się gorzko z histerycznym płaczem. Zobaczyłem opadające na podłogę ciało i poczułem w sobie gniew, jakiego jeszcze nigdy nie znałem. Krzyknąłem w stronę taty, leżącego na zimnej podłodze z otwartymi oczami. Nie oddychał. Chciałem bezzwłocznie ruszyć w jego stronę, nie licząc się z konsekwencjami. Zacisnąłem powieki, gdy niespodziewanie zaskoczył mnie drugi strzał. Nie wiedziałem co się dzieję. Nie miałem pojęcia co się do cholery właśnie wydarzyło. Otworzyłem oczy i momentalnie opadłem na podłogę, opierając się o zimne i masywne, kamienne biurko. Matt stał obok mojej mamy z bronią w ręku i intensywnie przyglądał się opadającemu na kolana facetowi. Po chwili przeniósł wzrok na moją twarz. Był panicznie przestraszony. Uspakajałem oddech zdając sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił. Był przerażony i się trząsł. Poczułem ulgę, której ani trochę nie powinienem czuć. To było okropne. Ale czułem to. Całym sobą. Zabójca został zabity.

Spojrzałem na Ronnie i dostrzegłem, że ma w oczach łzy. Wpatrywała się we mnie z największym skupieniem. Uśmiechnąłem się nie szczerze, a dziewczyna podniosła się i założyła kosmyk pofalowanych włosów za ucho.
-Matt zabił tego człowieka? Tego, który.. strzelił do Twojego taty?
-Uznali to jako samoobronę. Wyszedł z tego cały.
Ronnie zaczęła bawić się swoimi palcami. Była zdenerwowana a ja nie rozumiałem jej zachowania. Naprawdę wszystkim się przejmowała. Chciałem coś powiedzieć, ale spojrzała na mnie i się odezwała.
-Dlaczego Twój tata nie powiedział mu?
-Był lekarzem. Miał swoje zasady, których nie potrafił łamać.
-Kto to był. Ten mężczyzna?
-Należał do grzecznie powiedzmy paczki, której szefem jest Blackford. Ojciec był przypadkową ofiarą. Zabił go, bo miał taki kaprys.. Szukał jakiegoś faceta, trafił do szpitala rodziców. Chyba rozumiesz dlaczego tak bardzo zależy mi na zniszczeniu go. Nie będę miał wyrzutów sumienia. Zapłaci za to, że mi go odebrał.
Ronnie wpatrywała się we mnie bez mrugnięcia okiem. Widziałem, że ją to zasmuciło.
-Przykro mi.
Uśmiechnąłem się i odsunąłem pościel, którą przed chwilą rozkopała. Zaskoczyła mnie, gdy położyła się znacznie bliżej mnie niż wcześniej. Zacisnąłem na moment powieki. Jeszcze nigdy wcześniej nie musiałem powstrzymywać się, by kogoś nie pocałować. Wiedziałem, że nie mogę tego zrobić z wielu powodów..
-Obiecałaś, że spróbujesz zasnąć. Zamknij oczy.
Spojrzała na mnie ostatni raz i zamknęła oczy. Ułożyła się wygodnie obok mnie a ja przejechałem dłonią po twarzy. Co ona ze mną najlepszego robiła.. Obawiałem się, że nie mogę się z tego już wycofać. Nie potrafiłbym zostawić jej w spokoju i o niej zapomnieć. Nie miałem pojęcia co może siedzieć jej teraz w głowie. Kiedy wie o Blackfordzie i moich zamiarach. Jak będą wyglądać nasze relacje, gdy całe to przedstawienie się skończy. Spojrzałem w okno, gdy zdałem sobie sprawę, że burza już przeszła. Padało ale było o wiele spokojniej. Jedyne co w tej chwili docierało do moich uszu to tykający na szafce od dobrych dwudziestu minut zegarek i spokojny oddech Ronnie. Spała obok, z rozrzuconymi na bok włosami, w mojej koszuli. Uśmiechnąłem się. Pierwszy raz leżałem z kobietą w łóżku niczego od niej nie oczekując. Jedyne czego pragnąłem to tego, by spokojnie przespała noc. To było dla mnie nowe ale i zaskakująco miłe. Wyciągnąłem dłoń w kierunku jej twarzy i delikatnie zabrałem spoczywający na policzku kosmyk włosów. Były takie miękkie. Zacząłem ją głaskać, ale zamarłem, gdy Ronnie odwróciła się całkiem w moją stronę. Zaczęła się wiercić, a ja zabrałem dłoń. Otworzyłem zaskoczony usta, gdy uniosła głowę i przytuliła się policzkiem do mojego torsu, przerzucając przez moje ciało rękę. Rzęsy spokojnie spoczywały na jej zaróżowionych policzkach. Z zawahaniem objąłem ją ramieniem i pocałowałem we włosy. Co się ze mną działo?...

1 komentarz: