Matt
Wszedłem do domu Justina i
zatrzymałem się w korytarzu, gdy usłyszałem dobiegający z kuchni kobiecy
śmiech. Musiałem przyznać, że dawno nie widziałem u niego laski o tak wczesnej
godzinie. Zazwyczaj spławiał je po wspólnej nocy a później nie oddzwaniał. Zaciekawiony
stanąłem w progu i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu ujrzałem Ronnie, stojącą w
objęciach Justina. Trzymał ją mocno w pasie przyciągając do siebie, gdy tym
czasem ona próbowała mu się wyrwać, ubrudzona czymś na nosie. Oboje się śmiali.
Oparłem się wygodnie o framugę drzwi i odkaszlnąłem. Dziewczyna odskoczyła od
Justina i odruchowo wytarła nos w zewnętrzną stronę dłoni. Przygryzła zmieszana
wargę i rzuciła Justinowi krótkie spojrzenie. Ten przestał się śmiać i spojrzał
na mnie przymrużonymi powiekami. Doskonale wiedział, że nie odpuszczę sobie
kretyńskiego komentarza. Co tu się właściwie działo?
-Pamiętasz jeszcze jak się
puka?
-Nie spodziewałem się tutaj
tej pięknej kobiety, wybacz.
Ronnie spuściła wzrok i
sięgnęła po leżącą na krześle torebkę. Przewiesiła ją sobie przez ramię, a
Justin złapał ją odruchowo za dłoń.
-Wychodzisz już?
-Powinnam wrócić do domu.
Uśmiechnęła się zmieszana i
spojrzała na mnie. Była naprawdę zawstydzona tą sytuacją. Chciało mi się śmiać
bo Justin był przy niej jakiś taki delikatny? Nie wiem czy to dobre dla niego
określenie ale był inny.
-Nie musicie sobie
przeszkadzać.
Naprawdę nie chciałem być
powodem, dla którego musiała już wychodzić, nie byłem pewien, czy Justin mnie
za to nie zabije. Po jego minie wywnioskowałem, że odpowiedź Ronnie nie do
końca mu się spodobała.
-Muszę wracać.
-Mam zakryć oczy?
Zaśmiałem się, gdy spojrzeli
na siebie a później Ronnie wpakowała ręce w kieszenie spódniczki. Nie wiedziała
jak zareagować na moje idiotyczne i krępujące teksty. Trochę mnie to bawiło.
-Na pewno nie chcesz jeszcze
zostać?
Ronnie pokiwała przecząco
głową a Justin podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w czoło. Uśmiechnęła
się i ruszyła w moją stronę. Zaśmiałem się pod nosem, gdy odezwała się do mnie
zagadkowym tonem. Była trochę nie do rozgryzienia.
-Do widzenia, Matt.
-Do zobaczenia, Ronnie.
Dziewczyna wyminęła mnie a
ja odruchowo podążyłem za nią wzrokiem. Była naprawdę bardzo ładniutka. Wróciłem
na ziemie, gdy dostałem ścierką w ramię. Odwróciłem się do Justina i podszedłem
do niego wolnym krokiem. Uśmiechał się pod nosem ewidentnie zadowolony. No
proszę. Coś musiało się dziać.
-Stary co to było, pocałunek
w czółko? Od kiedy ty taki delikatny?
-Odwal się.
-Co ona tutaj robiła?
-Jedliśmy śniadanie.
Odpowiedział wymijająco i zabrał
ze stołu talerze, które wsadził za chwilę do zlewu. Cały czas śmiał się pod
nosem. Musiał ją przelecieć.
-Przespałeś się z nią?
-Możesz zapytać mnie o
milion innych rzeczy. Daruj sobie.
-Od kiedy przeszkadza ci
rozmowa na ten temat? Jestem ciekawy czy ją bzyknąłeś. Jest naprawdę niezła.
-Nie mów o niej w taki
sposób. Już Ci mówiłem, że jest inna.
Oparł się o blat i
spiorunował mnie poważnym spojrzeniem. Jego zachowanie od jakiegoś czasu mnie
przerażało. Nie zachowywał się jak Justin, którego tak dobrze znałem.
-Więc odpowiedź brzmi tak?
-Nie.
-Nie?!
Podszedł do lodówki,
trzymając mnie w niepewności. Postał przy niej przez chwilę, ale ja chciałem
się dowiedzieć. Naciskałem, ale był taki tajemniczy, dlaczego nie chciał o tym
gadać?
-Nie rozumiem Cię. Przecież
to była idealna okazja.
Wyciągnął z lodówki dwie
butelki piwa i postawił na blacie przede mną. Był śmiertelnie poważny.
-Nie mogłem tego zrobić. I
nie zrobię.
-Jaśniej, Stary. Bo w ogóle
nie rozumiem co mówisz. Słyszę samo bla bla bla.
-Kurwa, czego nie rozumiesz?
Nie poszliśmy do łóżko i tego nie zrobimy. Nie mogę się z nią przespać.
Skrzywdziłbym ją.
-Boisz się, że coś do Ciebie
poczuje?
Justin otworzył piwa i
przysunął mi jedno. Od samego rana było cholernie gorąco, z chęcią upiłem spory
łyk.
-Zapytała mnie wprost czego
chcę. I wtedy ja sam zadałem sobie to pytanie. Jedyna odpowiedź jaką sobie
udzieliłem to to, że nie mogę się w to wpakować. Przede wszystkim ze względu na
nią.
-Są jeszcze jakieś inne
powody? Bo mało co z tego kumam.
-Pierwszy raz powstrzymałem
się od tego. Wycofałem się. Nie chciałem. Stała przede mną taka piękna i ..
zaczęło walić mi serce. Matt, jeśli pójdę z nią do łóżka to wejdę w porządne
bagno. Zakocham się w niej, rozumiesz? Jestem tego pewien. Nie mogę do tego
dopuścić.
Zamurowało mnie, gdy to
usłyszałem, zatrzymując butelkę w połowie drogi do ust. To mnie totalnie
zaskoczyło. Zdałem sobie sprawę, że nie znam jeszcze takiego Justina. Widzę go
pierwszy raz i wydaje się być całkowicie obcy. On już wpadł po uszy.
-Już po Tobie..
-Justin, Matt.
Odwróciłem się na krześle,
gdy usłyszałem za sobą głos Hailey. Nie spodziewałem się jej, ale nie byłem w
tym sam. Justin wstał z krzesła i podszedł do siostry. Trzymała w ręku walizkę
i już wiedziałem, że nie będzie za ciekawie.
-Hailey? Co Ty tutaj robisz?
-Nie chciałam tam dłużej
siedzieć. Proszę pozwól mi tu zamieszkać na jakiś czas.
-Nie ma mowy. Wracasz do
domu.
-Justin, proszę Cię. Nie
mogę tam wrócić.
***
Ronnie
Była cudowna pogoda a ja
miałam najlepszy humor na całym świecie. Szłam do Joeya, śpiewając pod nosem i
wymachując przy tym kabelkiem od słuchawek. Przez telefon dowiedziałam się
jedynie, że Lauren zaplanowała coś super na dzisiejszy dzień i mieliśmy spotkać
się u Joeya. Po głowie chodziły mi wspomnienia porannych pocałunków Justina i
zapachu jego perfum. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Miałam właśnie skręcić w
alejkę po prawej, gdy w oczy rzuciła mi się znajoma dziewczyna, siedząca
samotnie na wydmach. Obserwowała śmiejących się na plaży ludzi ale ona sama
wydawała się być smutna. Odruchowo ruszyłam w jej stronę, gdy rozpoznałam w
niej siostrę Justina. Mówił, że wróciła jakiś czas temu do mamy. To mnie
zaciekawiło. Odkaszlnęłam, gdy podeszłam na tyle blisko, by zobaczyć, że
płacze. Podniosła głowę i wytarła pośpiesznie pojedyncze łzy.
-Hej.
-Znamy się?
Nie była chyba zadowolona z
mojej obecności, ale zastanawiało mnie z jakiego powodu jest w takim stanie.
-Nie, ale widziałyśmy się w
barze. Parę tygodni temu.
Przymrużyła oczy i spojrzała
znów na wodę. Pociągnęła nosem i odpowiedziała mi.
-Chyba sobie przypominam.
Oblałaś czymś mojego brata.
Nie da się zapomnieć.
-Mogę się przysiąść na
chwilkę?
-Justin Cię tu przysłał?
Chcę być sama.
Zdziwiło mnie to jak jest do
niego w tym momencie nastawiona. To z jego powodu siedziała tu i płakała?
Usiadłam obok niej na piasku, i gdy na mnie spojrzała, uśmiechnęłam się,
zależało mi na tym, aby odebrała mnie pozytywnie. Nie chciałam się wtrącać. Ale
nie mogłam patrzeć jak bardzo jest smutna i samotna, i przejść obojętnie.
-Justin nie ma z tym nic
wspólnego, po prostu przechodziłam. Coś się stało?
Zapytałam niepewnie, bo nie
miałam pewności jak zareaguje. Ku mojemu zdziwieniu była chętna do rozmowy.
-Właściwie to tak. Zawalił
się mój cały świat. Nie mam do kogo się z tym zwrócić a Justin nie jest
zadowolony z mojej wizyty.
Zaskoczyło mnie to i trochę
rozczarowało. Był aż tak obojętny na jej krzywdę?
-Nie chce Ci pomóc? To coś
poważnego?
Spojrzała na mnie i lekko
się uśmiechnęła. Za chwilę jednak znowu spoważniała. Przyciągnęła kolana pod
klatkę piersiową i objęła je rękoma.
-Nie powinnam Ci tego mówić.
-Nie chciałam się narzucić.
Znów się uśmiechnęła.
-Nie o to chodzi. Jesteś
bardzo miła. Ale nie chcę zrzucać na Ciebie swoich problemów.
Wyczułam, że miała ochotę
komuś się wygadać. Byłam obca i może dlatego nadawałam się idealnie. Wstałam i
wyciągnęłam do niej rękę. Podniosła głowę, krzywiąc się od świecącego prosto na
nas słońca.
-Masz ochotę na lody? Będzie
nam się lepiej rozmawiało.
Hailey wytarła jeszcze raz
policzek i szeroko się uśmiechnęła. Pokiwała tylko głową i chwyciła moją dłoń.
Lody szybko się topiły ale
my bardziej pochłonięte byłyśmy rozmową niż ich jedzeniem. Hailey otworzyła się
przede mną a ja bardzo chętnie jej wysłuchałam. Może po części ze względu na
Justina. Szłyśmy powoli w całkiem inną stronę niż dom Joey’a i rozmawiałyśmy.
Lauren będzie pewnie wściekła i powinnam spodziewać się wkrótce telefonu od
niej, ale nie chciałam zostawiać Hailey teraz samej. Zwłaszcza, że tak miło się
rozmawiało. Ona potrzebowała się wygadać.
-Carl wyjechał zaraz po
pogrzebie taty, do Londynu. Przerwał studia medyczne z jego powodu. Od tamtej
pory nie było z nim kontaktu. Później Justin wyprowadził się tutaj. To dom po
babci. Nigdy nie był taki porządny jak Carl i często razem robiliśmy wszystkim
dowcipy.
Zaśmiała się a ja zdałam
sobie sprawę, że Hailey naprawdę czuła się samotna. Wsadziłam plastikową
łyżeczkę do buzi, kończąc lody.
-Justin całkowicie się
zmienił od śmierci taty. Przestał się z nami dogadywać. Mamie powiedział, że to
dla jej dobra wynosi się z domu. Ale ja tego nie kupuję. Stało się z nim coś
dziwnego. Odtrąca nas od siebie a to on był zawsze tym bratem, na którego
mogłam liczyć. Zapewniał mnie, że zawsze mnie we wszystkim wesprze i tak było.
W niektórych sprawach zastępował mi rodziców. Wyciągał z tarapatów w szkole.
Teraz jest całkiem inny. Bardziej mroczny. Mnie też od siebie odpycha. A to
jemu chcę o tym powiedzieć.
Hailey wyrzuciła lody do
kosza na śmieci, obok którego właśnie przeszłyśmy i wsadziła ręce w kieszenie.
Zmarkotniała. Jej wyznania zaskoczyły mnie. Trudno było mi wyobrazić sobie
dawnego Justina. Takiego beztroskiego, opiekuńczego i tego dobrego. Miałam
wrażenie, że rozmawiamy o dwóch różnych osobach, ale doskonale wiedziałam
dlaczego teraz taki jest. To wszystko stało się na jego oczach.
-Powinnaś z nim porozmawiać.
Hailey usiadła na ławkę i
spojrzała na mnie przerażonym wyrazem twarzy. Złapałam ją za rękę, gdy miałam
wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Nie minęło wiele czasu, nim łza spłynęła jej
po policzku. Czułam, że nie powiedziała i wszystkiego.
-Ronnie, stało się coś złego
i moja mama nie może się o tym dowiedzieć. Chcę powiedzieć Justinowi, ale boje
się jak na to zareaguje. Boje się, że Justin mnie nie wesprze i zostanę z tym
całkiem sama. Nie mogę wrócić do domu.
-Możesz mi powiedzieć, jeśli
jest coś w czym mogę Ci..
-Jestem w ciąży.
Otworzyłam usta, nie
wypowiadając przy tym ani jednego słowa. Po policzku dziewczyny spłynęły
kolejne łzy. Przysunęłam się do niej i mocno ją objęłam. Zignorowałam telefon,
który zaczął wibrować mi w tylnej kieszeni. Hailey zaczęła porządnie płakać.
-Który to tydzień?
-Trzeci miesiąc. Mama mnie
zabije.
-Cii.
Pogłaskałam Hailey po
włosach i poczułam jak skręca mnie w brzuchu. Bałam się jak przyjmie to Justin.
Jeśli ta wiadomość go nie ucieszy, Hailey się załamię.
-Porozmawiaj o tym dzisiaj z
bratem.
-Co jeśli mnie za to
potępi?!
-Zrozumie.
Miałam nadzieję. Było mi jej
strasznie żal. Potrzebowała go teraz. Przełknęłam z trudem ślinę.
***
Siedziałam w kuchni i
popijałam ciepłe mleko. Ani taty ani Taylera nie było w domu i czułam się jakoś
dziwnie. Zastanawiałam się cały czas jak Hailey pójdzie rozmowa z Justinem. Nie
powinno mnie to obchodzić, a tak bardzo zależało mi na tym, aby Justin ją wsparł.
Pomógł przez to przejść i zrobił wszystko co w jego mocy, by czuła się przy tym
bezpiecznie. Nie miałam pojęcia jak podchodzi do tego typu spraw i jakie ma o
tym zdanie. Lubił dzieci? Tolerował je? Sam chyba nie był na nie gotowy ale
może potrafił zrozumieć Hailey. Zerwałam się nagle z krzesła, gdy po kuchni
rozległ się dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo o tej porze, ale
domyślałam się, że mogła być to Lauren po tym jak odwołałam nasze dzisiejsze
spotkanie. Otworzyłam drzwi i zaskoczona ujrzałam zapłakaną Hailey.
-Nie miałam dokąd pójść.
-Co się stało?
Wytarła nos w rękę
najbardziej niechlujnie jak tylko było można i cofnęła się o krok.
-Nie powinnam była do Ciebie
przychodzić. To nie Twój kłopot.
Chciała się odwrócić ale
szybko złapałam ją za rękę. Nie mogłam pozwolić jej być samej w takim stanie.
Zresztą gdzie miałaby pójść?
-Zaczekaj. Wejdź. Zrobię Ci
coś ciepłego do picia.
Uśmiechnęłam się a Hailey
spojrzała się na mnie nie wiedząc co zrobić.
-Wejdź. Jestem sama.
Weszła niepewnie do środka a
ja zamknęłam za nią drzwi. Bałam się zapytać, ale musiałam.
-Rozmawiałaś z Justinem?
Hailey weszła do kuchni i
usiadła zrezygnowana na krześle. Zaniosła się płaczem a ja podeszłam do niej i
przy niej kucnęłam. Miała lodowate ręce.
-Możesz mi powiedzieć.
-To nie był dobry pomysł. Co
ja narobiłam..
Pociągała nosem między
zdaniami a ja przejechałam dłonią po jej udzie w geście pocieszenia. Przestała
nagle płakać i na mnie spojrzała. Odezwała się śmiertelnie poważnym tonem.
-Nie chcę tego dziecka.
Musisz mi w tym pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz