Poczułam jak Justin
delikatnie przejeżdża nosem po moim karku, a później obejmuje mnie w pasie i
przyciąga mocno do siebie. Otworzyłam nagle oczy, gdy zdałam sobie sprawę, że
jest ranek następnego dnia a blondyn śpi w moim łóżku, trzymając mnie
zdecydowanie w objęciach. Najostrożniej jak tylko umiałam, odwróciłam się w
stronę najbardziej przystojniejszego faceta, jakiego mogłam spotkać i uśmiechnęłam
się. Miałam ogromną ochotę pocałować go, ale przygryzłam wargę, żeby się
powstrzymać. Nie chciałam go budzić, ale i tak oboje wiedzieliśmy, że nie może
zostać zbyt długo. Ułożyłam usta w cienką linię i podniosłam rękę Justina, by
wydostać się z jego uścisku. Mruknął coś pod nosem a ja zacisnęłam powieki.
Wstrzymałam oddech aż się nie uspokoił i wstałam z łóżka. Nałożyłam na siebie
szlafrok i na palcach wyszłam z pokoju. Gdy stanęłam w salonie, zauważyłam
kilka porozwalanych rzeczy Taylera, ale nic od wczoraj, co należałoby do taty.
Spojrzałam na zegarek i z ulgą stwierdziłam, że zostało jeszcze pół godziny
jego nocnej służby. Musiałam tylko zrobić wszystko, by nie obudzić Taylera i
pozbyć się z domu Justina. Gdyby spotkali się w takich okolicznościach miałabym
przechlapane. Zacisnęłam palce i ruszyłam z powrotem do pokoju. Spojrzałam przelotnie
na drzwi pokoju brata i weszłam do swojego. Zamknęłam je po cichu i spojrzałam
na łóżko. Wstrzymałam oddech, gdy zobaczyłam w jaki rozpraszający sposób Justin
leży w mojej pościeli, ledwo co przykryty, i przygląda się mi z rękoma
założonymi za głowę. Oparłam się o drzwi i wypuściłam powietrze.
-Budzę się, a Ciebie nie ma
w łóżku. Przejmujesz moją rolę?
Zaśmiałam się cicho i wolnym
krokiem podeszłam do łóżka. Byłam niepewna jak z nim rozmawiać i lekko
zawstydzona po tym co zaszło między nami zeszłego wieczoru. Mimo, że było
cudownie.
-Ja nie uciekam. Badałam
grunt.
Justin podniósł się do
pozycji siedzącej i spojrzał na drzwi.
-Nie jesteśmy sami?
Pokiwałam przecząco głową a
Justin wyciągnął do mnie rękę. Wahałam się, ale podeszłam bliżej.
-Niedługo wróci tata. Nie
powinno Cię tu wtedy być. Wiesz o tym, prawda?
-Tak?
Oparł się na ręce i
wychylił, by złapać za moją dłoń. Pociągnął mnie do siebie a ja wpadłam na jego
ciało.
-Tak.
Uśmiechnął się, gdy zmuszona
jego gestem, usiadłam na nim okrakiem. Na mojej twarzy także zagościł uśmiech,
gdy spojrzałam z bliska na jego zaspaną buzię. Wyglądał pięknie. Przejechał
nosem po śliskim materiale szlafroku w miejscu sutków a ja otworzyłam odruchowo
usta, gdy poczułam przyjemne ukłucie nisko w brzuchu. Zamknęłam oczy.
-Za ścianą jest Tayler.
Justin złapał mnie w pasie i
rzucił na łóżko, nachylając się nade mną. Był nagi a mnie to tak strasznie
rozpraszało. Starałam się skupić na tym co do mnie mówił.
-Wiesz, że z tego właśnie powodu
bym zaryzykował? To podniecające.
-Nie tym razem.
-Miałem chociaż nadzieję na
jakieś pyszne śniadanie.
Uśmiechnęłam się, a Justin
przygryzł lekko moją dolną wargę, po czym zatracił się w długim i namiętnym
pocałunku. Wplątałam palce w jego włosy i ścisnęłam. Jego dłonie wędrowały po
całym moim ciele. Jęknęłam w usta Justina, gdy ścisnął boleśnie moje udo, a on
się na to zaśmiał. Miałam ochotę owinąć nogi wokół jego talii ale udało mi się
jednak wyrzucić z głowy ten pomysł. To byłoby bardzo nieodpowiednie.
-Idź już.
Przestał mnie całować i
spojrzał z zagadkowym uśmieszkiem na moją twarz. Nie chciałam tego, ale nie
mogłam ryzykować.
Wyszłam za Justinem przed
dom i zamknęłam po cichu drzwi. Zawiązałam mocniej pasek od szlafroku, czując
się pod jakimś względem winna. Pod dom podjechała taksówka a Justin odwrócił
się jeszcze raz w moją stronę.
-Zadzwonię.
-Obiecałeś.
Zaśmiałam się a Justin
podszedł do mnie i po raz kolejny dziś mnie pocałował. Chciałam jakoś
przedłużyć to pożegnanie chociaż o kilka sekund, więc zarzuciłam ręce na szyję
Justina i oddałam pocałunek. Justin objął nie w pasie i zrobiło się namiętnie.
Zachłanne pocałunki, jego zjeżdżająca na mój tyłek dłoń, jego zapach..
Odepchnęłam go od siebie i otworzyłam oczy.
-Twoja taksówka czeka.
-No to do zobaczenia?
Pokiwałam głową a Justin się
ode mnie odsunął. Zszedł dwa schodki w dół i chciał się już odwracać, ale w
ostatniej chwili zrezygnował.
-Aa, jeszcze jedno. Naprawdę
mi się podobało. Nawet bardzo.
Przygryzłam wargę i nie
mogąc się powstrzymać podeszłam do niego i jeszcze raz pocałowałam.
-Mi też.
Ostatni krótki pocałunek i
pośpiesznie cofnęłam się o kilka kroków. Spojrzałam nagle w kierunku bramki,
prowadzącej z mojego podwórka na podwórko Lauren i ujrzałam przyjaciółkę.
Przeniosłam wzrok na Justina i poczułam dreszcze.
-Cześć Lauren.
-Cześć.
-Pa, Ronnie.
Podniosłam rękę, żeby mu
pomachać i zobaczyć jak odchodzi i wsiada do taksówki. Lauren podeszła do mnie
a ja wyciągnęłam z kieszeni wibrujący telefon. Przyłożyłam go do policzka,
spoglądając na przyjaciółkę.
-Obiecałem.
Zaśmiałam się i spuściłam
wzrok na swoje stopy.
-Skoro nie udało nam się
zjeść razem śniadania, to może uda mi się namówić Cię na obiad?
-Dzisiaj?
-O drugiej. W knajpce, gdzie
jedliśmy tosty. To spokojne miejsce, kawałek drogi od tego wszystkiego.
-Dobrze.
-Przyjadę po Ciebie, jakoś
się stąd ulotnimy.
Zaśmiałam się do słuchawki a
Justin odezwał się dopiero po sporej chwili ciszy.
-Na razie, mała.
Rozłączyłam się i spojrzałam
na przyjaciółkę. Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Nie wiedziałam, czy mam
ochotę z nią rozmawiać.
-Dasz mi jeszcze jedną
szansę?
***
Stałam z zamkniętymi oczami
pod prysznicem i trawiłam wszystko co Lauren miała mi do powiedzenia. Nie
powiem, że nie, bo rozmowa przez zasłonkę była dużo prostsza. Mogłam w razie
potrzeby reagować niegrzecznym przekręcaniem oczu.
-Myślałam o tym całą noc i
wiem, że przez ostatni czas okropnie się zachowywałam. Zasłużyłam sobie na to
jak postąpiłaś.
Zrobiła pauzę, ale ja byłam
cicho. Wiedziała doskonale, że słucham z
uwagą i jej chyba też było prościej tak rozmawiać.
-Zrobiło mi się smutno, gdy
pomyślałam, że jesteś szczęśliwa a ja nie jestem tego częścią. Że nie jestem
dla Ciebie wsparciem i osobą, której możesz wszystko powiedzieć. Wygadać się.
Powinnam się cieszyć, skoro i Ty masz do tego powody. Ja naprawdę sobie to
przemyślałam i chcę Cię w tym wspierać. Nawet jeśli to coś złego.
-Podasz mi ręcznik?
Pierwsza okazja do
teatralnego przewrócenia oczami. Złego, złego.. wiedziałam co robiłam, nikt nie
musiał mi tego powtarzać. Wyciągnęłam rękę a Lauren podała mi ręcznik. Owinęłam
się nim i wyszłam z pod prysznica. Lauren zeskoczyła z pralki, gdy spotkałyśmy
się wzrokiem.
-Porozmawiaj ze mną w końcu
normalnie, proszę Cię.
-Lauren, co mam Ci niby
powiedzieć? Okłamałam Cię i to było złe ale nie dałaś mi wyboru.
Nachyliłam się by wytrzeć w
ręcznik włosy. Lauren nie dawała za wygraną.
-Wiem. Zrobiłam źle. Gdy
zobaczyłam Cię taką uśmiechniętą z blondynem.. poczułam się zazdrosna i to
kiepskie uczucie. Ale obiecuję to wszystko naprawić. Stanęłam między Tobą a Joeyem
i nie wiedziałam jak postąpić. Teraz wiem, że wybrałam niesłusznie. Sam musi
sobie poradzić ze swoimi uczuciami do Ciebie.
Wyprostowałam się i
spojrzałam na Lauren. Och Joey..
-Nigdy nie byłam dla Ciebie
taka surowa. W żadnej kwestii, nawet faceta.
-Wiem, Ronnie. Mogę
przepraszać Cię tysiąc razy, jeśli zechcesz się ze mną pogodzić.
Naprawdę nie miałam serca
się z nią kłócić. Tak bardzo jej mimo tego wszystkiego potrzebowałam.
-Lauren, chcę jedynie abyś
go zaakceptowała. I wszystkie inne moje wybory. Właśnie dlatego, że są moje.
-Nie lubię go. Ale zrobię
wszystko co w mojej mocy. Tylko niech będzie tak jak dawniej. Zwierzaj mi się z
tego co Cię uszczęśliwia lub martwi.
Gadaj nawet i o nim.
Uśmiechnęłam się a Lauren
podskoczyła i mnie przytuliła. Miałam dość tej chorej sytuacji i chciałam dać
nam jeszcze jedną szansę. W końcu była moją najlepszą przyjaciółką.
-Więc.. Wy się tak
oficjalnie spotykacie?
-Nie. Nie Laren. Nie oficjalnie.
Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Zwłaszcza tata i Taylor. On by go udusił..
Lauren wróciła z powrotem na
pralkę, wygodnie się na niej usadawiając a ja chwyciłam za szczotkę, by
rozczesać włosy.
-Skoro oni nie wiedzą, to co
on robił u ciebie w domu?
-Taylor wrócił nad ranem.
Tata dopiero co kończy służbę.
-Był u Ciebie calutką noc..
Pokiwałam głową i się
uśmiechnęłam. Miałam ciarki na samo wspomnienie jego ust..
-Czekaj.. Ty? Wy? Spaliście
ze sobą?
-Ciszej!
Podeszłam do Lauren i
przyłożyłam jej dłoń do ust.
-Spałaś z nim!
Wykrzyczała szeptem a ja
zaczęłam się śmiać z jej reakcji..
-Uprawiałaś seks z
najbardziej złym facetem jakiego obie znamy!? Jaki był?
-Nie jest taki zły.
Naprawdę. I był.. było cudownie..
-Jest dobry w te klocki?
Lepszy od Alexa?
-Lauren!?
***
Siedzieliśmy z Justinem na
ławce przy stoliku na zewnątrz, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie po
‘ucieczce’ z hotelu w sprawie Blackforda. Była to spokojna okolica i
niesamowicie piękna. Dobrze się tutaj czułam, z dala od wszystkich. Od tego
całego hałasu. Obiad był pyszny a Justin miał niesamowicie dobry humor. Tak jak
i ja.
-Lubisz truskawki?
-Wszystkie owoce.
-A Twoje ulubione danie?
-Wszystko co słodkie.
Justin zaśmiał się a ja
wsadziłam do buzi kolejną truskawkę. Miałam już pełen brzuch ale i tak
potrafiłam znaleźć miejsce na jeszcze jedną.
-A kolor?
-Czarny.
-Jakieś filmy?
-Czuję się jak na
przesłuchaniu.
-Bo to jest przesłuchanie.
Znów się zaśmiał i złapał
mnie w pasie, by posadzić sobie na kolanach. Uśmiechnęłam się i objęłam szyję
blondyna. Pocałował mnie w ramię a ja sięgnęłam po miseczkę z owocami. Justin
oparł się wygodnie o ławkę, a ja poprawiłam się na jego kolanach. Też chciałam
wiedzieć o nim więcej normalnych rzeczy.
-A jakie są Twoje ulubione
rzeczy?
-Nuda.
Skomentował i zrobił
śmieszną minę. Otworzył usta, gdy chwyciłam za truskawkę, więc przyłożyłam mu
ją do ust. Wziął gryz i oblizał usta. Powoli. Wciągnęłam do płuc więcej
powietrza, gdy przedłużył spojrzenie. Postanowiłam udawać, że mnie to nie
ruszyło i kontynuować luźną rozmowę.
-Więc jaki lubisz kolor?
-Fioletowy. I złoty.
-Coś jeszcze?
-Nie lubię filmów, na pewno
nie tych romantycznych. Interesują mnie auta i kobiety. Obecnie jedna konkretna..
I naprawdę zdążyłem polubić te zadrapania, które zostawiłaś mi na plecach
zeszłej nocy.
Otworzyłam usta z
zaskoczenia a Justin się zaśmiał. Pocałował mnie znów w ramie a ja odstawiłam
miskę. Poczułam jak róż wlewa mi się na policzki.
-Nie chciałam..
-Podobają mi się.
Przypominają jak momentami bardzo byłaś głośna.
-Justin?!
-Na samą myśl..
Urwał w połowie zdania i
wsadził mi dłoń pod sukienkę. Ścisnęłam gwałtownie uda, gdy jego palce musnęły
moją bieliznę. Złapałam za jego rękę, by go powstrzymać.
-Justin, tu są ludzie.
-W środku. Na zewnątrz
jesteśmy sami.
Pocałował mnie w szyję a ja rozluźniłam
uda. To było do mnie nie podobne, nigdy wcześniej nie zgodziłabym się na takie
rzeczy w takim miejscu. To nie był jego zły wpływ. To było po prostu coś nowego.
Naciągnęłam jednak szybko sukienkę, gdy zobaczyłam jak z auta, które podjechało
właśnie pod knajpkę, wysiada Joey. Zeszłam z kolan Justina i zaskoczona
podeszłam do drewnianej barierki. Poczułam za sobą obecność Justina, gdy Joey
znalazł się na dwa metry od nas.
-Co Ty tutaj robisz?!
Podniosłam głos, bo wcale mi
się nie podobało, że się tu znalazł. Skąd wiedział, gdzie jestem?
-Możemy porozmawiać? Na
osobności.
Powiedział stanowczo a ja
odwróciłam się i spojrzałam na Justina. Nie był zadowolony widokiem nowego
towarzysza. Patrzył na niego spod przymrużonych oczu. Zaciskał zęby. Zeszłam ze
schodków i ruszyłam w stronę samochodu Joeya. Gdy się do niego odwróciłam, był
tuż za mną.
-Skąd wiedziałeś, że tu
jestem? Śledziłeś mnie?
Joey przybliżył się do mnie
o krok, ale ja o tyle samo się cofnęłam. Byłam taka zła…
-Co Ty wyprawiasz, nie
widzisz, że to nie jest facet dla Ciebie? Pakujesz się w wielkie gówno. Ronnie,
mogę zabrać Cię do domu.
Co? Zmarszczyłam brwi, nie
wierząc o czym on w ogóle mówi. Chyba zwariował.
-Joey, co Ty mówisz?! Nie
możesz się tak zachowywać.
Przejechał zrezygnowany
dłonią po twarzy i spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-Znasz go pięć minut. Mnie
znasz od kilku lat… Ten facet namieszał Ci w głowie. Dlaczego nie widzisz jak
bardzo mi na Tobie zależy? Odrzucasz mnie z jego powodu?
Zatkało mnie. Stałam tam jak
słup i tylko w połowie słuchałam o czym do mnie mówi..
-Ronnie, proszę wróć ze mną
do domu.
Chciał dotknąć mojego
ramienia ale ja znów się odsunęłam. Byłam cholernie zła za to jak się
zachowywał. I że przyjechał tutaj za mną. To było nie do przyjęcia.
-Joey, nigdzie z Tobą nie
jadę.
-Kocham Cię, Ronnie. Nic na
to nie poradzę, ale tak jest. Nie chcę, żeby to się tak skończyło. Nie dam za
wygraną. Nie odpuszczę tak łatwo.
Otworzyłam buzie dwa razy
ale nie wykrztusiłam z siebie nawet zająknięcia. Joey złapał mnie za łokcie,
przyciągając do siebie, bym na niego spojrzała. Chciałam się wyrwać, ale na
marne.
-Ronnie, wsiądź ze mną do
auta.
-Puść mnie, Joey. Puść.
Chciałam się wyrwać, ale
chłopak sam mnie puścił, gdy podszedł do nas Justin i złapał go za ramię.
Odepchnął go na bok i stanął przede mną.
-Ronnie nie chce z Tobą
rozmawiać.
-Nie wtrącaj się.
Chciał wyminąć Justina i do
mnie podejść ale blondyn zastawił mu drogę. Cofnęłam się, gdy Joey chciał
uderzyć Justina ale ten zablokował cios a Joey wylądował na ziemi. Justin
odwrócił się do mnie i złapał za podbródek. Spojrzałam na niego zszokowana.
-Nic Ci nie jest?
-Nie musiałeś go bić.
-To on się rzucił.
Joey wstał nagle z ziemi i odszarpnął
ode mnie Justina. Zakryłam twarz, gdy zaczęli się bić. To nie mogło dziać się
naprawdę. Chwyciłam blondyna za koszulkę by go odciągnąć, ale zdało się to
całkowicie na nic.
-Justin! Joey! Przes..
przestańcie !
Na schodach zauważyłam
pierwsze zainteresowane wydarzeniem osoby i poczułam jak przewraca mi się w
brzuchu. Nie wiem ile to już trwało ale miałam dość tej bijatyki.
-Przestańcie, obaj!
Gwałtownie weszłam między
nich i od razu zostałam odsunięta na bok przez Justina. Podniósł mnie do góry i
odciągnął spory kawałek dalej. Gdy stanęłam z powrotem na ziemi od razu
złapałam go w pasie za koszulkę, by go przy sobie zatrzymać.
-Proszę Cię, zostaw go.
Justin wytarł nos i spojrzał
rozgniewany na przeciwnika. Oboje uspakajali oddechy. Wyglądali jak siedem
nieszczęść.
-Sama widzisz, mówiłem.
Joey odezwał się do mnie, co
jeszcze bardziej rozzłościło blondyna. Chciał znów do niego podejść, ale
wszyscy skupili się na podjeżdżającym pod zamieszanie samochodzie policyjnym.
Zamarłam, gdy zobaczyłam jak wysiada z niego mój tata. Tylko tego jeszcze
brakowało.
-Ronnie? Co tu się dzieje.
Bierzesz udział w tej bójce?
-To nie jej wina.
Spojrzałam na Joeya, który
próbował mnie bronić. Miał z tym coś wspólnego? To on wezwał tutaj tatę?
-Dziecko, wsiądź do
samochodu.
-Tato, nic się nie stało..
to..
-Ronnie nie pytam Cię o
zdanie. A Wy panowie proszę się rozejść. Joey co się z Tobą dzieję, pakujesz
się w bijatyki?
-On mnie sprowokował.
Chciałem zabrać stąd, Ronnie.
-Nic jej ze mną nie groziło.
Justin podszedł o krok do
Joeya, ale tata stanął mu na drodze. Nie tak wyobrażałam sobie nasze wspólne
spotkanie.
-Znowu się spotykamy Panie
Bieber.
Justin cofnął się o krok,
zaciskając dłonie w pięści. Widziałam, że się powstrzymywał, ale ja miałam
dość. Spojrzałam na Joeya i poczułam przeogromna złość. To wszystko to była
jego sprawka. Jak mógł posunąć się tak daleko.. Podeszłam do Justina i
spojrzałam na tatę.
-To Joey zaczął. Nie
powinieneś karać za to Justina..
-Ronnie..
-Znasz się z tym chuliganem?!
Spojrzałam na przyjaciela i
zaraz przeniosłam wzrok na tatę. Byłam zła na Joeya i miałam gdzieś czy
poniesie za to konsekwencje czy nie. Zanim wsiadł z trzaśnięciem drzwi do
samochodu, stanął obok mnie i spojrzał na mnie z góry. Zaskoczyły go moje słowa
i spojrzał na mnie z bólem wypisanym na twarzy.
-Wystarczyło pójść z nim do
łóżka, żebyś od razu stanęła po jego stronie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz