Ronnie
Otworzyłam niechętnie oczy,
gdy poczułam jak mocno ciśnie mnie na pęcherz. Gdy przyzwyczaiłam się już do
porannego światła, podniosłam się z poduszki i rozejrzałam po sypialni. Coś nie
do końca mi pasowało, ale sama nie wiedziałam co. Koc, pod którym leżał wczoraj
Justin złożony był na swoim miejscu a zasłony rozciągnięte, jakby wcześniej
nikogo tu nie było. Naruszone było jedynie łóżko, w którym leżałam. Drzwi, tak
jak prosiłam były otwarte, ale kanapa, na której spał Justin, pusta. Zwlokłam
się niepewnie z łóżka i zaciągnęłam narzutę, wcześniej poprawiając po sobie
poduszki. Nadaremnie naciągnęłam koszulę, którą miałam na sobie i weszłam do
salonu. Wszystko wyglądało tak, jakby nikt tu nie mieszkał. Poczułam kłucie w
brzuchu i strach. Panowała przerażająca cisza.
-Justin?
Podeszłam do kanapy i
spojrzałam na uchylone do łazienki drzwi. Podskoczyłam, gdy stanął w nich
Justin. Miał na sobie jedynie spodnie od garnituru. Odruchowo ponownie
pociągnęłam za koszulę w dół. Justin uśmiechnął się.
-Dzień dobry, Ronnie.
Odwzajemniłam uśmiech i
zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu mojej sukienki i butów. Bez powodzenia.
-Jakoś tu.. czysto. Gdzie
moje ubrania?
-Posprzątałem i ułożyłem je
na pralce.
Wszedł z powrotem do
łazienki a ja zacisnęłam uda. Naprawdę chciało mi się siku. Nie zamknął za sobą
drzwi, więc odruchowo ruszyłam za nim. Stanęłam w progu i zauważyłam, że wszystkie
nasze rzeczy są w na pralce, chociaż nie było ich za wiele. Justin stał przy
umywalce i mył twarz. Gdy skończył, wyprostował się i spojrzał w lusterko.
Uniosłam zaskoczona brwi, gdy zdałam sobie sprawę, że przygląda mi się w
odbiciu. Uśmiechnął się szeroko. Miał wyjątkowo dobry humor, jak na
okoliczności. Stał przede mną w samych spodniach a ja znów gapiłam się na jego
wyrzeźbiony brzuch.
-Nie krępuj się. Możesz
sobie popatrzeć.
Spojrzałam mu w oczy, a
Justin przygryzł wargę, śmiejąc się pod nosem. Pewny siebie dupek. Też się
zaśmiałam.
-Muszę jakoś zabić czas.
-Poprosiłbym Cię o zwrot
mojej koszuli, ale przyznam, że wyglądasz w niej naprawdę seksownie. To trochę
niebezpieczne, jeśli brać pod uwagę jak niespodziewanie potrafisz się na mnie
rzucić i..
-Justin!?
Nie wierzyłam, że to mówi.
Weszłam do środka i chwyciłam za ręcznik, by nim w niego rzuciłam. Mimo to nie
mogłam powstrzymać się od śmiechu. Justin też. Miał wyjątkowo dobry humor.
-Czegoś potrzebujesz?
Skrzyżowałam ręce na piesi a
Justin sięgnął po ręcznik i wytarł w niego twarz.
-Szczotki do włosów, zębów..
ciepłe kakao. Ale w pierwszej kolejności siusiu.
Justin zaśmiał się a ja oparłam
się o pralkę. Skąd w nim było dzisiaj tyle energii? Wręcz tryskał nią na
wszystkie strony. Odwiesił ręcznik na haczyk przy zlewie i spojrzał na mnie,
robiąc przy tym głupie miny.
-No nie jest najgorzej, w
ostateczności obejdzie się bez szczotki do włosów.
Zaśmiał się a ja zaraz za
nim.
-Naprawdę musisz wyjść.
Podniósł do góry ręce, w
geście poddania się w tej sprawie, a ja ruszyłam za nim, by zamknąć drzwi, gdy
wyjdzie. Justin cofnął się nagle, a ja usłyszałam jak ktoś wkłada klucz do
drzwi głównych. Justin zamknął po cichu drzwi od łazienki i przyciągnął mnie za
ramię pod ścianę. Prawie na mnie wszedł, był tak blisko. Zamarłam. Justin
przyłożył palec do ust, żebym była cicho a ja wstrzymałam powietrze. Spojrzałam
w stronę drzwi, gdy usłyszałam na w salonie męski głos. Otworzyłam usta a
Justin potaknął głową. To był Blackford. Zrobiło mi się słabo. Musiał rozmawiać
przez telefon.
-Tak, jestem już.. McGunt
namierzył jego komórkę, nie spodziewa się nas..
Justin odsunął się ode mnie
na centymetry i powoli, tak by nie narobić hałasu sięgnął do kieszeni. Ze
skupieniem przysłuchiwałam się rozmowie Blackford’a.
-Ze mną się nie zadziera,
ten skurwiel za to zapłaci.. nie obchodzi mnie to..
Justin jeszcze raz pokazał,
że mam być cicho. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy zobaczyłam, że trzyma w
ręku broń. Kurwa. Miał ją przy sobie przez ten cały czas??? Nie docierał już do
mnie głos mężczyzny w salonie. Co do cholery miał zamiar zrobić Justin?!
Złapałam go za rękę. Tę drugą. Odezwałam się szeptem.
-Justin, co Ty wyprawiasz?
-Zostaniesz tutaj. Tak jak
się umawialiśmy, bądź cicho i nie wychodź stąd, gdyby nie wiem co.
Cofnął się o krok a ja
poczułam jak zasycha mi w gardle.
-Proszę Cię! Nie rób tego!
Mimo tego, że mówiłam
szeptem, głos i tak mi się załamywał.
-Ronnie..
-Nie wychodź. Nie zostawiaj
mnie samej..
-Taki był plan..
-Zostań tu, błagam Cię..
Zrób to dla mnie..
Justin spojrzał na mnie
śmiertelnie poważnym wzrokiem a ja przełknęłam ślinę. Boże, musiałam coś
zrobić.. Do głowy przyszedł mi tylko jeden marny pomysł. Podeszłam do Justina i
rzuciłam mu się na szyję. Objęłam go i schowałam twarz.
-Nie rób tego. Zostań tu ze
mną.
Nie odpowiadał. Stał w
miejscu i nawet nie drgnął. Serce waliło mu jak młotem. Moje chyba się
całkowicie zatrzymało.
-Proszę, Justin. Nie musisz
być taki, jak on. Ani jak facet, przez którego straciłeś ojca. Jesteś dużo
lepszy, masz o wiele większe serce. Nie rób tego. Proszę.
Wydukałam szybko, bo
myślałam, że zaraz się rozryczę. Objął mnie niespodziewanie w pasie i podniósł
na tyle, by znów cofnąć się do ściany. Odsunął mnie od siebie i schował broń do
kieszeni. Otworzyłam usta i zaczęłam szybko oddychać.
-Ćsiiii..
Po policzku spłynęła mi łza
a Justin szybko wytarł ją knykciami. Pogłaskał mnie po włosach i przyciągnął do
siebie. Oparł brodę o moją głowę i dalej głaskał włosy. Schowałam twarz w
dłoniach, gdy znów usłyszałam głos mężczyzny. Blisko przy drzwiach. Mimo to nie
bałam się już tak bardzo w ramionach Justina. Który miał przy sobie broń.. !
-Za pół godziny.. podjedź
swoim autem.. idę do baru..
Zamilknął a ja podskoczyłam,
gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Odepchnęłam od siebie Justina i złapałam
za klamkę.
-Ronnie!
Otworzyłam drzwi i wyszłam
do salonu. Nikogo w nim nie było. Oparłam się o ścianę i wytarłam oczy.
-W ogóle nie słuchasz co się
do Ciebie mówi!
Spojrzałam na niego i nic
nie odpowiedziałam. Spojrzałam na kieszeń, w której trzymał broń a później
spuściłam wzrok na podłogę.
-Chcę stąd już wyjść.
Złapał mnie za dłoń i
pociągnął do sypialni. Na łóżku leżały dwie torby. Puścił mnie i w ekspresowym
tempie zaczął odpinać jedną z nich. Wyciągnął na łóżko czarne ubrania i na mnie
spojrzał.
-Musimy to na siebie ubrać.
Nie rozpoznają nas na kamerach. Masz, wkładaj.
Justin wręczył mi ogromną
czarną bluzę i zaczął odpinać swoje spodnie.
-Odwróć się.
Spojrzał na mnie krzywo,
naciągając na nogi dresy. Miał tempo, ja byłam nieźle w tyle.
-Ronnie, widziałem już
kobiety i to nie raz.
-Po prostu się odwróć.
Podniosłam głos, a Justin
przekręcił oczami i się odwrócił. Zdjęłam koszulę Justina i naciągnęłam na
siebie bluzę, dresy i sportowe buty. Zakładałam, że w drugiej miał kolejne
ubrania. Do czego mu to było potrzebne? Justin zaczął pakować nasze rzeczy w
pusta torbę i ruszył do łazienki po resztę. Ja w tym czasie zwinęłam włosy w
koka i naciągnęłam na głowę kaptur.
Ruszyłam do drzwi wyjściowych a Justin podszedł do mnie i rzucił torbę z
naszymi rzeczami pod nogi. Zaczął poprawiać mój kaptur i dał mi czarne okulary
przeciwsłoneczne.
-Dobrze się przyszykował..
Przełknęłam z trudem ślinę i
spojrzałam na Justina. Był gotowy do wyjścia.
-Chociaż raz zrób co mówię i
trzymaj się cały czas mnie. Wyjdziemy bocznym wyjściem, tak aby zobaczyło nas
jak najmniej osób. Nie wychylaj się nigdzie i nie zostawaj w tyle. Będę trzymał
Cię za rękę. Przed hotelem stoi mój samochód. Będzie dobrze.
-A co jeśli nas przyłapią?..
-Nikt nas nie przyłapie,
obiecuję.
Spojrzał mi w oczy i chwycił
w dłonie moje policzki. Złożył na moich ustach szybki pocałunek i podniósł
torbę. Nim wróciłam z powrotem na ziemie byliśmy już na korytarzu, trzymając
się za ręce. Justin mocno ściskał moje palce. Było mi ciężko iść w za dużych
butach i ubraniach, ale starałam się nie zwracać na to uwagi. Patrzyłam pod
nogi, i gdy zdążyłam się zorientować byliśmy już na zewnątrz. Zaciągnęłam się
świeżym powietrzem. Justin wyciągnął z kieszeni klucze od auta a ja podbiegłam
do drzwi od strony kierowcy. Zdjęłam z głowy kaptur, gdy Justin ruszył spod
hotelu. Poczułam niesamowitą ulgę. Spojrzałam na Justina a on uśmiechnął się do
mnie i poluźnił uścisk na kierownicy.
-Utopisz się w tym.
-Raczej posikam ze strachu.
Zaśmiał się a ja zdałam
sobie sprawę, że mój pęcherz był równie przestraszony co ja, żeby myśleć teraz
o sikaniu. Poprawiłam się na siedzeniu, gdy koncertowo zaburczało mi w brzuchu.
Postanowiłam to jednak zlekceważyć. Tak jak i spojrzenie Justina.
-Dlaczego nie mówiłeś, że
masz przy sobie broń?!
Nie odpowiedział, a gdy
dotarliśmy do głównej krzyżówki skręcił w lewo.
-Dom jest w drugą stronę.
-Wiem. Zabiorę Cię do
knajpki za miastem i tam spokojnie porozmawiamy. Musisz coś zjeść. Później
odwiozę Cię do domu.
Spojrzał na mnie pytająco a
ja jedynie westchnęłam. Totalne szaleństwo.
-Zgadzasz się na to?
-Tak.
Spojrzałam za okno i
przygryzłam wargę. Nie sądziłam, że przyjazd tutaj tak bardzo zmieni moje
życie.
***
Wyszłam z łazienki i
rozejrzałam się po lokalu. Dopiero po kilku długich sekundach zauważyłam
Justina za szybą. Siedział przy stoliku przed knajpką i nalewał sobie kawę.
Wpakowałam ręce do kieszeni bluzy i ruszyłam do drzwi. Justin uśmiechnął się do
mnie, gdy podeszłam do stolika.
-Napijesz się kawy?
-Nie lubię kawy. Ale
wystarczy mi sok.
Spojrzałam na szklankę soku
pomarańczowego i odsunęłam krzesełko. Justin przyglądał mi się.
-Pożyczyłam gumkę do włosów.
Znalazłam w Twoim aucie.
Złapałam odruchowo za kucyk
i zajęłam miejsce naprzeciwko Justina. Odłożył dzbanek z kawą, nie komentując
tego co przed chwilą powiedziałam. Gumka należała z pewnością do jednej z
dziewczyn, z którą łączył Justina jedynie seks, jak sam to wczoraj ujął. Ale
miałam to gdzieś. Starałam się przynajmniej na taką wyglądać.
-Pomyślałem, że fajniej byłoby
zjeść na świeżym powietrzu, wyszło
słońce. Zamówiłem tosty z szynką i pomidorem. Masz też sok i owoce. Mam
nadzieję, że lubisz cokolwiek z tego.
-W zasadzie to kocham
arbuzy.
-Tym się nie najesz.
Spojrzał na mnie zbyt
poważnie a ja chwyciłam za widelec.
-Tosty też lubię.
Uśmiechnęłam się a Justin
pokręcił głową. Też się uśmiechał. Oboje zaczęliśmy jeść. Nie zdawałam sobie
sprawy, że jestem aż tak głodna, gdy wszystkie zapachy naraz dotarły do moich
nozdrzy.
-Nie odpowiedziałeś na moje
pytanie.
-A już miałem nadzieję na zwykłą,
przyjemną rozmowę.
Justin sięgnął po kubek z
kawą a ja lekko się uśmiechnęłam. Też miałam na to nadzieję, ale chciałam
wiedzieć. Miałam też nadzieję, że nie zepsuje mu humoru a tym samym śniadania.
Zaskoczył mnie, gdy postawił jednak spokojnie odpowiedzieć.
-Ta informacja była zbędna.
Nie chciałem, żebyś czuła, że grozi Ci przy mnie niebezpieczeństwo.
-Przecież nie martwisz się o
takie rzeczy. Myślałam, że tak naprawdę o to Ci chodzi.
-Racja. Ale nie w Twoim
przypadku.
-Mówisz tak każdej
dziewczynie?
-A Ty zawsze w ten sposób
reagujesz na komplementy?
Zaprzestałam w połowie
przeżuwania i podniosłam wzrok na Justina. Nadal się uśmiechał.
-To ciekawe.
-Ciekawe jest to, że
pozwoliłaś mi się pocałować. Wiedząc, że mam w kieszeni broń.
Mówił o incydencie tuż przed
wyjściem. Zawstydził mnie tym. Chyba powinnam zmienić temat.
-Wyglądamy podejrzanie w
tych ubraniach.
-Ty wyglądasz raczej
śmiesznie niż groźnie.
Chwyciłam odruchowo za
truskawkę i rzuciłam nią w Justina. Złapał ją i z śmiechem wsadził do buzi. Tego
się nie spodziewałam. Miał niezły refleks. Cały czas się śmiał. To było aż
dziwne.
-Z jakiego powodu tryskasz
tak energią? Czy uniknięcie morderstwa..
Przerwałam, gdy zobaczyłam
jak w jednej sekundzie mina Justina rzędnie. Odkaszlnął i zacisnął mocniej palce
na kubku.
-Nie sądzę, by był to temat
do żartów.
-Przepraszam.
Wydukałam od razu i
chwyciłam za szklankę, opróżniając ją prawie do pełna.
-Wiesz, że..
-Wiem. Znam powód i cieszę
się, że tego nie zrobiłeś.
Poprawiłam się na krzesełku
a Justin wyjął portfel i zostawił rachunek w małej, prostokątnej książeczce.
Wyciągnął do mnie rękę a ja przeniosłam wzrok na jego twarz.
-Odwiozę Cię do domu.
Podałam mu dłoń, a Justin
splątał nasze palce. Ruszyliśmy do samochodu wolnym krokiem. To było takie
dziwne iść z nim za rękę. Czułam się jednak bezpieczne co było na maksa dziwne.
Ten człowiek miał przecież w aucie broń!.. Sama się prosiłam..
-Tayler mnie zabije, gdy się
dowie.
-Że mieliśmy momenty
zbliżenia i trzymamy się za rączki?
Spojrzał na mnie kątem oka i
wyszczerzył żeby. Doskonale wiedział, że nie o to mi chodzi. Klepnęłam go wolną
ręką w ramie.
-Tak samo Lauren i Joey. Od
kilku dni nie odbieram ich telefonów.
Przystanęliśmy przy aucie po
stronie pasażera a Justin złapał mnie w pasie, bym oparła się o drzwi.
-Joey do Ciebie wydzwania?
To było dziwne pytanie.
Justin zmarszczył brwi.
-Traktuję go jak
przyjaciela. Już Ci mówiłam.
Wyprostował się i założył
pasmo moich włosów za ucho.
-W takim razie powinnaś dać
im szansę się wytłumaczyć. Jesteś bardzo dobrą przyjaciółką.
-Jak dużo powinnam im
powiedzieć?
Uśmiechnął się, bo chyba
wiedział, że chodzi mi o niego.
-Myślę, że to pogorszyłoby
sytuację.
Odetchnęłam i potaknęłam
głową. W tym akurat to miał racje.
-Nie powinnam im mówić o
wszystkim.
-Mimo to chciałbym się z
Tobą widywać.
Uchyliłam usta a Justin
uśmiechnął się i mnie pocałował. Namiętnie i zdecydowanie za krótko.
-Uznam to jako odpowiedź. Ta
warga jest bardzo kusząca.
Odsunął się i otworzył mi
drzwi. Wsiadłam, obserwując jak obchodzi samochód i siada obok mnie. Mrugnął do
mnie okiem i odpalił silnik. No to dał mi do myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz