niedziela, 11 marca 2018

Rozdział 12


Ronnie
Otworzyłam niechętnie oczy, gdy poczułam jak mocno ciśnie mnie na pęcherz. Gdy przyzwyczaiłam się już do porannego światła, podniosłam się z poduszki i rozejrzałam po sypialni. Coś nie do końca mi pasowało, ale sama nie wiedziałam co. Koc, pod którym leżał wczoraj Justin złożony był na swoim miejscu a zasłony rozciągnięte, jakby wcześniej nikogo tu nie było. Naruszone było jedynie łóżko, w którym leżałam. Drzwi, tak jak prosiłam były otwarte, ale kanapa, na której spał Justin, pusta. Zwlokłam się niepewnie z łóżka i zaciągnęłam narzutę, wcześniej poprawiając po sobie poduszki. Nadaremnie naciągnęłam koszulę, którą miałam na sobie i weszłam do salonu. Wszystko wyglądało tak, jakby nikt tu nie mieszkał. Poczułam kłucie w brzuchu i strach. Panowała przerażająca cisza.
-Justin?
Podeszłam do kanapy i spojrzałam na uchylone do łazienki drzwi. Podskoczyłam, gdy stanął w nich Justin. Miał na sobie jedynie spodnie od garnituru. Odruchowo ponownie pociągnęłam za koszulę w dół. Justin uśmiechnął się.
-Dzień dobry, Ronnie.
Odwzajemniłam uśmiech i zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu mojej sukienki i butów. Bez powodzenia.
-Jakoś tu.. czysto. Gdzie moje ubrania?
-Posprzątałem i ułożyłem je na pralce.
Wszedł z powrotem do łazienki a ja zacisnęłam uda. Naprawdę chciało mi się siku. Nie zamknął za sobą drzwi, więc odruchowo ruszyłam za nim. Stanęłam w progu i zauważyłam, że wszystkie nasze rzeczy są w na pralce, chociaż nie było ich za wiele. Justin stał przy umywalce i mył twarz. Gdy skończył, wyprostował się i spojrzał w lusterko. Uniosłam zaskoczona brwi, gdy zdałam sobie sprawę, że przygląda mi się w odbiciu. Uśmiechnął się szeroko. Miał wyjątkowo dobry humor, jak na okoliczności. Stał przede mną w samych spodniach a ja znów gapiłam się na jego wyrzeźbiony brzuch.
-Nie krępuj się. Możesz sobie popatrzeć.
Spojrzałam mu w oczy, a Justin przygryzł wargę, śmiejąc się pod nosem. Pewny siebie dupek. Też się zaśmiałam.
-Muszę jakoś zabić czas.
-Poprosiłbym Cię o zwrot mojej koszuli, ale przyznam, że wyglądasz w niej naprawdę seksownie. To trochę niebezpieczne, jeśli brać pod uwagę jak niespodziewanie potrafisz się na mnie rzucić i..
-Justin!?
Nie wierzyłam, że to mówi. Weszłam do środka i chwyciłam za ręcznik, by nim w niego rzuciłam. Mimo to nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Justin też. Miał wyjątkowo dobry humor.
-Czegoś potrzebujesz?
Skrzyżowałam ręce na piesi a Justin sięgnął po ręcznik i wytarł w niego twarz.
-Szczotki do włosów, zębów.. ciepłe kakao. Ale w pierwszej kolejności siusiu.
Justin zaśmiał się a ja oparłam się o pralkę. Skąd w nim było dzisiaj tyle energii? Wręcz tryskał nią na wszystkie strony. Odwiesił ręcznik na haczyk przy zlewie i spojrzał na mnie, robiąc przy tym głupie miny.
-No nie jest najgorzej, w ostateczności obejdzie się bez szczotki do włosów.
Zaśmiał się a ja zaraz za nim.
-Naprawdę musisz wyjść.
Podniósł do góry ręce, w geście poddania się w tej sprawie, a ja ruszyłam za nim, by zamknąć drzwi, gdy wyjdzie. Justin cofnął się nagle, a ja usłyszałam jak ktoś wkłada klucz do drzwi głównych. Justin zamknął po cichu drzwi od łazienki i przyciągnął mnie za ramię pod ścianę. Prawie na mnie wszedł, był tak blisko. Zamarłam. Justin przyłożył palec do ust, żebym była cicho a ja wstrzymałam powietrze. Spojrzałam w stronę drzwi, gdy usłyszałam na w salonie męski głos. Otworzyłam usta a Justin potaknął głową. To był Blackford. Zrobiło mi się słabo. Musiał rozmawiać przez telefon.
-Tak, jestem już.. McGunt namierzył jego komórkę, nie spodziewa się nas..
Justin odsunął się ode mnie na centymetry i powoli, tak by nie narobić hałasu sięgnął do kieszeni. Ze skupieniem przysłuchiwałam się rozmowie Blackford’a.
-Ze mną się nie zadziera, ten skurwiel za to zapłaci.. nie obchodzi mnie to..
Justin jeszcze raz pokazał, że mam być cicho. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy zobaczyłam, że trzyma w ręku broń. Kurwa. Miał ją przy sobie przez ten cały czas??? Nie docierał już do mnie głos mężczyzny w salonie. Co do cholery miał zamiar zrobić Justin?! Złapałam go za rękę. Tę drugą. Odezwałam się szeptem.
-Justin, co Ty wyprawiasz?
-Zostaniesz tutaj. Tak jak się umawialiśmy, bądź cicho i nie wychodź stąd, gdyby nie wiem co.
Cofnął się o krok a ja poczułam jak zasycha mi w gardle.
-Proszę Cię! Nie rób tego!
Mimo tego, że mówiłam szeptem, głos i tak mi się załamywał.
-Ronnie..
-Nie wychodź. Nie zostawiaj mnie samej..
-Taki był plan..
-Zostań tu, błagam Cię.. Zrób to dla mnie..
Justin spojrzał na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem a ja przełknęłam ślinę. Boże, musiałam coś zrobić.. Do głowy przyszedł mi tylko jeden marny pomysł. Podeszłam do Justina i rzuciłam mu się na szyję. Objęłam go i schowałam twarz.
-Nie rób tego. Zostań tu ze mną.
Nie odpowiadał. Stał w miejscu i nawet nie drgnął. Serce waliło mu jak młotem. Moje chyba się całkowicie zatrzymało.
-Proszę, Justin. Nie musisz być taki, jak on. Ani jak facet, przez którego straciłeś ojca. Jesteś dużo lepszy, masz o wiele większe serce. Nie rób tego. Proszę.
Wydukałam szybko, bo myślałam, że zaraz się rozryczę. Objął mnie niespodziewanie w pasie i podniósł na tyle, by znów cofnąć się do ściany. Odsunął mnie od siebie i schował broń do kieszeni. Otworzyłam usta i zaczęłam szybko oddychać.
-Ćsiiii..
Po policzku spłynęła mi łza a Justin szybko wytarł ją knykciami. Pogłaskał mnie po włosach i przyciągnął do siebie. Oparł brodę o moją głowę i dalej głaskał włosy. Schowałam twarz w dłoniach, gdy znów usłyszałam głos mężczyzny. Blisko przy drzwiach. Mimo to nie bałam się już tak bardzo w ramionach Justina. Który miał przy sobie broń.. !
-Za pół godziny.. podjedź swoim autem.. idę do baru..
Zamilknął a ja podskoczyłam, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Odepchnęłam od siebie Justina i złapałam za klamkę.
-Ronnie!
Otworzyłam drzwi i wyszłam do salonu. Nikogo w nim nie było. Oparłam się o ścianę i wytarłam oczy.
-W ogóle nie słuchasz co się do Ciebie mówi!
Spojrzałam na niego i nic nie odpowiedziałam. Spojrzałam na kieszeń, w której trzymał broń a później spuściłam wzrok na podłogę.
-Chcę stąd już wyjść.
Złapał mnie za dłoń i pociągnął do sypialni. Na łóżku leżały dwie torby. Puścił mnie i w ekspresowym tempie zaczął odpinać jedną z nich. Wyciągnął na łóżko czarne ubrania i na mnie spojrzał.
-Musimy to na siebie ubrać. Nie rozpoznają nas na kamerach. Masz, wkładaj.
Justin wręczył mi ogromną czarną bluzę i zaczął odpinać swoje spodnie.
-Odwróć się.
Spojrzał na mnie krzywo, naciągając na nogi dresy. Miał tempo, ja byłam nieźle w tyle.
-Ronnie, widziałem już kobiety i to nie raz.
-Po prostu się odwróć.
Podniosłam głos, a Justin przekręcił oczami i się odwrócił. Zdjęłam koszulę Justina i naciągnęłam na siebie bluzę, dresy i sportowe buty. Zakładałam, że w drugiej miał kolejne ubrania. Do czego mu to było potrzebne? Justin zaczął pakować nasze rzeczy w pusta torbę i ruszył do łazienki po resztę. Ja w tym czasie zwinęłam włosy w koka i naciągnęłam  na głowę kaptur. Ruszyłam do drzwi wyjściowych a Justin podszedł do mnie i rzucił torbę z naszymi rzeczami pod nogi. Zaczął poprawiać mój kaptur i dał mi czarne okulary przeciwsłoneczne.
-Dobrze się przyszykował..
Przełknęłam z trudem ślinę i spojrzałam na Justina. Był gotowy do wyjścia.
-Chociaż raz zrób co mówię i trzymaj się cały czas mnie. Wyjdziemy bocznym wyjściem, tak aby zobaczyło nas jak najmniej osób. Nie wychylaj się nigdzie i nie zostawaj w tyle. Będę trzymał Cię za rękę. Przed hotelem stoi mój samochód. Będzie dobrze.
-A co jeśli nas przyłapią?..
-Nikt nas nie przyłapie, obiecuję.
Spojrzał mi w oczy i chwycił w dłonie moje policzki. Złożył na moich ustach szybki pocałunek i podniósł torbę. Nim wróciłam z powrotem na ziemie byliśmy już na korytarzu, trzymając się za ręce. Justin mocno ściskał moje palce. Było mi ciężko iść w za dużych butach i ubraniach, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Patrzyłam pod nogi, i gdy zdążyłam się zorientować byliśmy już na zewnątrz. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem. Justin wyciągnął z kieszeni klucze od auta a ja podbiegłam do drzwi od strony kierowcy. Zdjęłam z głowy kaptur, gdy Justin ruszył spod hotelu. Poczułam niesamowitą ulgę. Spojrzałam na Justina a on uśmiechnął się do mnie i poluźnił uścisk na kierownicy.
-Utopisz się w tym.
-Raczej posikam ze strachu.
Zaśmiał się a ja zdałam sobie sprawę, że mój pęcherz był równie przestraszony co ja, żeby myśleć teraz o sikaniu. Poprawiłam się na siedzeniu, gdy koncertowo zaburczało mi w brzuchu. Postanowiłam to jednak zlekceważyć. Tak jak i spojrzenie Justina.
-Dlaczego nie mówiłeś, że masz przy sobie broń?!
Nie odpowiedział, a gdy dotarliśmy do głównej krzyżówki skręcił w lewo.
-Dom jest w drugą stronę.
-Wiem. Zabiorę Cię do knajpki za miastem i tam spokojnie porozmawiamy. Musisz coś zjeść. Później odwiozę Cię do domu.
Spojrzał na mnie pytająco a ja jedynie westchnęłam. Totalne szaleństwo.
-Zgadzasz się na to?
-Tak.
Spojrzałam za okno i przygryzłam wargę. Nie sądziłam, że przyjazd tutaj tak bardzo zmieni moje życie.
***
Wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po lokalu. Dopiero po kilku długich sekundach zauważyłam Justina za szybą. Siedział przy stoliku przed knajpką i nalewał sobie kawę. Wpakowałam ręce do kieszeni bluzy i ruszyłam do drzwi. Justin uśmiechnął się do mnie, gdy podeszłam do stolika.
-Napijesz się kawy?
-Nie lubię kawy. Ale wystarczy mi sok.
Spojrzałam na szklankę soku pomarańczowego i odsunęłam krzesełko. Justin przyglądał mi się.
-Pożyczyłam gumkę do włosów. Znalazłam w Twoim aucie.
Złapałam odruchowo za kucyk i zajęłam miejsce naprzeciwko Justina. Odłożył dzbanek z kawą, nie komentując tego co przed chwilą powiedziałam. Gumka należała z pewnością do jednej z dziewczyn, z którą łączył Justina jedynie seks, jak sam to wczoraj ujął. Ale miałam to gdzieś. Starałam się przynajmniej na taką wyglądać.
-Pomyślałem, że fajniej byłoby zjeść na  świeżym powietrzu, wyszło słońce. Zamówiłem tosty z szynką i pomidorem. Masz też sok i owoce. Mam nadzieję, że lubisz cokolwiek z tego.
-W zasadzie to kocham arbuzy.
-Tym się nie najesz.
Spojrzał na mnie zbyt poważnie a ja chwyciłam za widelec.
-Tosty też lubię.
Uśmiechnęłam się a Justin pokręcił głową. Też się uśmiechał. Oboje zaczęliśmy jeść. Nie zdawałam sobie sprawy, że jestem aż tak głodna, gdy wszystkie zapachy naraz dotarły do moich nozdrzy.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-A już miałem nadzieję na zwykłą, przyjemną rozmowę.
Justin sięgnął po kubek z kawą a ja lekko się uśmiechnęłam. Też miałam na to nadzieję, ale chciałam wiedzieć. Miałam też nadzieję, że nie zepsuje mu humoru a tym samym śniadania. Zaskoczył mnie, gdy postawił jednak spokojnie odpowiedzieć.
-Ta informacja była zbędna. Nie chciałem, żebyś czuła, że grozi Ci przy mnie niebezpieczeństwo.
-Przecież nie martwisz się o takie rzeczy. Myślałam, że tak naprawdę o to Ci chodzi.
-Racja. Ale nie w Twoim przypadku.
-Mówisz tak każdej dziewczynie?
-A Ty zawsze w ten sposób reagujesz na komplementy?
Zaprzestałam w połowie przeżuwania i podniosłam wzrok na Justina. Nadal się uśmiechał.
-To ciekawe.
-Ciekawe jest to, że pozwoliłaś mi się pocałować. Wiedząc, że mam w kieszeni broń.
Mówił o incydencie tuż przed wyjściem. Zawstydził mnie tym. Chyba powinnam zmienić temat.
-Wyglądamy podejrzanie w tych ubraniach.
-Ty wyglądasz raczej śmiesznie niż groźnie.
Chwyciłam odruchowo za truskawkę i rzuciłam nią w Justina. Złapał ją i z śmiechem wsadził do buzi. Tego się nie spodziewałam. Miał niezły refleks. Cały czas się śmiał. To było aż dziwne.
-Z jakiego powodu tryskasz tak energią? Czy uniknięcie morderstwa..
Przerwałam, gdy zobaczyłam jak w jednej sekundzie mina Justina rzędnie. Odkaszlnął i zacisnął mocniej palce na kubku.
-Nie sądzę, by był to temat do żartów.
-Przepraszam.
Wydukałam od razu i chwyciłam za szklankę, opróżniając ją prawie do pełna.
-Wiesz, że..
-Wiem. Znam powód i cieszę się, że tego nie zrobiłeś.
Poprawiłam się na krzesełku a Justin wyjął portfel i zostawił rachunek w małej, prostokątnej książeczce. Wyciągnął do mnie rękę a ja przeniosłam wzrok na jego twarz.
-Odwiozę Cię do domu.
Podałam mu dłoń, a Justin splątał nasze palce. Ruszyliśmy do samochodu wolnym krokiem. To było takie dziwne iść z nim za rękę. Czułam się jednak bezpieczne co było na maksa dziwne. Ten człowiek miał przecież w aucie broń!.. Sama się prosiłam..
-Tayler mnie zabije, gdy się dowie.
-Że mieliśmy momenty zbliżenia i trzymamy się za rączki?
Spojrzał na mnie kątem oka i wyszczerzył żeby. Doskonale wiedział, że nie o to mi chodzi. Klepnęłam go wolną ręką w ramie.
-Tak samo Lauren i Joey. Od kilku dni nie odbieram ich telefonów.
Przystanęliśmy przy aucie po stronie pasażera a Justin złapał mnie w pasie, bym oparła się o drzwi.
-Joey do Ciebie wydzwania?
To było dziwne pytanie. Justin zmarszczył brwi.
-Traktuję go jak przyjaciela. Już Ci mówiłam.
Wyprostował się i założył pasmo moich włosów za ucho.
-W takim razie powinnaś dać im szansę się wytłumaczyć. Jesteś bardzo dobrą przyjaciółką.
-Jak dużo powinnam im powiedzieć?
Uśmiechnął się, bo chyba wiedział, że chodzi mi o niego.
-Myślę, że to pogorszyłoby sytuację.
Odetchnęłam i potaknęłam głową. W tym akurat to miał racje.
-Nie powinnam im mówić o wszystkim.
-Mimo to chciałbym się z Tobą widywać.
Uchyliłam usta a Justin uśmiechnął się i mnie pocałował. Namiętnie i zdecydowanie za krótko.
-Uznam to jako odpowiedź. Ta warga jest bardzo kusząca.
Odsunął się i otworzył mi drzwi. Wsiadłam, obserwując jak obchodzi samochód i siada obok mnie. Mrugnął do mnie okiem i odpalił silnik. No to dał mi do myślenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz