sobota, 31 marca 2018

Rozdział 15


Matt
Wszedłem do domu Justina i zatrzymałem się w korytarzu, gdy usłyszałem dobiegający z kuchni kobiecy śmiech. Musiałem przyznać, że dawno nie widziałem u niego laski o tak wczesnej godzinie. Zazwyczaj spławiał je po wspólnej nocy a później nie oddzwaniał. Zaciekawiony stanąłem w progu i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu ujrzałem Ronnie, stojącą w objęciach Justina. Trzymał ją mocno w pasie przyciągając do siebie, gdy tym czasem ona próbowała mu się wyrwać, ubrudzona czymś na nosie. Oboje się śmiali. Oparłem się wygodnie o framugę drzwi i odkaszlnąłem. Dziewczyna odskoczyła od Justina i odruchowo wytarła nos w zewnętrzną stronę dłoni. Przygryzła zmieszana wargę i rzuciła Justinowi krótkie spojrzenie. Ten przestał się śmiać i spojrzał na mnie przymrużonymi powiekami. Doskonale wiedział, że nie odpuszczę sobie kretyńskiego komentarza. Co tu się właściwie działo?
-Pamiętasz jeszcze jak się puka?
-Nie spodziewałem się tutaj tej pięknej kobiety, wybacz.
Ronnie spuściła wzrok i sięgnęła po leżącą na krześle torebkę. Przewiesiła ją sobie przez ramię, a Justin złapał ją odruchowo za dłoń.
-Wychodzisz już?
-Powinnam wrócić do domu.
Uśmiechnęła się zmieszana i spojrzała na mnie. Była naprawdę zawstydzona tą sytuacją. Chciało mi się śmiać bo Justin był przy niej jakiś taki delikatny? Nie wiem czy to dobre dla niego określenie ale był inny.
-Nie musicie sobie przeszkadzać.
Naprawdę nie chciałem być powodem, dla którego musiała już wychodzić, nie byłem pewien, czy Justin mnie za to nie zabije. Po jego minie wywnioskowałem, że odpowiedź Ronnie nie do końca mu się spodobała.
-Muszę wracać.
-Mam zakryć oczy?
Zaśmiałem się, gdy spojrzeli na siebie a później Ronnie wpakowała ręce w kieszenie spódniczki. Nie wiedziała jak zareagować na moje idiotyczne i krępujące teksty. Trochę mnie to bawiło.
-Na pewno nie chcesz jeszcze zostać?
Ronnie pokiwała przecząco głową a Justin podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła się i ruszyła w moją stronę. Zaśmiałem się pod nosem, gdy odezwała się do mnie zagadkowym tonem. Była trochę nie do rozgryzienia.
-Do widzenia, Matt.
-Do zobaczenia, Ronnie.
Dziewczyna wyminęła mnie a ja odruchowo podążyłem za nią wzrokiem. Była naprawdę bardzo ładniutka. Wróciłem na ziemie, gdy dostałem ścierką w ramię. Odwróciłem się do Justina i podszedłem do niego wolnym krokiem. Uśmiechał się pod nosem ewidentnie zadowolony. No proszę. Coś musiało się dziać.
-Stary co to było, pocałunek w czółko? Od kiedy ty taki delikatny?
-Odwal się.
-Co ona tutaj robiła?
-Jedliśmy śniadanie.
Odpowiedział wymijająco i zabrał ze stołu talerze, które wsadził za chwilę do zlewu. Cały czas śmiał się pod nosem. Musiał ją przelecieć.
-Przespałeś się z nią?
-Możesz zapytać mnie o milion innych rzeczy. Daruj sobie.
-Od kiedy przeszkadza ci rozmowa na ten temat? Jestem ciekawy czy ją bzyknąłeś. Jest naprawdę niezła.
-Nie mów o niej w taki sposób. Już Ci mówiłem, że jest inna.
Oparł się o blat i spiorunował mnie poważnym spojrzeniem. Jego zachowanie od jakiegoś czasu mnie przerażało. Nie zachowywał się jak Justin, którego tak dobrze znałem.
-Więc odpowiedź brzmi tak?
-Nie.
-Nie?!
Podszedł do lodówki, trzymając mnie w niepewności. Postał przy niej przez chwilę, ale ja chciałem się dowiedzieć. Naciskałem, ale był taki tajemniczy, dlaczego nie chciał o tym gadać?
-Nie rozumiem Cię. Przecież to była idealna okazja.
Wyciągnął z lodówki dwie butelki piwa i postawił na blacie przede mną. Był śmiertelnie poważny.
-Nie mogłem tego zrobić. I nie zrobię.
-Jaśniej, Stary. Bo w ogóle nie rozumiem co mówisz. Słyszę samo bla bla bla.
-Kurwa, czego nie rozumiesz? Nie poszliśmy do łóżko i tego nie zrobimy. Nie mogę się z nią przespać. Skrzywdziłbym ją.
-Boisz się, że coś do Ciebie poczuje?
Justin otworzył piwa i przysunął mi jedno. Od samego rana było cholernie gorąco, z chęcią upiłem spory łyk.
-Zapytała mnie wprost czego chcę. I wtedy ja sam zadałem sobie to pytanie. Jedyna odpowiedź jaką sobie udzieliłem to to, że nie mogę się w to wpakować. Przede wszystkim ze względu na nią.
-Są jeszcze jakieś inne powody? Bo mało co z tego kumam.
-Pierwszy raz powstrzymałem się od tego. Wycofałem się. Nie chciałem. Stała przede mną taka piękna i .. zaczęło walić mi serce. Matt, jeśli pójdę z nią do łóżka to wejdę w porządne bagno. Zakocham się w niej, rozumiesz? Jestem tego pewien. Nie mogę do tego dopuścić.
Zamurowało mnie, gdy to usłyszałem, zatrzymując butelkę w połowie drogi do ust. To mnie totalnie zaskoczyło. Zdałem sobie sprawę, że nie znam jeszcze takiego Justina. Widzę go pierwszy raz i wydaje się być całkowicie obcy. On już wpadł po uszy.
-Już po Tobie..
-Justin, Matt.
Odwróciłem się na krześle, gdy usłyszałem za sobą głos Hailey. Nie spodziewałem się jej, ale nie byłem w tym sam. Justin wstał z krzesła i podszedł do siostry. Trzymała w ręku walizkę i już wiedziałem, że nie będzie za ciekawie.
-Hailey? Co Ty tutaj robisz?
-Nie chciałam tam dłużej siedzieć. Proszę pozwól mi tu zamieszkać na jakiś czas.
-Nie ma mowy. Wracasz do domu.
-Justin, proszę Cię. Nie mogę tam wrócić.

***

Ronnie
Była cudowna pogoda a ja miałam najlepszy humor na całym świecie. Szłam do Joeya, śpiewając pod nosem i wymachując przy tym kabelkiem od słuchawek. Przez telefon dowiedziałam się jedynie, że Lauren zaplanowała coś super na dzisiejszy dzień i mieliśmy spotkać się u Joeya. Po głowie chodziły mi wspomnienia porannych pocałunków Justina i zapachu jego perfum. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Miałam właśnie skręcić w alejkę po prawej, gdy w oczy rzuciła mi się znajoma dziewczyna, siedząca samotnie na wydmach. Obserwowała śmiejących się na plaży ludzi ale ona sama wydawała się być smutna. Odruchowo ruszyłam w jej stronę, gdy rozpoznałam w niej siostrę Justina. Mówił, że wróciła jakiś czas temu do mamy. To mnie zaciekawiło. Odkaszlnęłam, gdy podeszłam na tyle blisko, by zobaczyć, że płacze. Podniosła głowę i wytarła pośpiesznie pojedyncze łzy.
-Hej.
-Znamy się?
Nie była chyba zadowolona z mojej obecności, ale zastanawiało mnie z jakiego powodu jest w takim stanie.
-Nie, ale widziałyśmy się w barze. Parę tygodni temu.
Przymrużyła oczy i spojrzała znów na wodę. Pociągnęła nosem i odpowiedziała mi.
-Chyba sobie przypominam. Oblałaś czymś mojego brata.
Nie da się zapomnieć.
-Mogę się przysiąść na chwilkę?
-Justin Cię tu przysłał? Chcę być sama.
Zdziwiło mnie to jak jest do niego w tym momencie nastawiona. To z jego powodu siedziała tu i płakała? Usiadłam obok niej na piasku, i gdy na mnie spojrzała, uśmiechnęłam się, zależało mi na tym, aby odebrała mnie pozytywnie. Nie chciałam się wtrącać. Ale nie mogłam patrzeć jak bardzo jest smutna i samotna, i przejść obojętnie.
-Justin nie ma z tym nic wspólnego, po prostu przechodziłam. Coś się stało?
Zapytałam niepewnie, bo nie miałam pewności jak zareaguje. Ku mojemu zdziwieniu była chętna do rozmowy.
-Właściwie to tak. Zawalił się mój cały świat. Nie mam do kogo się z tym zwrócić a Justin nie jest zadowolony z mojej wizyty.
Zaskoczyło mnie to i trochę rozczarowało. Był aż tak obojętny na jej krzywdę?
-Nie chce Ci pomóc? To coś poważnego?
Spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła. Za chwilę jednak znowu spoważniała. Przyciągnęła kolana pod klatkę piersiową i objęła je rękoma.
-Nie powinnam Ci tego mówić.
-Nie chciałam się narzucić.
Znów się uśmiechnęła.
-Nie o to chodzi. Jesteś bardzo miła. Ale nie chcę zrzucać na Ciebie swoich problemów.
Wyczułam, że miała ochotę komuś się wygadać. Byłam obca i może dlatego nadawałam się idealnie. Wstałam i wyciągnęłam do niej rękę. Podniosła głowę, krzywiąc się od świecącego prosto na nas słońca.
-Masz ochotę na lody? Będzie nam się lepiej rozmawiało.
Hailey wytarła jeszcze raz policzek i szeroko się uśmiechnęła. Pokiwała tylko głową i chwyciła moją dłoń.

Lody szybko się topiły ale my bardziej pochłonięte byłyśmy rozmową niż ich jedzeniem. Hailey otworzyła się przede mną a ja bardzo chętnie jej wysłuchałam. Może po części ze względu na Justina. Szłyśmy powoli w całkiem inną stronę niż dom Joey’a i rozmawiałyśmy. Lauren będzie pewnie wściekła i powinnam spodziewać się wkrótce telefonu od niej, ale nie chciałam zostawiać Hailey teraz samej. Zwłaszcza, że tak miło się rozmawiało. Ona potrzebowała się wygadać.
-Carl wyjechał zaraz po pogrzebie taty, do Londynu. Przerwał studia medyczne z jego powodu. Od tamtej pory nie było z nim kontaktu. Później Justin wyprowadził się tutaj. To dom po babci. Nigdy nie był taki porządny jak Carl i często razem robiliśmy wszystkim dowcipy.
Zaśmiała się a ja zdałam sobie sprawę, że Hailey naprawdę czuła się samotna. Wsadziłam plastikową łyżeczkę do buzi, kończąc lody.
-Justin całkowicie się zmienił od śmierci taty. Przestał się z nami dogadywać. Mamie powiedział, że to dla jej dobra wynosi się z domu. Ale ja tego nie kupuję. Stało się z nim coś dziwnego. Odtrąca nas od siebie a to on był zawsze tym bratem, na którego mogłam liczyć. Zapewniał mnie, że zawsze mnie we wszystkim wesprze i tak było. W niektórych sprawach zastępował mi rodziców. Wyciągał z tarapatów w szkole. Teraz jest całkiem inny. Bardziej mroczny. Mnie też od siebie odpycha. A to jemu chcę o tym powiedzieć.
Hailey wyrzuciła lody do kosza na śmieci, obok którego właśnie przeszłyśmy i wsadziła ręce w kieszenie. Zmarkotniała. Jej wyznania zaskoczyły mnie. Trudno było mi wyobrazić sobie dawnego Justina. Takiego beztroskiego, opiekuńczego i tego dobrego. Miałam wrażenie, że rozmawiamy o dwóch różnych osobach, ale doskonale wiedziałam dlaczego teraz taki jest. To wszystko stało się na jego oczach.
-Powinnaś z nim porozmawiać.
Hailey usiadła na ławkę i spojrzała na mnie przerażonym wyrazem twarzy. Złapałam ją za rękę, gdy miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Nie minęło wiele czasu, nim łza spłynęła jej po policzku. Czułam, że nie powiedziała i wszystkiego.
-Ronnie, stało się coś złego i moja mama nie może się o tym dowiedzieć. Chcę powiedzieć Justinowi, ale boje się jak na to zareaguje. Boje się, że Justin mnie nie wesprze i zostanę z tym całkiem sama. Nie mogę wrócić do domu.
-Możesz mi powiedzieć, jeśli jest coś w czym mogę Ci..
-Jestem w ciąży.
Otworzyłam usta, nie wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Po policzku dziewczyny spłynęły kolejne łzy. Przysunęłam się do niej i mocno ją objęłam. Zignorowałam telefon, który zaczął wibrować mi w tylnej kieszeni. Hailey zaczęła porządnie płakać.
-Który to tydzień?
-Trzeci miesiąc. Mama mnie zabije.
-Cii.
Pogłaskałam Hailey po włosach i poczułam jak skręca mnie w brzuchu. Bałam się jak przyjmie to Justin. Jeśli ta wiadomość go nie ucieszy, Hailey się załamię.
-Porozmawiaj o tym dzisiaj z bratem.
-Co jeśli mnie za to potępi?!
-Zrozumie.
Miałam nadzieję. Było mi jej strasznie żal. Potrzebowała go teraz. Przełknęłam z trudem ślinę. 

***

Siedziałam w kuchni i popijałam ciepłe mleko. Ani taty ani Taylera nie było w domu i czułam się jakoś dziwnie. Zastanawiałam się cały czas jak Hailey pójdzie rozmowa z Justinem. Nie powinno mnie to obchodzić, a tak bardzo zależało mi na tym, aby Justin ją wsparł. Pomógł przez to przejść i zrobił wszystko co w jego mocy, by czuła się przy tym bezpiecznie. Nie miałam pojęcia jak podchodzi do tego typu spraw i jakie ma o tym zdanie. Lubił dzieci? Tolerował je? Sam chyba nie był na nie gotowy ale może potrafił zrozumieć Hailey. Zerwałam się nagle z krzesła, gdy po kuchni rozległ się dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo o tej porze, ale domyślałam się, że mogła być to Lauren po tym jak odwołałam nasze dzisiejsze spotkanie. Otworzyłam drzwi i zaskoczona ujrzałam zapłakaną Hailey.
-Nie miałam dokąd pójść.
-Co się stało?
Wytarła nos w rękę najbardziej niechlujnie jak tylko było można i cofnęła się o krok.
-Nie powinnam była do Ciebie przychodzić. To nie Twój kłopot.
Chciała się odwrócić ale szybko złapałam ją za rękę. Nie mogłam pozwolić jej być samej w takim stanie. Zresztą gdzie miałaby pójść?
-Zaczekaj. Wejdź. Zrobię Ci coś ciepłego do picia.
Uśmiechnęłam się a Hailey spojrzała się na mnie nie wiedząc co zrobić.
-Wejdź. Jestem sama.
Weszła niepewnie do środka a ja zamknęłam za nią drzwi. Bałam się zapytać, ale musiałam.
-Rozmawiałaś z Justinem?
Hailey weszła do kuchni i usiadła zrezygnowana na krześle. Zaniosła się płaczem a ja podeszłam do niej i przy niej kucnęłam. Miała lodowate ręce.
-Możesz mi powiedzieć.
-To nie był dobry pomysł. Co ja narobiłam..
Pociągała nosem między zdaniami a ja przejechałam dłonią po jej udzie w geście pocieszenia. Przestała nagle płakać i na mnie spojrzała. Odezwała się śmiertelnie poważnym tonem.
-Nie chcę tego dziecka. Musisz mi w tym pomóc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz